2. Samotny pocałunek.

787 61 7
                                    

Sarah nie mogła pojąć, dlaczego jej się to przytrafiło. Pragnęła tylko spokoju, relaksu, a otrzymała przerażenie i szok. Zdawało jej się, że leży tam całą wieczność. Spróbowała się przesunąć, ale mężczyzna przycisnął ją mocniej. Ręka na ustach utrudniała jej oddychanie. Powoli przed jej oczami zaczęły pojawiavć się mroczki.

Próbowała opanować się w duchu, lecz nie potrafiła. Biła się, karciła się w myślach, dlaczegosz to wybrała się na tą cholerną plażę. Mogłaby teraz spokojnie leżeć w przydzielonej specjalnie dla niej sypialni. Ale nie. Zapragnęła otulić swe ciało w morskiej otchłani i teraz ma za swoje. Otula, a raczej przygwożdza je jakiś bandyta z pod ciemnej gwiazdy. Usłyszała kogoś jeszcze. Rozległ się niski głos. Przeraziła się jeszcze bardziej. Ilu ich jest? Mężczyzna wołał coś do drugiego.

- Słyszysz coś!?

- Nie! Kim jest ta kobieta? - zapytał, widząc ją.

- Nieważne. Nie martw się o nią - uspokoił go jej oprawca.

Już po mnie, zabiją mnie. Zaczęła się szarpać. Nie może tak bezczynnie leżeć. Mężczyzna zaklnął i mocniej przycisnął ją do ziemi. Podniósł się nieco, a ona ujrzała jego twarz. Miał ostre rysy, zmrużone oczy i groźne oblicze. Lico, które gotowe jest zabić. Nie zawaha się użyć ostrego noża

- Idź za nim - polecił swemu towarzyszowi - Ja zajmę się kobietą.

Przestraszyła się jak nigdy. Oblała się zimnym potem. Momentalnie zrobiło się jej duszno, a cały świat zawirował.

Zemdlała.

Gdy otworzyła oczy, gwiazdy lśniły na czarnym niebie jak poprzednio. Wsparła się na łokciu i próbowała oprzytomnieć. Może to wszystko, było tylko snem - pomyślała. Rozejrzała się dookoła i cichy dźwięk poderwał ją na równe nogi. To działo się naprawdę! Nie, on wraca! Kroki zbliżały się, Sarah cofnęła się. Nie podda się. Będzie walczyć. Rzuciła się odważnie na niego, by po chwili znów znaleźć się na piasku.

- Κάνε ησυχία ! - krzyknął po grecku, co znaczyło "bądź cicho".

- Zostaw mnie! - krzyknęła po angielsku.

- Nie jesteś Greczynką - powiedział po angielsku. - Kim jesteś?

- Nie twoja sprawa! - próbowała uwolnić nadgarstki, ale było to bezskuteczne.

- Nie szarp się! Co robiłaś na plaży w środku nocy?

- Pływałam! Nawet idiota by zgadł!

- Bądź cicho do cholery! - wypalił przez zęby.

Widział jak wychodziła z wody i przysiadła na skale. Obserwował jej ruchy, od chwili gdy tylko ją ujrzał. Musiał.
Nie znał jej, dlatego wywnioskował, że musiała się u kogoś zatrzymać. Czyżby była gościem Karagounisów?

- Nie jesteś Greczynką - powtórzył.

- Ani ty Grekiem.

- Pół na pół - wykonał ruch ręką.

- Nie zgwałcisz mnie tak łatwo, nie masz już noża.

- Nie zgwałcę? - zdziwił się. - Nie miałem tego w planach... Wiedz, że ten nóż nie był przeznaczony dla ciebie.

- W takim razie puść mnie! - zażądała.

- Zrobiłem to dla twojego dobra.

- Naprawdę?

- Przepraszam za moje zachowanie, ale było to konieczne.

Spojrzał w jej oczy i ujrzał w nich doszczętną głębię, ujmującą. Była piękną kobietą. Mógłby z nią poflirtować - pomyślał. Odegnał te myśli od siebie, w tych okolicznościach było to niemożliwe.

- Puść mnie, bo będę krzyczeć! - ponownie zażądała.

Podniósł się i ją puścił.

- Przepraszam za to, co zaszło.

- Och, doprawdy? - podniosła się z piasku i odtrzepała - Masz tupet! Wleczesz mnie w krzaki, dusisz, a potem przepraszasz, jak gdyby nigdy nic! Kim ty jesteś i o co tu chodzi?

- Proszę - podniósł leżącą na ziemi sukienkę. - Niosłem to, kiedy mnie zaatakowałaś - zaśmiał się. - Teraz nie ma znaczenia kim jestem. Zapomnij o tej sytuacji.

- I to wszystko? Zobaczymy, co na to powie policja - wyminęła go, po czym kierowała się na schody.

- Nie radzę tego robić.

Sarah odwróciła się ku niemu. Już się go nie bała. Światło księżyca oświetlało mu twarz, na której była wielka pewność siebie. Podeszła do niego.

- A dlaczego?

- Wszystkie te pytania, raporty i stracony czas. Nawet gdybyś znała moje nazwisko, Afrodyto, i tak nikt by ci nie uwierzył. Nikt.

Uśmiechnął się do niej uwodzicielsko. Podobało jej się jak ją nazwał, ale była też niezadowolona z nagłej fali ciepła, która ją ogarnęła.

- Nie byłabym taka pewna.

- Nie zgwałciłem cię - powiedział.

Zbliżył się i powoli przesunął dłońmi po jej włosach. Tym razem palce nie wpijały się w jej ciało, a leniwie gładziły skórę. Jaka ona jest seksowna - pomyślał. Nie stojąc dłużej bezczynnie przylgnął do jej ust.
Miał gorące i niewiarygodnie miękkie wargi. Odepchnęła go, ale zabrakło jej siły. Delikatnie przyciągnął ją do siebie i zaczął całować jej usta. Był to atak, który pomimo, że naruszył jej przestrzeń osobistą, to musiała przyznać, że był przyjemny.

- Jeden samotny pocałunek, to prawie zbrodnia - wymruczał prosto w jej usta.

- Przestań! - Sarah oprzytomniała i odepchnęła go. - Jesteś idiotą! Nie zostawię tak tego. Pójdę... - ręką dotknęła szyi, na której brakowało naszyjnika. - Co zrobiłeś z moim naszyjnikiem? Oddawaj go!

- Obawiam się, Afrodyto, że go nie mam.

- Oddawaj! Dla ciebie nie ma żadnej wartości!

- Nie ukradłem twojego naszyjnika. Nie jestem złodziejem! Gdybym chciał cię okraść, wziąłbyn coś znacznie bardziej interesującego - spojrzał przenikliwie. - Ten drobiazg jest dla ciebie ważny, czyżby pamiątka po ukochanym?

- Prezent od kogoś kogo kocham! Ktoś taki jak ty, tego nie zrozumie!

Odwróciła się i pobiegła na schody. Zniknęła w ciemnościach uliczki. Cieszyła się, kiedy była w końcu w domu. To była ciężka noc.
Noc, o której nawet nie śniła.

W świetle Księżyca ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz