- Majeczko, a co powiesz na Jaś i Małgosia?
- Pytał Artur siedząc w bujanym fotelu obok żony, która zdawała się być całkiem obojętna na propozycje imion dla bliźniąt.
- Albo wiesz co? Wiesz co wiesz co? Nie nie nie, Jaś i Małgosia to na pewno bardzo popularne imiona dla bliźniąt. Każda parka dwu, lub jednojajowych takie dostaje.
- Kochanie, nie przesadzasz? Jeszcze jest sporo czasu na takie rzeczy jak wybieranie imion. Lepiej nie robić tego zawczasu.
- Tak? A to niby dlaczego?
- Bo to może przynieść pecha. Tak samo jak kupno łóżeczka, albo wózka przed porodem.
- Nie...No nie wierzę...Ty wierzysz w takie bujdy? Ty? Moja rozsądna i poukładana żona?
- Wierzę, nie wierzę, coś w tym musi być, skoro tyle kobiet w ciąży stosuje się do tego i wielu innych guseł.
- Wierzyła baba w gusła, aż jej dupa...Uschła.
- Dodał nie zdążając się pohamować.
- No to może...Oooo! Wiem! Majeczka, a co sądzisz o Tristanie i Izoldzie?
- Tak i co jeszcze, może Romeo i Julia? Powiedziałam ci daj sobie z tym spokój na razie.
- A co ty tam właściwie robisz tyle czasu na tym laptopie co? Prawie w ogóle mnie nie słuchasz. Rodzicami będziemy już za niedługo.
- Cztery miesiące to jeszcze kawał czasu.
- Nie prawda. Ani się obejrzymy jak to zleci, poza tym wiesz, że w przypadku bliźniąt i w twoim przypadku....Znaczy chciałem powiedzieć...
- Tak, wiem. Przez to, że jeżdżę na wózku, mam parę chorób współistniejących, muszę być pod stałą kontrolą lekarzy poród odbędzie się wcześniej. No i co z tego? To nie powód, żebym żyła i planowała wszystko szybciej niż przeciętna, zdrowa kobieta.
- Może masz rację. Chodzi tylko o to, że ja tak bardzo nie mogę się doczekać, że planuje już wszystko za dwoje. Z radości, trochę z nudów.
- Z nudów? Kochanie, ty się nudzisz? To nie podobne do ciebie. Zauważyłam ostatnio, że mniej pracujesz, pomagasz mi więcej w domu i jestem pełna podziwu.
- A no właśnie, właśnie. Mniej pracuję, pomagam więcej, a to wszystko dlaczego? No dlaczego? Bo kocham cię Maju jak wariat, a o dzieciach marzyłem od kiedy pamiętam, więc trzeba stanąć na wysokości zadania i się starać. Ja wieeem co wszyscy o mnie myśleli, doskonale wiem...Że doktor Góra, chodzący kodeks karny będzie żył pracą nawet, kiedy dojdzie do powiększenia się rodziny taak? A tu proszę, Artur Góra konsekwentnie pracuje na to, by udowodnić, że nie praca zdobi człowieka, a rodzina.
- Szata kochanie.
- Co?
- Nic, mówię tylko, że według przysłowia to nie szata zdobi człowieka.
- Mało ważne, a przekaz ten sam. Echhh, żeby tak Strzelecki na ten przykład myślał tak samo jak ja, to może Martyna taka smutna by nie chodziła?
- Artuniu, nie przesadzasz? Przecież Piotr też świetnie radzi sobie jako mąż i ojciec. Ja wiem, że to co mówię pewnie nieco rysuje twoje ego i oczywiście cieszę się, że mam takiego wspaniałego męża, który wbrew temu, co wszyscy o nim sądzą pokazał, że nad życie zawodowe przedkłada jednak rodzinę. A co do smutku Martyny, no chyba jej się nie dziwisz? Ja sama nie wiem jak bym się czuła, gdybym się dowiedziała, że moje dziecko...
- Dooobrze już dooobrze...Wiem co mi zaraz powiesz.
- No to nie dramatyzuj Artuniu, nie dramatyzuj. Poza tym wydawało mi się, że z Martyną w ostatnim czasie jest sporo lepiej. Więcej się uśmiecha, rozmawia, może już zaakceptowała ten fakt?
- No może może. Przyjrzę się temu w najbliższym czasie. Co ty tam tak intensywnie stukasz w te klawisze. Stukasz i stukasz.
- Maja uśmiechnęła się szeroko.
- A co, zazdrosny jesteś?
- A może i jestem, o pana apostoła.
- Mateusza.
- Syknęła zaciskając usta.
- Dla mnie to pan apostoł. Wysoko się nosi, garniturek, krawacik, buty mu się świecą jak psu...
- Artur, o co ci przez cały czas chodzi. Jak będzie chodził w podartych spodniach, brudnych koszulkach to choć trochę go polubisz?
- Nie, bo podrywa mi żonę.
- Ciekawe którą, bo na pewno nie mnie.
- Nie? Jak na to, że jesteście sobie zupełnie obojętni to często o nim wspominasz.
- Ja? To ty zawsze do niego nawiązujesz ilekroć nie mówię ci o swoich planach. Zawsze podejrzewasz mnie, że akurat z nim piszę, wychodzę na kawę i tak dalej.
- Dziwisz mi się? Za nim się pojawił mówiliśmy sobie o wszystkim.
- Za nim się pojawił nie byłeś taki zazdrosny, a z wieloma mężczyznami miałam do czynienia. A jak już mowa o Mateuszu, zaprosił nas w piątek na kolację.
- Nas?
- Tak, nas. Ciebie, mnie i nasz brzuch.
- Spróbowała rozluźnić atmosferę.
- A po co mi to do szczęścia potrzebne?
- A po to kochanie, że bardzo się lubimy z Mateuszem. Jako nieliczni w chórze mamy ze sobą świetny kontakt, pomagamy sobie na próbach i koncertach. Można powiedzieć, że zaczyna należeć do kręgu moich dobrych znajomych, a jako mój mąż chcę, żebyś go szanował i akceptował.
- Cóż...Skoro tak...Spróbuję.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Kochany, a zarazem męczący jesteś z tą swoją zazdrością, ale ślubowałam ci miłość i wierność nawet po śmierci, więc postaram się to dzielnie znosić.
- A ja postaram się to jakoś ograniczać. Może masz rację, że popadam w jakąś skrajną paranoję. Zwłaszcza, że ty wcale o mnie taka zazdrosna nie jesteś. Nic zresztą dziwnego. Ja to już jestem...Stary i...Co ja właściwie mogę kobietom młodszym zaoferować.
- No no no! Tylko bez takich głodnych kawałków, jak by przyszła potrzeba, to swoją zazdrość też bym umiała okazać, bez obaw. Musimy się wybrać z Kluskiem i Kseną do behawiorysty.
- Tak. Też o tym myślałem. To grzeczne i ułożone psy, ale kiedy w domu pojawią się nasze maleństwa to może się okazać nieco inaczej.
- Powiedział gładząc okrągły brzuch żony jedną ręką, a drugą łeb Kseny, leżącej u stóp Maji.
- Może byśmy zamówili już cokolwiek. Znamy płeć dzieci. Chociaż ubranka...Proszę. Ostatnio oglądałem w internecie takie cudeńka. Pójdźmy na kompromis. Ja nie będę taki zazdrosny o apostoła...Yyyy to znaczy o Mateusza, a ty wraz ze mną wybierzesz trochę rzeczy dla maluchów.
- Maja westchnęła ciężko.
- No dobrze, zgadzam się, bo nie dasz mi spokoju. Poza tym kompromisy to fajna rzecz i może masz racje, że w gusła nie warto wierzyć.
CZYTASZ
Karetką przez życie - fanfiction o na sygnale 2
Fanfictiondalsze losy bohaterów z poprzedniej części.