- Niech to szlak! Zdążyłem? Jest już Banach?
- Zapytał gorączkowo Nowy wpadając do pokoju socjalnego.
- Jest. Poszedł wypić kawę, a co tym razem ci się przydarzyło?
- Odpowiedział spokojnie Piotrek.
- A daj spokój. Ja naprawdę chyba urodziłem się ze znamieniem pecha na karku.
- Taa? Pokaż.
- Uśmiechnął się strzelecki.
- Słuchaj, jak wsiadałem do tramwaju to okazało się, że zapomniałem kupić bilet. No wiesz, obudziłem się dzisiaj tak późno, że już bez pośpiechu byłem spóźniony. No wiesz, wyczaiłem wczoraj w necie nową gierkę i tak się wciągnąłem, że całą nockę wbijałem nowe levele...No i w tym tramwaju akurat dzisiaj musieli sprawdzać bilety noo? A tyle razy jeżdżę, mam bilet i nic...
- No powiem ci Nowy, faktycznie. Dziura budżetowa to przy twoich problemach najmniejsze zmartwienie.
- Mi tam wcale nie do śmiechu.
- Zaczął i już chciał kontynuować, kiedy za oknem usłyszeli cienki, dziewczęcy pisk.
- Co jest, słyszałeś to?
- No, słyszałem, najwidoczniej nie tylko ty masz pecha. Jakaś młoda kobitka też go ma, chociaż może nie do końca, skoro dzieje jej się jakaś krzywda pod naszą stacją. Idź sprawdź, ja już mam żonę, a tobie może to spotkanie na dobre wyjdzie.
- Ha ha ha...Zabawny jesteś, serio. Dobra, to idę.
- Aaaa jednak, przekonałem coo?
- Strzelecki roześmiał się wesoło, a Nowy wyszedł szybko przed stację i rozejrzał się wkoło. Na parkingu dla karetek zobaczył jakąś skuloną postać, która usiłowała wstać. Natychmiast ruszył w jej stronę.
- Halo! Coś się pani stało?
- Nie...Nie wiem...Chociaż chyba tak, nie mogę wstać. Mam strasznie śliskie buty i upadłam, o tutaj.
- Nie wie pani, że dobre buty o tej porze roku to podstawa? Co rusz mamy wezwania do takich nierozważnych ludzi, jak pani.
- To pan tu pracuje? Mój tata też, właśnie do niego szłam, bo zapomniał jak zwykle kanapek. Jego żona przechrzciłaby mnie, gdyby nic nie zjadł przez cały dzień dyżuru.
- Pani tata tu pracuje? Znaczy...
- Mina nowego była bezcenna. Kiedy odpowiednie zapadki w jego głowie wskoczyły na swoje miejsce, od razu domyślił się, że musi to być córka Wiktora.
- Znaczy...Ty jesteś Zosia Banach, tak?
- No tak...To nie było trudne, tu nikt inny nie ma córki w moim wieku.
- Stwierdziła próbując wstać i jęknęła z bólu.
- No tak...Może ja obejrzę tą nogę, dobrze? Dzisiaj jeżdżę z Banachem...Znaczy z Wiktorem...Znaczy...Co ja gadam...Z doktorem Banachem. Prześwięciłby mnie wiedząc, że zostawiłem jego córkę bez pomocy.
- No dobrze, w końcu pan też jest ratownikiem. Może to i lepiej, że pan to zrobi, ojciec na pewno zaraz chciałby mnie położyć w szpitalu, a ja przecież za kilka dni wracam na studia.
- Ooo, naprawdę? A co pani studiuje?
- Dociekał pomagając jej wstać i prowadząc do karetki.
- Jeśli chodzi o studia to...Aaaa...To trochę skomplikowana sprawa w moim przypadku...Aaaa...
- Jeszcze chwilka. To co z tymi studiami?
CZYTASZ
Karetką przez życie - fanfiction o na sygnale 2
أدب الهواةdalsze losy bohaterów z poprzedniej części.