Rozdział Czwarty

34 5 0
                                    


Vivian:

Z ogromnym zażenowaniem, obserwowałam jak mój najlepszy przyjaciel mizdrzył się do przyjaciółki swojej siostry. Osobiście nie bardzo za nią przepadałam. No dobra, w ogóle jej nie lubiłam, z resztą tak jak samej Marilyn — siostry Danny'ego, którą uważałam za najpodlejszą istotę na tej ziemi. Siedzieliśmy właśnie w McDonald's, gdzie Zoe pracowała jako kasjerka.

— Zoe zgodziła się pomóc — zanucił melodyjnie Danny, kiedy wrócił podjarany do stolika, przy którym siedziałam i wyszczerzył się w durnowatym uśmiechu zadowolenia. Puścił mi oczko i ukłonił się, czekając na aplauz i gratulacje. Zaczęłam klaskać w dłonie w ramach uznania, jakby dokonał czegoś niemożliwego.

Kiedy Danny się uśmiechał, porywał w ruch wszystkie mięśnie swojej twarzy. Był taki autentycznie zadowolony i wiecznie pozytywny. Uwielbiałam w nim to i był to jeden z wielu powodów, dla których się z nim przyjaźniłam. Był jak moja ulubiona maskotka, bez której czułabym się strasznie samotna.

— Co jej za to obiecałeś? — spytałam dokuczliwie. — Torebkę Armaniego, czy bieliznę z Victoria Secret? — droczyłam się, nabijając się z niego.

Danny szturchnął mnie, śmiejąc się nienaturalnie grubym głosem.

— Nie ważne co obiecałem. Ważne, że się zgodziła — ekscytował się. — Nie taki diabeł straszny, jak go malują.

— Taaak, w końcu Zoe jest bezinteresowna — ironizowałam. — Pewnie czuje się już jak gwiazda, skoro ktoś chce zrobić o niej reportaż. Masz chociaż jakiś pomysł, jak dobrze to zrobić?

Razem z Dannym wybraliśmy Media Studies, jako jeden z naszych przedmiotów w college'u. Zadaniem na zbliżającą się przerwę świąteczną, było wykonanie projektu. Reportaż na wybrany temat. Wyniki miały stanowić czterdzieści procent naszej oceny końcowej, dlatego ważne było to, by wykonać zadanie jak najlepiej. Dodatkowo, najlepszy reportaż miał zostać wyróżniony i nagrodzony przez publikację w miejscowej gazecie.

— Nie bój nic! Popstrykam parę fotek, napiszę o tym jak trują ludzi i jak to jedzenie nie jest prawdziwym jedzeniem i będzie.

— Reportaż powinien być podparty researchem — zaczęłam go pouczać. — Nie możesz sobie napisać byle czego. Musisz zebrać fakty.

Teatralnie przewrócił oczami, na moje "wymądrzanie się"

— Danny, czy ty chcesz to oblać?

— Nie bój nic! Bobby by mi tego nie zrobił, nie jest aż tak złowieszczy! Po za tym, cały net huczy o tym jak to trują w Maku. Nie słyszałaś? Zresztą, ja już wszystko wyreżyseruje, Zoe powie, że mięso to nie mięso, ryba to nie ryba i że nawet w frytkach nie ma ziemniaków.

Wybuchłam śmiechem. Danny był nie do podrobienia! Kiedy skończyłam się z niego nabijać pochłonęłam kolejną frytkę "bez ziemniaka".

— Czyli nie zamierzasz zrobić rzetelnego reportażu, tylko zniesławić miejsce w którym najczęściej jadasz — podsumowałam.

— Bo mają dobre żarcie! Nie ważne z czego.

Kręciłam głową niedowierzając, choć jego postawa nie powinna była mnie dziwić

— Vivian, słonko, nie zamierzam się spuszczać nad tym projektem i ty też nie powinnaś. Bob i tak tego nie doceni. Ja niedługo lecę do Szwajcarii na narty! — Niemal zatańczył z radości. — Nie mam czasu na bzdurne projekty. W ogóle to powinnaś lecieć ze mną! Wzięlibyśmy szybki ślub, mieli dużo dzieci i żyli długo i szczęśliwie. — Objął mnie swoimi długimi rękoma i przyciągnął ku sobie. Rozmarzony położył głowę na moim ramieniu, mrucząc jak kotek, którego właśnie głaska się po brzuszku.

Miłosny KociołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz