Rozdział Czternasty

13 3 1
                                    


Liam:

Chłopaki bardzo entuzjastycznie zareagowali na wiadomość o imprezie i wszyscy zadeklarowali swoją obecność. Mieliśmy się spotkać na miejscu więc tak jak obiecałem Marilyn, około osiemnastej, stanąłem u progu drzwi do jej domu. Byłem tu już wcześniej, jednak wtedy byłem zbyt zajęty innymi sprawami, aby dokładnie się przyjrzeć. Chata, w której do niedawna mieszkałem z mamą i bratem była wypasiona, ale to zasługiwało niemal na miano pałacu. Dom był ogromny, otynkowany na biało, a ganek zdobiły dwie mosiężne kolumny. Pod gmachem dachu zawieszone były mieniące się na biało lampki, a drzwi zdobił odrobinę zdezelowany przez Marilyn srebrny stroik Bożonarodzeniowy. Byłem niemal pewien, że otworzy mi jakaś gosposia w czarno-białym fartuchu. Już miałem nacisnąć dzwonek, kiedy drzwi otworzyły się i pojawił się w nich starszy mężczyzna ubrany w idealnie skrojony, elegancki garnitur oraz równie elegancka, starsza wersja Marilyn. Oboje mieli ze sobą małe walizki. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, unosząc brwi.

— Dzień dobry — odezwał się.

— Em... Dzień dobry. Ja jestem umówiony z Marilyn — pośpiesznie wyjaśniłem powód, dla którego sterczałem przed ich domem.

— Ah tak, wspominała, że jest umówiona. Proszę wejdź — Wpuścił mnie do środka. — Marilyn jest w kuchni. My już wychodzimy. Na razie dzieciaki! — krzyknął i wyszli zostawiając mnie w holu.

Oczywiście nie miałem pojęcia, gdzie znajduje się kuchnia, ale on mógł tego nie wiedzieć. Nieco zdezorientowany rozglądnąłem się po holu i usłyszałem rozmowę dochodzącą z głębi korytarza, ruszyłem więc w tamtą stronę.

— Serio, Danny? To wino ma sto lat. Chcesz je zmarnować bo panna wieśniaczka ma zły humor? — Usłyszałem przepełniony goryczą głos Marilyn. — Co ty się tak nią przejmujesz? Latasz koło niej jak sługus, jesteś na każde jej zawołanie, bo ona akurat sobie tego życzy! — ironizowała. Przystanąłem za ścianą by mnie nie zauważyła. Może to nieładnie, ale najlepiej poznaje się człowieka, kiedy ten nie wie, że się go słyszy.

— Ona jest moją przyjaciółką, nie wiem ile razy już ci to powtarzałem. Przyjaciele sobie pomagają, Vivian wielokrotnie pomogła mi w wielu sprawach. Ale co ty tam możesz wiedzieć o przyjaźni manekinie.

— Tak? Ciekawe w czym! Jedyny twój problem jest taki, że chcesz ją przelecieć. Jakoś nie widać, żeby paliła się do pomocy. Latasz przy niej z wystawionym jęzorem i ślinisz się. Żałosny jesteś. — Sam już nie wiedziałem o co chodzi. Marilyn twierdziła, że Danny kocha się w Vivian, Chris że jest gejem... Chyba, że jeszcze nie przyznał się rodzinie. To by miało sens.

— Sama jesteś żałosna. Skończ już tę swoją gadkę. Nudne to się już robi. W ogóle co ty się ostatnio tak o mnie troszczysz? Zawsze byłaś na nią cięta, ale ostatnio przechodzisz samą siebie.

Na chwilę zapadła cisza.

— Aaaa... wiem! — ponownie rozległ się głos Danny'ego. — Boisz się, że odbije ci tego twojego nowego chłoptasia. Nie martw się, nie jest zainteresowana. — W jego głosie wyraźnie słychać było nutkę tryumfu. — Dlatego możesz już łaskawie przestać rozpowiadać, że umawia się z połową miasta, kiedy to ty bijesz rekordy w znajdowaniu nowych kolesi.

— Prosze cię! — prychnęła. — Nic takiego nie rozpowiadam! Jedynym kandydatem na jej chłopaka jesteś ty, więc z kim mogłaby się umawiać!

Czułem się źle podsłuchując ich prywatną rozmowę, jednak z drugiej strony Marilyn okazała się grać nie fair, dlatego też w duchu rozgrzeszyłem to moje małe wykroczenie poza granice i postanowiłem w końcu dać znać o mojej obecności. Zapukałem w otwarte drzwi. Oboje zaskoczeni spojrzeli w moją stronę. Marilyn automatycznie poczerwieniała tak że jej policzki mogły konkurować teraz z jej szminką na ustach. Była wymalowana jeszcze mocniej niż zwykle i ubrana w czerwoną bluzkę z głębokim dekoltem i czarne dżinsy z wysokim stanem.

Miłosny KociołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz