Rozdział 10

109 3 0
                                    

- Wiecie co to jest? Leży w trawie i nie dycha?- Zapytał Nowy siedzących naprzeciw niego Lidki i Artura, pogryzając kremówkę.- Bezdomny po nagłym zatrzymaniu krążenia. Stare jak świat.- Stwierdziła smutno Lidka dopijając zieloną herbatę.- Myślałem, że tego nie znacie. No wiem, że dłużej pracujecie w tym zawodzie, ale chciałem jakoś rozweselić atmosferę, bo siedzimy tak jak na pogrzebie.- Nowy, zjadłeś już? Zobaczyłbyś czy cię nie ma w karetce?- Aaa...Jasne...Już mnie nie ma.- Odpowiedział czując się mocno zlekceważony i wyszedł rzucając im niechętne spojrzenie.- Co ci się stało?- Góra bez zbędnych wstępów wskazał na posiniaczoną twarz Lidki.- Upadłam na ulicy.- Tak po prostu?- No przecież nie specjalnie, co to za durnowate pytanie.- Durnowate odpowiedzi niosą za sobą durnowate pytania. Skoro upadłaś tak po prostu, to chyba musiałaś się nieźle turlać przez ładnych kilkanaście metrów.- Artur! Daj mi spokój! Nie masz własnych problemów, czy co?- Obruszyła się.- Lidka, jeżeli ktoś ci to zrobił, powinnaś to zgłosić na policję.- Co mam zgłosić na policję, że poślizgnęłam się na stercie liści i upadłam?- Dobrze wiesz, że to nie prawda. Jeżeli tobie grozi jakieś niebezpieczeństwo, a stacja jest również na coś narażona powinnaś...- Twoja stacja będzie tu stała bezpiecznie jeszcze przez sto lat! Przeżyje nas wszystkich i nic jej nie grozi, ani tobie, ani nikomu z tych, którzy tu pracują, jasne? Odczep się ode mnie raz na zawsze.- Może chociaż pozwolisz się zbadać? W takim stanie zamierzasz pokazywać się pacjentom? Ta tona kosmetyków, które nałożyłaś niewiele daje.- Westchnęła zirytowana.- O ile mi wiadomo, na kamizelce jest napisane: ratownik medyczny, a nie wystawa sztuki. Wie to każdy, kto nas wzywa. Zapewniam cię, że pacjentowi z kolką nerkową ostatnią rzeczą, która przyjdzie do głowy będzie zastanawianie się nad moimi siniakami na twarzy.- Taak? No żebyś się nie zdziwiła!- Odparł równie poirytowany.- Lidka. Martwię się o ciebie. Zarówno jako twój pracodawca, ale i przyjaciel. Boli cię coś? Pozwolisz się zbadać?- Przestań! Przestań! Wyprowadzasz mnie już z równowagi! Jak tak dalej pójdzie, przepiszę się w grafiku do Banacha!- Syknęła przez zęby.- Do Banacha? Powiadasz?- Wstał z krzesła i podszedł do niej ostrożnie.- Banach wziął kilka dni urlopu. Wczoraj jego ojciec trafił do szpitala, więc...- Objął ją ramieniem, a ona odskoczyła jak oparzona.- Aaaaauuu! Co ty robisz! Popieprzyło cię? Na amory ci się zebrało? Masz żonę!- Nie dotknąłem cię aż tak mocno. Czyli żebra też pęknięte...- Skwitował.- Tak! Mam połamane żebra, odbite płuca, w ogóle jestem wrakiem człowieka, ale decyduje się pracować, żeby jakoś przeżyć na tym podłym świecie!- Wstała odsuwając zbyt mocno krzesło i wyszła. Artur załamał ręce zastanawiając się co dzieje się z tą dziewczyną. Zawsze narwana, tryskająca energią i humorem, a teraz zlękniona i uciekająca przed własnym cieniem. Zastanawiał się przez kogo, lub przez co się tak zmieniła.- W tym czasie zdenerwowana Lidka pobiegła do karetki. Nie zastała w niej Nowego i niezmiernie ją to ucieszyło. Wiedziała, że jeśli chce uniknąć kolejnego, bolesnego spotkania z Daro, to musi to zrobić. Musi wykraść leki dla mafioza, by zostawił ją w spokoju i zachował dla siebie jej paskudną przeszłość. Nie miała gwarancji, że Daro nie wypuści zdjęć do sieci, nie pośle ich jej znajomym. Jedyne co jej pozostało, to mu zaufać, o ile można w ogóle mówić o kwestii zaufania w stosunku do kogoś takiego jak on. Otworzyła torebkę i bez namysłu sięgnęła po torbę na leki. Przerzucała je szybko, szukając tych, o silnym działaniu przeciwbólowym i narkotycznym.- Sewredol! Jest!- Szepnęła sama do siebie i schowała dwa opakowanie sewredolu do torebki. Czuła się jak największa zdrajczyni, bardziej poniżona i upodlona przez samą siebie i strach, który nią kierował, niż przez dziesiątki mężczyzn, z którymi lata temu sypiała za pieniądze, by ratować chorą matkę. Łzy bezwiednie płynęły jej po policzkach rozmazując makijaż.- Co można zrobić w takiej sytuacji? Nic! Tylko płakać! Kto mi uwierzy! Kto pomoże? Nikt! Tylko jak mam przekonać siebie, że lepiej zaryzykować utratę zawodu i chronić przyjaciół, niż stracić reputację, przyjaciół, ale spokojnie ratować ludzkie życie póki siły pozwolą?- Myślała z goryczą, gdy drzwi karetki rozsunęły się.- Lidka! Wszędzie cię szukam, wezwanie było, nie słyszałaś?- Prychnął Góra spoglądając na nią z ukosa.- Co ty...Płaczesz?- A bo co! Niewolno?- Żachnęła się wyjmując chusteczkę z kieszeni kurtki i szybko ocierając twarz.- Jeżeli złamałam jakiś przepis regulaminu to mnie zwolnij!- Uspokój się! Zapytać nie wolno? A nie mówiłem, że w takim stanie nie powinnaś jeździć? Jeżeli tak bardzo boli, to zbadaj się, jeśli mi nie pozwalasz tego zrobić, to może ten twój Warner...- Zamknij się! Po prostu się zamknij! Gdzie to wezwanie?- Kolejowice, jakiś wypadek przy cięciu drewna na opał. Gdzie jest Nowak do cholery?- Ledwo Artur zdążył zapytać, a drzwi karetki ponownie się rozsunęły i wpadł nowy.- Jestem! Przepraszam, ale w toalecie była kolejka i...- Noowak, oszczędź sobie, siadaj za kółko i jedziemy. Nie wiadomo co tam kto sobie odrąbał, albo odciął.- Kiedy wjechali do wsi Kolejowice, rozpytywali kogo tylko mogli o dokładny dojazd pod adres wskazany przez dyspozytorkę. Kiedy już im się to udało, wyszli z karetki wraz z potrzebnym sprzętem i wbrew oczekiwaniom, znalezienie poszkodowanego nie było już takie trudne, ponieważ biegał jak w obłędzie, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy co się z nim dzieje. Artur rzucił okiem i zaklął pod nosem.- Cholera jasna Lidkaa! Szybko! Jałowe opatrunki! Nowak łap go, zatrzymaj go jakoś, musimy go uspokoić i opatrzyć.- Gabrysiowi udało się to z niemałym trudem.- Doktorzee! Niech mi pan pomoże, nie utrzymam go tak! Jest w szoku!- Lidkaa! Pomóż nam do cholery szybciej!- Lidka pędziła już z opatrunkami, wszyscy troje próbowali się przekrzykiwać przez wrzeszczącego z bólu mężczyznę, wydając sobie wzajemnie polecenia.- Haaaalooo! Proszę pana! Jak się pan nazywa! Co się tutaj wydarzyło!- Ratujcie mnie! Ratujcie moją rękę! Jestem skrzypkiem! Boże, czy ja umieram?- To po cholerę pan się za piłę do drewna bierze? Za smyczek się brać i grać, a nie drewno ciąć.- A kto ma to zrobić jak nie ja? Tu mieszkają moi rodzice...Aaaaa błagam zróbcie coś, boli jak jasna choleraaaaaa!- Lidka, podaj panu opiaty, płyny i więcej opatrunków dla mnie.- Haloo! Paniee! Gdzie się to stało, trzeba znaleźć pańską odciętą dłoń!- Tam! Tam, w stodole! Jezus Maria, żeby tylko rodzice się nie dowiedzieli, jutro wracają z pielgrzymki, a ja głupi chciałem im zrobić niespodziankę. Zwiozłem drewno z lasu, chciałem pociąć, ale ręka mi się ześlizgnęła i...aaaaaaaa!- Doktorze! Mam! Znalazłem dłoń i zabezpieczyłem. Chyba powinniśmy już jechać.- Racja Nowak i to bezzwłocznie. Ruda! Powiadom szpital, żeby szykowali stół operacyjny, mamy tu pana, który odciął sobie dłoń. Nie zapomnij wspomnieć, że to skrzypek i żeby się przyłożyli, co by go poskładać, bo jak nie to sami będą łożyć na jego pensję i bez odbioru.- Gdy dojechali do szpitala, Lidka z niepokojem zobaczyła, że na powitanie wyszedł im doktor Warner. Jedyne czego pragnęła w tej chwili to zapaść się pod ziemię, aby uniknąć jego badawczych spojrzeń, a być może pytań.- Przejmujemy pacjenta, na blok operacyjny, szybko!- Zakomenderował Jakub, gdy Góra zdał mu raport i zabezpieczoną dłoń mężczyzny.- Lidka oddaliła się czym prędzej do stacji, nie zauważając wzroku Kuby, który podążał za nią, nim całkowicie zniknęła.- Słuchaj Kuba...Nie chcę być wścibski, ale z Lidką dzieje się coś niedobrego.- No to muszę cię rozczarować, bo nie mam z tym nic wspólnego.- Domyślam się. A może ty masz pomysł kto ją tak urządził, co? Ona ma jakieś problemy? Jakichś wrogów? Wiem, że to głupie...Wstyd przyznać, że tak mało wiem o przeszłości swojej pracownicy, ale może tobie...- Nie, niczego nigdy mi nie powiedziała, przykro mi.- Wszedł mu w słowo Warner. Artur pokręcił smutno głową.- Rozumiem. Jak by się jednak okazało, że coś sobie przypomniałeś, albo czegoś się dowiesz...- Jasne, wiem, gdzie cię szukać. Teraz przepraszam, muszę wracać do pracy. Pacjenci czekają.- Kuba nie czekał, aż Artur się z nim pożegna i odszedł szybko. Skonsternowany Góra wrócił do stacji. Postanowił, że nie zostawi tak tej sprawy i rozpyta kogo trzeba, żeby pomóc Lidce.- Doktorze, może pan na chwilę? Nie wiem co mam zrobić.- No co tam znowu Nowak ci się nie zgadza?- Uzupełniam kartę wyjazdu i nie zgadza mi się ilość leków. Jak mnie przed wyjazdem doktor wysłał do karetki, to dokładnie przeliczyłem leki. Było pięć opakowań sewredolu, a są tylko trzy. A przecież temu skrzypkowi nie podaliśmy sewredolu, tylko...- Tak, wiem, podaliśmy mu morfinę domięśniowo.- No właśnie...Te dwa opakowania przecież nie wyparowały...- No na pewno nie, może wypadł i leży gdzieś w karetce. Poszukaj dobrze, muszę wracać do siebie, mam trochę papierkowej roboty.- Góra poszedł szybko, lecz nie do swojego gabinetu. Skierował się do pokoju socjalnego. Lidka siedziała zgarbiona nad komórką.- No teraz to już przesadziłaś moja panno! Gdzie on jest!- Zapytał zdenerwowany Góra stając naprzeciw Lidki.- O czym ty mówisz! Kto!- Nie kto, tylko co! Sewredol! Nowak mówił, że brakuje dwóch opakowań! To teraz tak będziesz postępować? Wykradać leki ze stacji?- Chwileczkę! Niczego nie wykradłam, to po pierwsze. Po drugie, dlaczego do mnie z tym przychodzisz?- Dlaczego? Bo ktoś spuścił ci porządne manto i nie chciałaś dać się zbadać, a widzę, że wszystko cię boli!- Wiesz co Artur? Jesteś bardziej upierdliwy niż mucha! Może dwa opakowania się gdzieś zawieruszyły, może Nowak źle przeliczył? Czegoś ty się tak mnie dzisiaj uczepił! Praca tutaj staje się katorgą, a nie przyjemnością! Jeżeli tak dalej pójdzie, to ją zmienię, ostrzegam cię!- Wysyczała jak kotka chroniąca swoje młode, schwyciła torebkę i wypadła trzaskając z całej siły drzwiami.

Karetką przez życie - fanfiction o na sygnale 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz