Rozdział 2 ⟩ Zostać w tyle...

990 89 68
                                    

Do pomieszczenia wszedł Sugawara, przyciągając wzrok innych członków klubu. Rozejrzał się po pomieszczeniu bez cienia uśmiechu na twarzy i usiadł w ciszy obok Tanaki.

– Coś już wiadomo? Co się tam dzieje? – Nishinoya przerwał zbiorowe milczenie, machając rękami we wszystkie strony świata. Spojrzał na zmartwione oczy Sugawary, które ani razu się na niego nie pokierowały.

– Po tym jak Hinata nie zareagował zbyt dobrze na słowa Daichiego, kazano mi tu przyjść. Więcej nie wiem – mruknął najstarszy omega, patrząc w stronę drzwi. Ufał swojemu partnerowi, ale pierwszy raz niezbyt wierzył kapitanowi ich drużyny. Choć jego decyzję były przyszłościowe, zastanawiał się jakie rezultaty wynikną z tej.

– Niedobrze – mruknął do siebie Asahi, nie do końca świadomy, że powiedział te słowo na głos. Podrapał się po swojej brązowej czuprynie i spojrzał na Yuu, który nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Ale kto by był w takiej sytuacji? 

– Mam nadzieję, że szybko wróci – powiedział cicho Yamaguchi, wyciągając jedną słuchawkę z uszu. Na nowo w sali zapadło milczenie, którego już nikt nie zabił. Srebrnowłosy odmówił wyjścia, wiedząc, że nic nie zmieni zdania Daichiego. – Mimo to... Możemy coś zawsze zrobić i–

– I po prostu się nie wtrącaj Yamaguchi. To nie nasza wina, ani nie nasza sprawa – ukrócił Tsukishima, kładąc dłoń na ramieniu swego ukochanego. Nie chciał, aby zielonowłosy mieszał w tym palce, by wpaść w jeszcze większe bagno, które zgotowała by mu ta lekkomyślna mandarynka o głupich pomysłach.

– Przepraszam Tsukki – rzucił z lekkim uśmiechem piegowaty, widząc w głosie blondyna zmartwienie jego osobą. Bo chociaż Kei był wredny i zawsze próbował zaburzyć równowagę drugiej osoby, miał też swoją drugą stronę. Był jak księżyc, który ukazuje jedynie tą ciemniejszą stronę... Ale on, on chciał stać się jego światłem, pomagając ukazać mu prawdziwą stronę. Lecz Tsukki zawsze taki był. Każdy się do tego przyzwyczaił.

__________

– Czy to wezwanie na walkę?! Chcesz się bić? – spytał Hinata, ściskając w dłoniach swoją torbę, w której piętrzyły się atrybuty  szkolne. Wściekłość opanowała jego ciało, pozwalając mu mówić to, co chciał. Choć ani przez chwilę nie przemyślał sytuacji, zwracając uwagę na jego obecne położenie.

– Hinata... Myślę, że powinieneś odpocząć i zrozumieć swoje uczucia względem siatkówki. Nie mówię, że twoja motywacja jest czymś złym, ale w twojej hierarchii siatkówka jest czymś ważniejszym od zdrowia – wyjaśnił pokrótce okularnik, patrząc na najniższego atakującego. Ukai skinął głową, potwierdzając jego słowa.

– Ja... Ugh! – warknął pod nosem i odwrócił się na pięcie. Wybiegł z sali, nie zamykając za sobą drzwi. Trójka mężczyzn spojrzała za nim, lecz żaden z nich nie poszedł za pomarańczowo włosym.

Daichi westchnął, ale ani przez chwilę nie kwestionował decyzji trenerów. Wiedział, że Hinata ma potencjał, ale nim go udoskonali, musi zacząć nad sobą panować. A póki tak się nie stanie, nie miał czego szukać na tym boisku. Zadziałało, kiedy coś podobnego było testowane na Kageyamie oraz Hinacie, więc co teraz może pójść nie tak?

Kapitan drużyny ruszył do pokoju, w którym siedzieli inni i otworzył drzwi. Spojrzał po chłopcach z różnych klas i ogłosił, że zaczynają już trening. Wszyscy powoli zaczęli wychodzić już przebrani w ubrania do ćwiczeń.

– A co z Hinatą? – spytał Nishinoya, zmierzając się z niezbyt przychylnym wzrokiem Daichiego. Najniższy zarzucił ręce na biodra, równając swe kroki z krokami trzecioklasisty.

❝ Zejdź na ziemię królu ❞ KagehinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz