rozdział 21

130 5 0
                                    

 - O tak ciepłej i rodzinnej kolacji wigilijnej, jaka rozpoczynała się właśnie w najlepsze w domu Banachów nie jeden człowiek marzył wielokroć każdego roku w tym dniu. Siedmioosobowa rodzina, która zgromadziła się w domu, wreszcie odzyskała utracony spokój i szczęście. Zosia i Anna rozkładały sztućce i talerze, śmiejąc się wesoło. Wiktor w tym czasie zajmował się córeczką, której zachwyt wielką, kolorową choinką, przystrojoną w masę kolorowych bombek, ozdób i lampek zdawał się nie mieć końca. Mama Anny doglądała ostatnich potraw w kuchni, które lada chwila miały wjechać na stół. Jarosław, brat Wiktora pomagał ich ojcu ubrać się odświętnie. Jego stan polepszył się na tyle, ŻE Anna z Wiktorem, po telefonicznej konsultacji z Jakubem, oraz lekarzem dyżurującym, postanowili zabrać go do domu na święta. Stół już niemal po brzegi zastawiony jedzeniem stał pośrodku salonu, za oknem zaczął padać drobny śnieg, a ze starej, wysłużonej mini wierzy ustawionej na regale przy oknie płynęły dźwięki kolęd i pastorałek.

- No! Siadajcie kochani, siadajcie! Wszystko już gotowe.

- Powiedziała mama Anny, próbując się przebić przez panujący rozgardiasz.

- Jezus Maria! A gdzie opłatek? A sianko pod obrusem?

- Spokojnie babciu, już się tym zajmuję..

- Wiktorku, weź Poleńkę, idźcie no szybciuchno po Jarka i Władka, ileż to można się przebierać, a może mu tam co pomóc trzeba?

- Zakomenderowała Małgorzata, a Zosia i Anna jej zawtórowały.

- Pola była bardzo rozczarowana, że tata odrywa ją od tak wspaniałej zabawy, którą były próby pozbawiania choinki pięknych ozdób, bombek i lampek, skutecznie uniemożliwiane przez rodziciela, ale właśnie to było przecież najfajniejsze.

- Jak wam idzie? Zaraz zaczynamy.

- Zapytał wchodząc do pokoju taty z grymaszącą Polą na rękach.

- No już już, cichutko kochanie, potem się pobawimy, zgoda? Będzie jeszcze fajniej.

- Pocałował dziewczynkę w główkę i nieco się uspokoiła.

- My już jesteśmy gotowi, prawda...Tato?

- Odrzekł Jarek z lekkim wysiłkiem sadzając ojca w specjalnym fotelu, by można go było przewozić z miejsca do miejsca..

- Słuchaj Jarek...Pomyślałem, że skoro i tak wszyscy będziemy szli na pasterkę, to może zostałbyś dzisiaj u nas na noc...

- No...Jeżeli to nie problem...Pomógłbym przy tacie. Z resztą ja i tak miałem wam powiedzieć, żebyście poszli beze mnie. Zostanę z tatą w domu. Lepiej go teraz nie zostawiać.

- Tak...Racja.

- Odparł cicho Wiktor.

- No to co, idziemy? Kolacja już gotowa.

- Jarek uśmiechnął się do brata.

- Idziemy. Panie przodem!

- Wskazał palcem Polę i dziewczynka obnażyła w uśmiechu dwa przednie ząbki.

- Znaleźli się w salonie akurat w momencie, gdy Anna z namaszczeniem dzieliła opłatek kładąc go przy na kryciach.

- Już jesteście? No to siadamy! Tu, u szczytu stołu oczywiście posadzimy ciebie Władeczku! Jesteś jak by nie było seniorem rodu! Mój kochany! Tak cię zabiedzili w tym szpitalu, ale nie martw się. Już ja cię odkarmię, przy mnie już żadne takie choróbsko cię nie dopadnie. No...No...Siedź tu sobie spokojnie i niczym się nie martw.

- Małgorzata ucałowała z werwą czoło i policzki Władysława.

- Kochana jesteś Gosieńko, kochana. Chętnie bym wstał i cię uścisnął...

Karetką przez życie - fanfiction o na sygnale 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz