Rozdział 30

79 2 0
                                    

 - W dzień walentynek, Piotr i Martyna, wybrali się wspólnie na zakupy. W ostatnim czasie, była to niezwykła rzadkość, zważając na wieczny brak czasu, powodowany pracą, obojga rodziców, oraz naprzemienne zajmowanie się domem i synem. Chociaż Piotr, nie był zwolennikiem takich szumnych świąt, jak walentynki, dzień kobiet, to tym razem, postanowił zrobić żonie niespodziankę i zabrać ją na zakupy,pozwalając, by kupiła wszystko, o czym tylko zamarzy. Czuł, że jest jej to potrzebne, by mogła wreszcie, na dobre, przestać zamartwiać się tym, co wydarzy się, po narodzinach niewidomego dziecka. Odnosił wrażenie, że od długiego czasu, zdawała się być pogodzona z tym faktem. Stał więc teraz, przebierając nogami, ze zniecierpliwieniem, przed przymierzalnią, w której Martyna przymierzała setną, a może tysięczną sukienkę, która w zasadzie, niewiele różniła się, od poprzednich egzemplarzy, które co dwie minuty prezentowała na sobie Martyna.

- No, a ta? Co o niej sądzisz, Piotruś?

- Yyyyy...Nooo...Pięknie.

- Jak to, pięknie!

- No, znaczy...Wspaniale...

- Jak to, wspaniale! Piotrek, skup się! Jak na mnie leży. To jest sukienka ciążowa, kolekcja zimowa, jak ci się podoba, ten odcień czerwieni, bo ja...Kurcze, sama nie mogę się zdecydować...Może jednak przymierzę jeszcze raz, tą błękitną...

- Ta jest super...Może po prostu ją kupimy?

- No, właśnie nie wiem, czy na pewno mi w niej do twarzy, czy dobrze na mnie leży, tak do końca. No, spójrz...Tutaj, niby wszystko jest dobrze, ale chyba...Jest trochę za krótka z tyłu, nie? No i jak by...Jak by, nie do końca maskuje brzuch.

- A po co chcesz maskować brzuch? Wstydzisz się, że jesteś w ciąży? Sukienka chyba ma ładnie wyglądać na kobiecie, a nie coś maskować.

- Jezu, Piotrek, jak ty nic nie rozumiesz. Z resztą, ty w ogóle nie umiesz mi doradzić! O którąkolwiek sukienkę nie pytam, każda ci się podoba.

- No, bo podobasz mi się we wszystkim, już ci to kiedyś mówiłem. Poza tym, siedzimy tu już trzecią godzinę i ja...No, już wszystko mi się miesza, nooo...Poza tym, jestem tylko facetem. Takim wiesz...Typowym, dla mnie jest tylko czerwony...Zupełnie nie rozumiem tego zjawiska, występującego u kobiet, że jeden głupi czerwony, może mieć tysiąc odcieni.

- Dobra...Już się nie tłumacz...Skoro nie umiesz mi nawet porządnie doradzić, to po co mnie tu zabrałeś?

- Żeby ci sprawić przyjemność, przecież dzisiaj walentynki, nie?

- Martyna roześmiała się.

- Kochany jesteś, ale następnym razem, wymyśl coś innego. Ty, ja i zakupy w sklepach z ubraniami, to chyba nigdy po prostu się nie uda.

- Masz rację...Ale skoro tu jesteśmy, to może po prostu już coś wybierzesz?

- Jejku, tylko, co...Wszystkie te sukienki są śliczne.

- Gdybym był milionerem, zaproponowałbym ci, żebyś wzięła je wszystkie.

- Ale jesteś ratownikiem medycznym, moim najukochańszym, zaznaczam i cieszę się, że chcesz mi kupić chociaż jedną z nich.

- Zaśmiała się, całując go w przelocie w usta.

- Bardzo przepraszam, ale czy państwo się trochę nie zapominacie? To jest sklep! Miejsce publiczne! Siedzi pani, w tej przymierzalni, już nie wiem ile czasu! Nie pomyśli pani, że inni też by chcieli skorzystać?

- Obruszyła się młoda kobieta, która podeszła do Strzeleckich.

- Ma pani rację, bardzo przepraszam, ja...Już, już, sekundkę. Zwolnię za chwileczkę przymierzalnię.

Karetką przez życie - fanfiction o na sygnale 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz