rozdział 15

100 3 0
                                    

 - Zaspany Banach pojawił się w szpitalu już o siódmej nad ranem. Jakub Warner oczekiwał go w swoim gabinecie.

- Cześć, co się dzieje?

- Zapytał bez ogródek Wiktor

- Cześć Wiktor. No stary, w tym momencie śmierć na chorągwi wygląda lepiej od ciebie.

- No tak się w życiu czasem układa jak widzisz.

- Odpowiedział wzdychając ciężko.

- Siadaj. Kawy? Herbaty? Widzę, że Trochę ci brakuje, żeby znaleźć się w naszej rzeczywistości.

- Mała ząbkuje, Anka przeżywa, nie sposób spać. Powiesz o co chodzi?

- Streścił Wiktor siadając naprzeciw Warnera.

- Będę z tobą szczery Wiktor. Sam dobrze wiesz jak jest. Choroba nadciśnieniowa, cukrzyca, zaawansowana choroba wieńcowa...

- Kubuś, stop. Rozmawiasz z lekarzem, nie musisz mi tego tłumaczyć.

- Wiktor, chodzi o to, że...Organizm twojego ojca powoli nie daje rady. Zmieniałem już antybiotyk kilkukrotnie i są niewielkie poprawy. Zważając na jego chore serce, inne choroby, organizm nie jest już w stanie przyjmować tylu leków. Jego serce jest bardzo słabe.

- Czyli mam rozumieć, że to koniec, tak? Poddajemy się, przestajemy o niego walczyć?

- Robię co mogę...Ale niestety Niczego nie jestem w stanie ci zagwarantować. Teraz najważniejsze jest to ważne, aby niczym starszego pana nie denerwować, niczym zbędnym nie obciążać jego psychiki. Musi teraz dużo odpoczywać.

- Odrzekł Warner ze smutkiem spoglądając na Banacha.

- Niczego nowego mi nie powiedziałeś, ale chcę, żebyś wiedział, że...Ufam ci. Poprosiłem ciebie o to, żebyś prowadził mojego ojca, bo uważam, że masz ogromną wiedzę i doświadczenie. Nie to, żeby ci młodsi interniści byli mniej kompetentni, ale...

- Dziękuję Wiktor, miło to usłyszeć.

- Poza tym...Ja też byłem pod twoją opieką i źle na tym nie wyszedłem jak widać. Może mojemu ojcu też się uda.

- Oby Wiktor, oby. Nawet nie wiesz, jak rzadko słyszę takie słowa, a ile radości sprawiają.

- Wiem stary, przecież ja też jestem lekarzem i wiem jak to motywuje. Dzięki ci za szczerość i w sumie to wszyscy spodziewamy się, że może nastąpić najgorsze.

- To najważniejsze, ale nie traćcie nadziei. Teraz przepraszam cię Wiktor, ale muszę wracać do pacjentów. Ty pewnie pójdziesz do ojca?

- Tak, skoro już tu jestem...

- No to trzymaj się.

- Kuba krzepko poklepał Wiktora po plecach.

- Wyszli z gabinetu i Wiktor skierował się do sali ojca. Wszedł cicho uważając, by nie zakłócić spokoju starszego pana. Zauważył Jarosława, który siedział przy łóżku w nieludzkiej pozie. Głowa wsparta o dłonie, niemal opadała mu na kolana. Wiktor podszedł bliżej i zobaczył, że jego brat śpi. Niepewnie dotknął jego ramienia. Jarek podskoczył jak oparzony.

- Przepraszam, starałem się jak najdelikatniej.

- Rzekł Wiktor ściszonym głosem.

- Nic nie szkodzi, po prostu tak tu teraz cicho...Sam wiesz jak wiesz, przysnąłem chyba na chwilę. Zerwałem się, bo myślałem, że to pielęgniarka.

- Już jestem, także jak byś miał ochotę jechać do domu się przespać to...

- Odparł Wiktor jak by nie zwrócił uwagi na chwilę wcześniej wypowiedziane słowa.

Karetką przez życie - fanfiction o na sygnale 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz