12. Kolacja po zachodzie Słońca.

516 42 0
                                    

Wioska była bardzo urokliwa.
Sarah obserwowała kołyszące się na tafli morskiej łodzie rybackie i mężczyzn, którzy rozkładali sieci do wyschnięcia. Razem z Ethanem siedziała na werandzie w przytulnej restauracji. Gorące słońce nie było już nad nimi, sunęło się po niebie, by zaraz zniknąć w otchłani morza. Niebo było pomarańczowe, słońce czerwone, woda ciemna, światła migające, a w tym wszyskim Sarah i Ethan.

- Widać, że ci ludzie kochają to co robią. Co niektórzy pomimo wieku są bardzo zręczni - zauważyła.

- Nie byłbym taki pewny, czy rzeczywiście kochają swoją pracę. Łowią, pracują przy oliwkach Jamesa, taki jest ich obowiązek. Z czegoś muszą żyć i robią to od pokoleń.

- A przemyt?

- Robią, czego się od nich żąda. Dla forsy są w stanie zrobić wszystko i w sumie ich rozumiem.

- To jest niewłaściwy i zły zarobek. Moim zdaniem, tacy wpływowi ludzie jak Kasander i... James, którzy poniekąd mają władzę nad wyspą, powinni wywrzeć nacisk na kogo trzeba.

- Za mało znam Kasandra... Ale trudno mi sobie wyobrazić, że James miesza się do czegokolwiek, co nie dotyczy jego lub jego interesów. James jest bardzo dobrym kuzynem, użyczył mi mieszkania i opłacił podróż, ale on nie interesuje się takimi rzeczami jak przemyt. Ostatnio nawet proponował mi stanowisko w jego biurze w Kalifornii.

- Nie masz takiego poczucia, że może zgrywać tylko pozory?

- Znam go i wiem, że od takich spraw jak przemyt trzyma się z daleka. - Westchnął. - Zamówmy coś - spojrzał w karte menu.

W lokalu panowała luźna atmosfera. Ludzie wchodzili i wychodzili, zamawiali i jedli. Właściciel był barczystym mężczyzną z wąsem i bladym uśmiechem.
Sarah czuła się zwyczajnie i swojsko, tutaj zapomniała o tak, w dosłownym sensie - martwym poranku. Była pełna swobody i luzu.

- Pięknie się śmiejesz. Bardzo zmysłowo - powiedział mężczyzna wpatrując się w jej oczy.

- Przestań opowiadać takie rzeczy. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Ty za to masz uwodzicielskie spojrzenie.

Ethan nieoczekiwanie przesunął się i zamknął jej usta pocałunkiem.
Odsunęła się od niego.

- Nie podobało ci się?

- Po prostu... zaskoczyłeś mnie. - Zmieszała się, nie sądząc, że tak się do niej zbliży.

- Następnym razem postaram się cię uprzedzić. - Uśmiechnął się i wyjął z kieszeni paczkę papierosów.

- Nie wiedziałam, że palisz.

- Niezbyt często. Czasami się zdarza. - Zaciągnął się dymem.

- Mówiłeś, że... znasz dobrze wyspę, czyli także zatoczkę dobrze znasz.

- Znam. Takie miejsca warto znać, emanują poezją, a raczej emanuowało. Nie byłem tam od tygodnia i nieprędko tam wrócę. Nie myśl już o tym, Sarah.

Spojrzała mu w oczy. Były takie przejrzyste. Jestem głupia. Żaden z nich - Kasander, Damian, Ethan nie byłby w stanie tego zrobić. Poeta sprawcą morderstwa? Romantyk i uwodziciel wbijający nóż w plecy? Nieee. To nie współgra.
Przecież każdy może palić i co z tego, że wszyscy palą te luksusowe, czarne papierosy? Albo nie są takie luksusowe, albo są bardzo popularne i dobre.

- Ethan... mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, bo zamierzam się upić. - Podniosła kieliszek i wypiła go do dna.

- Nie martw się, z chęcią zrobię to z tobą.

Kiedy wypili pare kolejek, Sarah poczuła, że alkohol przytępia zmysły. Muzyka była coraz głośniejsza, ludzi coraz więcej. Atmosfera ulegała zmianie.

- Dużo ludzi - powiedziała.

- Bo to sobota jest!

- Cieszę się, że mnie tu przyprowadziłeś. Żadnych morderstw, żadnego przemytu i żadnych beznadziejnych mężczyzn. - Przechyliła kieliszek na znak wolności i zadowolenia. - Kiedy będę mogła poczytać twoje wiersze?

- Kiedy twój mózg będzie funkcjonować normalnie. - Zaśmiał się i dolał kolejnego kieliszka.

- Jesteś miły i taki fajny. Wcale niepodobny do Jamesa.

- A to dlaczego?

- Po prostu. Jesteś od niego lepszy.

- Dziękuję. Nikt tak jeszcze nie powiedział. Zawsze to James jest na pierwszym miejscu cokolwiek bym nie zrobił.

- Wiesz co? James jest chamem i pieprzonym kameleonem - wypaliła.

- Kameleonem?

- Nie warto mówić. - Machnęła ręką.

- Czy mówiłem już, jaka jesteś cudowna?

- Masz zamiar prawić mi komplementy? - Przysunęła się do niego, śmiejąc się.

- Może wyjdziemy? Co znajdę jakiś ciemny kąt, gdzie będę mógł porządnie cię pocałować.

Podniósł się i pomógł jej wstać. Wyszli na świeże, nocne powietrze.
Podążali wzdłuż uliczki.

- To miejsce jest takie niesamowite. Jak myślę o powrocie do Nowego Jorku, to aż mi niedobrze. Jak bym mogła teraz wracać? - Zawisła na jego ramionach. - Może posłucham Chloe i znajdę sobie pasterza... może.

- Myślę, że zasługujesz na kogoś lepszego niż pasterza. - Przysunął się do niej bliżej i ją pocałował.

Usta Ethana nie były gwałtowne ani pośpieszne. Były zupełnie inne i to jej się podobało. Ethan jest miły i nieskomplikowany. Kiedy będzie go potrzebowała, nie zostawi jej. Jest wrażliwy na piękno i ludzkie czyny, a przy tym jest poetą.

- Sarah, jesteś wyjątkowa.

- I ty również.

- Zastanawiam się, czy nie ma czasem jakiegoś mężczyzny, z którym powinienem stoczyć o ciebie pojedynek.

Sarah spróbowała pomyśleć o Dannym, ale nie mogła wywołać jego obrazu. Już dawno wszystko pomiędzy nimi było skończone. Pojawił się za to wizerunek Jamesa, całującego ją bez opamiętania.

- Nie. Nie ma nikogo takiego - powiedziała stanowczo.

- Sądząc po tym, jak zdecydowanie zaprzeczasz, domyślam się, że konkurencja jest całkiem silna. Nic nie mów. - Znów ją pocałował, tym razem był to dłuższy pocałunek. - Chyba powinienem dowieźć cię do domu, zanim będzie za późno.

- Za późno? - zapytała, wiedząc że zapada noc.

- Zanim zapomnę, że jestem dżentelmenem, a ty kompletnie nietrzeźwą damą.

Sarah roześmiała się.

- Więc chodźmy.

W świetle Księżyca ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz