Rozdział Dziewiętnasty

8 2 0
                                    


Vivian


W salonie panował rozgardiasz od kiedy zniosłam ze strychu pudła z ozdobami świątecznymi. Przeklinałam w duszy mojego brata, że nie przygotował tego dla mnie przed wyjściem do pracy. Teraz czułam się jak spocona świnia. Spojrzałam na zegar, ze złotym zdobieniem, który wisiał w centralnym punkcie ściany i omal nie upuściłam kartonu z bombkami. Miałam nadzieję, że Liam nie jest punktualny i zdążę wziąć trzyminutowy prysznic. Położyłam ostatnie, zakurzone pudełko na sofie, ignorując fakt, że mama zabije mnie jeśli pobrudzi beżową tapicerkę i pobiegłam do pokoju po czyste ubrania i świeży ręcznik, jednak w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek od drzwi. Przetarłam twarz wierzchem dłoni, by zetrzeć kropelki potu i pełna zażenowania własną głupotą, poszłam otworzyć drzwi. Liam stał pewny siebie, w czystych ubraniach, a jego perfumy zadziałały na mnie jak świeża morska bryza. W rękach trzymał karton z pączkami, a kiedy mnie zobaczył nie zdołał zatrzymać uśmiechu cisnącego mu się na twarz. Pięknie! Może mnie ktoś zastrzelić? Pomyślałam, odwzajemniając uśmiech.

— Cześć, nie jestem za wcześnie? — spytał, mierząc mnie wzrokiem.

— Cześć. Nie. Proszę, wejdź.

Liam przekroczył próg z ogromnym bananem na twarzy, więc zaczęłam się zastanawiać co go tak rozbawiło. Spojrzałam na mój jasnoniebieski t-shirt, który okazał się cały w kurzu. W panice, zamaszystymi ruchami palców, starałam się go usunąć zanim ponownie stanę twarzą w twarz z Liamem, ale jedynie co osiągnęłam to szaro-burą plamę. Co za wstyd!

— Przyniosłem pączki. — Podał mi pudełko, z którego ulotnił się świeży zapach pieczonych słodkości. Odebrałam od niego karton z pączkami i kątem oka spojrzałam w lustro, wiszące na ścianie w korytarzu, znajdujące się za Liamem, który w tym czasie zaczął ściągać buty i kurtkę.

— O mój Boże. — Zamknęłam oczy, by nie widzieć tego jak wyglądam.

Na całej twarzy miałam szare ślady od brudnych palców, którymi ją przed chwilą przetarłam. Pięknie, czemu ja zawsze muszę tak niesfornie się prezentować? Musiałam zanotować, by zapamiętać, że być może powinnam zaczerpnąć inspiracji od Marilyn i zacząć wyglądać jak dama, a nie kopciuch.

— Coś nie tak? Nie lubisz pączków? — zapytał, wieszając kurtkę na wieszaku.

— Bardzo lubię! ... Wszystko co da się zjeść — odpowiedziałam szybko, nie chciałam, żeby poczuł się urażony, gdyż jedyne czego nie lubiłam to nieokrzesanej siebie.

Liam znów się uśmiechnął wydając delikatny odgłos chichotu. Brzmiało to bardzo seksownie... ale również wprawiało mnie w większe zakłopotanie i czułam, że niechcący zrobiłam mini przedstawienie.

— Wiesz, mógłbyś dać mi pięć minut? Tam jest salon, ja pójdę się ogarnąć, wskazałam na moją umorusaną buzię.

— Jasne, pewnie.

Oddałam mu pączki, poprosiłam by położył je na ławie w salonie, a sama pobiegłam do łazienki z przygotowaną kupką ubrań i ręcznikiem. Weszłam pod prysznic, z którego poleciała chłodna woda, ale nie chcąc tracić czasu zagryzłam zęby i zaczęłam się myć, nakładając masę żelu i szamponu, który pienił się tak mocno, że wanna zrobiła się śliska i istniały spore szanse, że zaliczę ostrą wywrotkę, przez pośpiech, który w to wszystko wkładałam. Na szczęście udało mi się wyjść z tego cało. Czysta i pachnąca, w czystym ubraniu wyszłam z łazienki, nałożyłam tylko na twarz krem BB i osuszyłam włosy ręcznikiem, by nie kapał z nich nadmiar zebranej wody. Nie było czasu na suszenie. Trudno, pospiesznie udałam się do salonu, gdzie czekał na mnie Liam. Zaczął zakładać światełka na choinkę, co mile mnie zaskoczyło.

Miłosny KociołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz