Po skończeniu serwu, czarnowłosy wrócił do szeregu, czekając aż piłka, którą odbił Nishinoya, wróci na jego stronę boiska. Hinata spojrzał na zegar zauważając, że nie zostało zbyt dużo czasu. Pierwszy raz oglądając siatkówkę, nie myślał zbyt dużo o siatkówce. Ta cała sprawa spędzała mu sen z powiek przez co nie mógł myśleć o niczym innym.
– Kończymy trening, musimy jeszcze posprzątać. Hinata możesz już wrócić do domu – odparł trener, dodając jeszcze kto co sprząta.
– Też chcę pomóc sprzątać – uparł się pierwszoklasista, zarzucając rękę na rękę. Tak jak już powiedział, nie zamierzał się poddać. Chciał pobyć jeszcze trochę na tej sali i dobrze ją uchwycić pamięcią. Kto wie kiedy następny raz do niej wróci.
– Dobrze, pomożesz Kageyamie w myciu podłogi – odparł Ukai na tyle głośno, by usłyszał. Rudowłosy pokiwał głową, nie zauważając zaniepokojonego wzroku Tobio, który ujawnił się zaledwie na niedługą chwilę. Obaj chłopcy ruszyli do schowka by wyjąć mopy. Na początku nikt nie zaczął rozmowy, lecz po wyjściu kilku osób, wreszcie przełamali tą barierę.
– Cieszysz się, że zostałem wyrzucony? – spytał brązowooki chłopak, szorując powierzchnię starym mopem. Pytanie to zdziwiło Tobio, choć wyglądał na jak zwykle nie zainteresowanego światem. Uspokoił swoje emocje, a następnie spojrzał na starszego, który wciąż machał mopem jak oszalały.
– A jak myślisz idioto? Czemu miałbym się cieszyć, że straciliśmy jednego z lepszych atakujących i wabików w drużynie? – młodszy odbił pytanie, wciąż dokładnie myjąc podłogę. Czasem jego perfekcjonizm go przerażał. Przydawał się w siatkówce, ale czasem był denerwujący w reszcie dnia.
– Dlatego, że tym samym wysuwasz się do przodu, zostawiając mnie w tyle – odparł Hinata, przekonany co do swojego zdania. Pomachał dłonią do blondynki, która wychodziła właśnie z sali, po czym wrócił do mycia drewnianej posadzki.
– Kto by chciał ścigać się z kimś kto nie może biegać? – spytał cicho czarnowłosy, rozszerzając tym samym oczy pomarańczowowłosego. Nigdy nie myślał, że usłyszy to właśnie od Kageyamy. Od zawsze miał niezłego fioła na wygranej, tak jak on. To było jedno z nielicznych rzeczy, która ich łączyła. Myślał, że ten wykorzysta okazję, kiedy był nieruchomy, a jednak sam się zdziwił. Zaczekał...
Zatrzymał się wraz z mopem, zastanawiając się co stało się z dotąd zimnym i cichym chłopakiem, który nigdy by go nie pochwalił, ani nie poczekałby na niego. Może nie znał go aż tak bardzo na ile mu się wydawało. Jednak szczycił się tym, że miał z nim lepszy kontakt niż ktokolwiek inny z drużyny, choć nadal nie mógłby nazwać się z nim przyjaciółmi.
– Czemu się zatrzymałeś? Tak walczyłeś o to, żeby sprzątać, więc dotrzymaj swoich słów – odparł zniecierpliwiony niebieskooki chłopak, który posprzątał już całą swoją cześć. Hinata jak na zawołanie wrócił do mycia swojego fragmentu podłogi.
Kiedy skończył, zauważył, że Kageyamy już nie było w zasięgu jego wzroku. Wrócił do schowka, odpadając przyrząd służący do mycia, po czym z niego wyszedł. Szedł wprost do drzwi, pragnąc już położyć się na swoje łóżko. Był zbyt padnięty psychicznie, by choćby odrobić lekcje. Zrobiłby to jutro przed lekcją. Jakie było jego zdziwienie, zauważając Tobio przy drzwiach. Natychmiast się zatrzymał, przyglądając się mu zaciekawiony.
– Co tu jeszcze robisz? – spytał Hinata, słysząc szmery zza jego pleców. Zarzucił swoją torbę na jedno z ramion, przechodząc przez próg hali.
– Czekałem głupku – odparł Kageyama jakby to było najłatwiejsza odpowiedź na świecie, po czym również wyszedł na zewnątrz. Szli w ciszy, która towarzyszyła im za każdym razem kiedy zostawali sami. Pomarańczowowłosy prowadził rower, idąc krok w krok przy czarnowłosym.
– Pójdziemy po mięsne bułki? – spytał pod nosem pomarańczowowłosy, widząc niedaleko sklep, do którego drużyna karasuno zachodziła po treningach. Tym razem był tu sam z Kageyamą, a nikogo innego tutaj nie przywiało. Czarnowłosy tylko ostrożnie skinął głową nim weszli do sklepu.
Po wyjściu z bułkami w dłoniach, podeszli pod rower Hinaty zbliżając się do miejsca, w którym musieliby się rozdzielić. Shoyo nie wiedział czemu, ale nie spieszyło mu się pójście do domu. Zamknął oczy, skupiając się na zapachu jedzenia, które dzierżył w lewej dłoni. Jego nos nagle natknął się na inny zapach. Zapachy trudno było wyczuć na sali gimnastycznej, jako że było dużo ludzi o różnych feromonach. Jednak kiedy byli tu sami, mógł wyczuć zapach cynamonu, który był jakby pomieszany z zapachem słodkich jabłek, tworząc odmienną, ale pełną całość.
Jego zapach, różnił się od tych innych i zdawał się go wstrzymywać, by jak najmniej feromonów uleciało z jego ciała. Słodko-ostra woń była przyjemna dla nosa, ale niekoniecznie wtedy kiedy jadło się mięsne bułki. Ślina utworzyła się w buzi Shoyo, a on sam poczuł nieodpartą chęć zjedzenia jabłek. Też chciałby ukazywać swój zapach gdzie i kiedy chciał. Może gdyby przestał brać lekarstwa, mógłby pochwalić się swoim zapachem. Choć czy było warto chwalić się czymś tak naturalnym jak feromony?
Nim się zorientował zostało mu naprawdę mało drogi do pokonia. Wiedział, że jak teraz czegoś nie powie, może być po wszystkim. Chciał porozmawiać z Kageyamą, ale nie mógł się zebrać. Cały czas bał się, że znów go zdenerwuje i znów zacznie krzyczeć. Chciał tego uniknąć, zwłaszcza o tej porze. Stanął na chwilę, patrząc na oddalającego się Kageyamę. Kiedy czarnowłosy zorientował się, że nie ma obok niego Hinaty, odwrócił się w stronę chłopaka, który spuścił wzrok na asfalt.
– Nie chcę dać się przegonić, ale nie chcę stracić tego, co dla mnie najważniejsze. Drużyny... Jesteście pierwszą drużyną w jakiej miałem okazję być, a to uczucie jest naprawdę świetne – uśmiechnął się do siebie radośnie, zamykając oczy. Bułka już dawno została przez niego zjedzona, więc miał wolne ręce. – Kiedy byłem w gimnazjum, nikt w ogóle nie chciał uczestniczyć do klubu siatkarskiego. Byłem jedynym chętnym w pierwszej klasie... Ćwiczyłem z dziewczęcą drużyną i ciągle prosiłem innych by mi podawali, ale to nie było to samo, co wspólne mecze i wspomnienia. Widziałeś mnie na meczu tylko dlatego, że poprosiłem kolegów i przyjaciół o to, by zagrali ze mną. Nawet nie znali wtedy zasad...
– Co?! Nie znali zasad, a tak chwaliłeś się, że wygrasz? Naprawdę jesteś idiotą – Kageyama nie mógł powstrzymać się od komentarza, który niemalże automatycznie wyleciał z jego ust.
– Wtedy nie myślałem o porażce! – rzucił pospiesznie Hinata, a jego uśmiech zniknął wraz z jego krzykiem. – Wiedziałem, że nie mogę się równać z zawodowcami, ale nie chciałem się poddawać, ze względu na umiejętności waszej grupie. Chciałem się z wami zmierzyć... Cieszę się, że dołączyłem do drużyny. Spotkałem prawdziwych atakujących, libero – uśmiechnął się do siebie, a jego oczy zabłysły – i że mogę zaatakować z wystawy od prawdziwego rozgrywającego...
Shoyo nie dorzucił nic więcej, ciesząc się, że choć tyle wyszło z jego ust. Wsiadł na rower i popędził w stronę swojego domu, ciesząc się, że jechał odwrotnie do Kageyamy. Nie wiedział jak młodszy mógł na to zareagować i nie chciał tego doświadczać na własnej skórze.
____________________________________
Dobrego wieczoru wam życzę ~
Mam nadzieję, że zaakceptujecie ten rozdział jak resztę ❤️
Zostaw po sobie jakiś ślad! ^^
~ Disa

CZYTASZ
❝ Zejdź na ziemię królu ❞ Kagehina
FanfictionHinata to nastoletni uzdolniony siatkarz, który bez zastanowienia wkracza w płomienne objęcia wyzwań. Kilka lat żył w przeświadczeniu o swojej wyjątkowości, postanawiając wykorzystać ją w swoim ulubionym sporcie - siatkówce. Z czasem w jego życiu po...