20. Za śladem Cienia.

465 45 4
                                    

Po wspólnych doznaniach. Sarah ze śmiechem próbowała założyć ciągle wilgotne spodnie.

- Tak bardzo mnie wkurzyłeś, że wskoczyłam do wody w ubraniu.

- Mogę powiedzieć ci to samo.

James zapinał swoje spodnie i otrzepywał koszulę z piasku. Zbliżyła się do niego i powoli przesuwała dłońmi po jego piersi.

- Muszę przyznać, że jesteś gorący.

- I vice versa, Sarah. Zawsze byłem gorący, w końcu mogłaś się przekonać jak bardzo. - Przejechał rękami po jej ciele. - Mógłbym cię ciągle pieprzyć.

- Ciągle? - zamruczała.

- Nawet nie wiesz, jak na mnie działasz, Afrodyto.

- A ty na mnie, Posejdonie. - Złapała go za krocze i przejechała ręką po jego spodniach.

- Niegrzeczna jesteś.

- Bardzo. - Pocałowała go. - Wściekłeś się, że noszę naszynik od ukochanego, który czeka na mnie w domu?

- Nie - skłamał beztrosko. Zarzucił swoją koszulę wokół jej bioder i przyciągnął do siebie - Dlaczego miałoby mnie to obchodzić?

- W takim razie może chciałbyś dowiedzieć się czegoś o Dannym?

- O nie... - Zachłannie pocałował jej usta.

- Chodź ze mną... Chodź ze mną do willi i znów się ze mną kochaj.

- Kusisz, Afrodyto, ale pora już spać. Dziś nie kończy się świat.

- James... - Zrobiła maślane oczka.

- Będziesz miała mnie... - Gwałtownie obrócił głowę, jego oczy w jednej chwili się zmieniły, rozglądając się jakby skanowały otoczenie.

- James, co się...

Zakrył ręką jej usta i pociągnął w stronę murku z krzewów.

- Nie ruszaj się i nic nie mów.

Wpatrywał się w klif. Ponownie usłyszał ciche szuranie butów o skały. Wytężył wzrok i ujrzał niewyraźny kontur.

- Idź do willi i zostań tam - polecił.

- Co chcesz zrobić?

- Rób co mówię.

- Idę z tobą.

- Wracaj do willi. Porozmawiamy rano.

- Powiedziałam, że idę z tobą.

- Nie mam czasu na...

- Więc nie trać go dłużej.

- Chodź. - Wbiegł na kamienne schody. - Nie masz butów.

- Ani ty - odpowiedziała.

- Uparciuch.

- Zgadza się.

Wspinał się po skałach. Wiedział dokąd zmierza ów cień. Gdyby był sam i uzbrojony, poszedłby ścieżką, ale nie był sam i nie miał niczego czym mógłby obronić Sarah.

- Posłuchaj... - Chwycił ją za ramię. - Ten człowiek zabił i to niejeden raz, wierz mi. Kiedy odkryje, że stracił łup, zorientuje się, że może być śledzony. Wracaj do willi.

- Chcesz, żebym wezwała policję?

- Nie. Muszę dowiedzieć się, kim on jest. Sarah nie mam broni, jeżeli on...

- Nie zostawię cię. Tracisz czas.

- Niech ci będzie, ale zrobisz dokładnie to, co powiem. W przeciwnym razie zrobię coś, żebyś straciła przytomność, obiecuję.

- Chodźmy.

James zwinnie podciągnął się na skały. Zanim zdążył wyciągnąć rękę, Sarah już stała przy nim. Był pełen jej podziwu, silna, piękna, lojalna, wprost idealna kobieta o jakiej marzył. Wziął ją za rękę i szybko ruszyli w stronę ścieżki.

- Wiesz dokąd idzie? - zapytała Sarah.

- Wiem. Ma swoje stałe miejsce na zrzutki. To niedaleko. Sarah, zostań tu.

- Ale...

- Nie kłóć się.

Zanim zdążyła zaprotestować, zniknął.

James był teraz bardzo ostrożny. Zbliżył się do miejsca "kryjówki towaru" i obserwował z ukrycia nierozpoznanego jeszcze człowieka. Rosło tu dużo drzew i krzewów, dzięki którym mógł być bardzo blisko.
Wtem usłyszał szuranie butów i głośne przekleństwo. James poczuł satysfakcję.
Wreszcie zobaczył czarną postać. Stała w cieniu z nerwowością rozglądając się  na wszystkie strony. W tej samej chwili usłyszał szmer, inny szmer.

Ktoś szedł ścieżką.

James zamarł.

Zobaczył jak zakapturzona postać wyciąga pistolet i cofa się w cień. Waller podniósł kamień i przygotował się do skoku. Rzuciłby się na tamtego i krzykiem ostrzegł Sarah.
Krzak za ścieżką poruszył się.

Wstrzymał oddech.

Wyłoniła się chuda, biała koza, która podążała dalej jak gdyby nigdy nic. James osunął się na kolana, tak jak teraz nie bał się chyba nigdy.
Człowiek w kapturze przeklnął, chowają broń i ruszając naprzód. Przechodząc obok Jamesa, ściągnął maskę.

Sarah została w miejscu, gdzie James jej nakazał. Zdawało jej się, że czeka na niego całą wieczność. Każdy cichy dźwięk, sprawiał, że cała dygotała. Nigdy więcej nie zamierza czekać. Gdyby coś mu się stało...
Mu się nic nie stanie, za chwilę wróci - zapewniała samą siebie. Kiedy zobaczyła, że się zbliża, wybiegła i rzuciła mu się w ramiona.

- Tak bardzo się o ciebie bałam. Co się działo?

- Nie był zadowolony. Z pewnością, jutro wróci na łódź.

- Czy widziałeś, kto...

- Żadnych pytań. A teraz chodź do domu, uparta i odważna, Afrodyto.

- Śpij dziś ze mną. Nie chcę być sama.

Objął ją w talii i się uśmiechnął.

- Jaki facet mogłby ci się oprzeć.

W świetle Księżyca ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz