rozdział 18

101 4 0
                                    

 - Anna zalewała właśnie wrzącą wodą kawę, gdy do kuchni weszła Martyna.

- Cześć, wszystko dobrze? Kiepsko wyglądasz.

- Skwitowała rzucając Martynie spojrzenie znad kubka kawy. Strzelecka westchnęła i usiadła obok Anny.

- Może być. Zrobisz mi melisy?

- Jasne. Martyna, ty jesz, śpisz, funkcjonujesz normalnie?

- Staram się, ale to niełatwe mając na względzie najbliższą przyszłość.

- Wyobraź sobie, że jak nikt wiem co czujesz. Kiedy urodziłam Polę, zupełnie nic nie wiedząc, że noszę ją pod sercem mój świat tak samo przewrócił się do góry nogami.

- Postawiła przed Martyną kubek melisy.

- Tyle, że moja sytuacja chyba jednak mimo wszystko była gorsza. O mojej córce dowiedziałam się z dnia na dzień, musiałam przewartościować całe dotychczasowe życie, dostosować je pod tą maleńką istotę.

- Masz niewątpliwie racje.

- Stwierdziła rzeczowo Martyna upijając łyk parującego napoju.

- Najgorsze było to, kiedy nie mieliśmy pewności, że malutka przeżyje.

- Domyślam się, tylko nie wiem, do czego zmierzasz?

- Wy macie pewność, że wasze dziecko przeżyje. Macie dużo więcej czasu na to, by oswoić się z tym, że się pojawi wraz, ze swoją odmiennością.

- Nazywaj rzeczy po imieniu, urodze niewidome dziecko. Nie wiem, czy czas jest w stanie pomóc mi się z tym oswoić, pogodzić.

- Mam wrażenie, że cały czas w tej sprawie myślisz tylko o sobie. A co z Piotrem? To nie tylko twój świat się zawalił i będzie musiał całkowicie zmienić.

- Wiem. Piotrek też mi to powtarza, kiedy próbuję odwlec temat, albo go uniknąć. Może macie rację. Może nie powinnam dopuścić do tego, żeby każde z nas na swój sposób oswajało się z tym wszystkim. Powinniśmy się wspierać, wspólnie myśleć o tym, co wydarzy się za nieco ponad sześć miesięcy, ale na dzień dzisiejszy jeszcze nie potrafię. Chcę to sobie najpierw sama jakoś poukładać, przemyśleć. Czy to takie dziwne? Czy Piotrek musi tak nalegać? Naciskać?

- Nie. Jeżeli tak to przedstawiasz, to zrozumiałe. Jesteś pewna, że dasz radę pracować? Może powinnaś pójść do Góry i wziąć kilka dni wolnego?

- Nie mogę. Praca trzyma mnie w ryzach, dzięki pracy nie myślę aż tak bardzo o tym wszystkim, a jeżeli nawet to...Bardziej pozytywnie, przynajmniej się staram.

- Najważniejsze jest to, żebyś nie pomyślała, że niewidome dziecko to kara. Nie możesz za to obwiniać siebie, Piotra...Tak już po prostu musiało być.

- W teorii to wszystko wiem. Ale są chwilę, w których moje przemyślenia są takie, że...

- Zawiesiła głos.

- Że?

- Że nie mówię o tym Piotrkowi. Czasem myślę o tym, że ta lekarka...Może ona miała racje, może nie powinnam skazywać mojego dziecka na życie w kalectwie? Setki razy dziennie zadaje sobie pytanie: Dlaczego my!

- Co ty mówisz! Martyna, nie wierzę, że słyszę to z twoich ust.

- Strzelecka rozpłakała się i schowała głowę w ramionach.

- Martyna! Wiesz dobrze, tak samo jak ja, bo pracujesz równie długo w naszym zawodzie, że istnieją gorsze kalectwa. Tyle razy widzimy to w naszej pracy, co się z tobą dzieje, dziewczyno. Szok szokiem, ale nie możesz popadać ze skrajności w skrajność. Coś, co na obecną chwilę wydaje ci się niemożliwe wcale nie oznacza, że jest niemożliwe tylko dlatego, bo nie umiesz sobie tego wyobrazić! Popatrz na mnie! Popatrz!

Karetką przez życie - fanfiction o na sygnale 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz