Przykro mi, ale nie będzie żadnego romansu (wiem, że wiele z was na to liczyło), nie jestem w tym dobra, poza tym uważam, że książka bez romansu może być lepsza (albo równie dobra) co ta z miłosnym wątkiem.
To tyle, miłego czytania!I stało się, dzisiaj walentynki. Może zacznijmy od tego, że nienawidzę tego dnia, ale tego się chyba wszyscy już zdążyli domyślić. W każdym razie przyglądam się sobie w lustrze: czerwona krótka sukienka, czarna skórzana kurtka, mocny makijaż i czarne buty na kostkę z ćwiekami. Może to nie jest strój na bal walentynkowy tylko raczej na imprezę urodzinową, ale przynajmniej nikt nie będzie wyglądał tak jak ja...
Miałam iść na ten przeklęty bal sama, to najlepsze wyjście: chcę zniknąć - wychodzę, chcę posiedzieć w ciszy - nie ma problemu, poza tym jakbym przyszła sama to mogę tańczyć z każdym, a jak jestem tam z kimś to raczej byłoby głupio... Albo może nie? W każdym razie zastanawiam się jak to możliwe, że Fred mnie zaprosił. No i jak to możliwe, że się bez problemu zgodziłam. A zastanawiałam się czy w ogóle tam iść...
Ale teraz już nie ma odwrotu.
Bo przecież nie powiem 'Hej Fred, wiesz co, bo ja jednak nie idę na ten bal. Znajdź sobie kogoś innego' pół godziny przed balem.
Cóż, trzeba jakoś to przeżyć...
Dwie godziny po rozpoczęciu balu walentynkowego (22:00)
Zaczęło się nawet znośnie, potem było lepiej. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a jak Fred zorientował się, że nie bawię się za dobrze (oczywiście uświadomiłam mu, że to nie przez niego) usiedliśmy z boku przy stoliku z kremowym piwem (wolę ognistą, ale to piwo nawet nie jest takie złe) i zaczęliśmy omawiać kolejne pomysły na żarty.
W pewnej chwili zrobiło się zbyt romantycznie.
-Wyjdziemy? - zapytałam
-Jasne - chyba myślał, że chce dołączyć do tych obściskujących się par na parkiecie, bo nie był zbyt zadowolony z tego co powiedziałam
Wyszliśmy na błonia.
[błonia czy błonie? od aut.]Było trochę zimno (w końcu to luty), ale mi to nie przeszkadzało. Siedzieliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy.
-Uwielbiam tak spędzać wieczory - powiedziałam
-Na balach?
-Nie! Patrząc w niebo. Gwiazdy są piękne...
-Nie tak piękne jak ty...
-Co? - zapytam zdziwiona
-Nic nie mówiłem.
-Na pewno?
-Nic, a nic - odpowiedział Fred
Dziwne... Pomyślałam. A może ja czytam w myślach? Nie, to raczej niemożliwe...
Myślałabym nad tym pewnie jeszcze długo gdyby nie...
-Co to było? - zapytaliśmy siebie nawzajem
Rozległ się dźwięk... wybuchu? To niemożliwe... Tak, to był wybuch.
Zerwaliśmy się i pobiegliśmy do szkoły. Okazało się, że śmierciożercy dostali się do zamku. Niestety (albo stety) nauczyciele wygonili nas do dormitoriów. Kilka osób chciało zostać (np. ja, Harry, Hermiona, Weasley'owie...), ale Dumbledore (i McGonagall też) się strasznie uparł, że mamy iść. Więc większość poszła.
Ja (i Fred) zostałam błagać ich żeby mi pozwolili zostać najdłużej, Harry chciał mnie siłą zaciągnąć do pokoju wspólnego Gryffindoru, ale mu się nie udało, więc poszedł. Jednak po 5 minutach poddałam się i razem z Weasley'em poszłam w stronę wierzy Gryffindoru.
![](https://img.wattpad.com/cover/162810191-288-k949250.jpg)
CZYTASZ
Potęga trójki | Angelina Potter
Historia CortaJest to moja pierwsza książka, więc nie czytaj tego, bo nawet psycholog już nie pomoże. 11 lat temu potężny czarodziej zabił jej rodzinę. Przeżyła tylko ona i jej brat. Ale... czy na pewno? Może ktoś jeszcze żyje? W dzień 11 urodzin jej brat dostaj...