6.

403 32 10
                                    

Halvor absolutnie nie miał pojęcia, skąd cała jego rodzina wzięła się nagle u niego w domu, ale miał poważny problem. Po pierwsze dlatego, że nie wiedzieli, że rozstał się z Leą, albo raczej Lea okazała się być pazerna na pieniądze i ulotniła się, gdy tylko zdała sobie sprawę, że ich nie miał, a po drugie nie wiedzieli też, że Robin się od niego wyniósł i od jakiś piętnastu minut miał nową współlokatorkę, w którą na dodatek wjechał samochodem. 

— Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę i pomyśleliśmy, że wpadniemy — oznajmiła jego mama, całując go szybko w policzek. — Tata powiedział wczoraj, że nie masz żadnych planów, mam nadzieję, że nie jesteście z Robinem specjalnie zmęczeni dzisiaj i wam nie przeszkadzamy — dodała, zsuwając buty z nóg w korytarzu. 

— Właściwie to... 

— Boże, co to są za kartony? — przerwała Karoline, prawie przewracając się o bagaż pozostawiony przez. 

— To... rzeczy Robina — wymyślił naprędce Halvor, przesuwając je w głąb korytarza. — Nie ma go dzisiaj, bo robi jakieś przemeblowanie i dlatego to wszystko stoi tutaj — skłamał gładko, nie mając pojęcia jak on to potem odkręci. 

— Zrobisz nam jakąś kawę? — poprosił jego tata, a Halvor skinął głową, idąc od razu do kuchni, żeby włączyć ekspres. 

Karoline i jego rodzice rozsiedli się natomiast wygodnie w salonie, wciągając go w swoje dyskusje i normalnie wcale by mu to nie przeszkadzało i ucieszyłby się z tego, że go odwiedzili, ale miał świadomość, że koncertowo spierdolił sprawę. Teraz, zamiast dobrze się bawić w obecności rodziny, stresował się, że Josefine zaraz przyjdzie i niezręczność przekroczy poziom krytyczny. 

Z drugiej strony miał ochotę nakrzyczeć na swoich rodziców za to, że pakowali mu się do domu bez uprzedzenia. Może i ojciec spytał go wczoraj, czy ma wolne dzisiaj, ale to nie znaczyło, że mogli się do niego wpraszać kiedy chcieli. Domyślił się szybko, że musiał to być pomysł Karoline i miał ochotę urwać jej za to głowę, ale nie chciał się jeszcze pakować do więzienia. 

Postawił przed rodzicami filiżanki z kawą, siostrze wlał natomiast do szklanki ostatki soku pomarańczowego, a z szafki wygrzebał jedyne opakowanie ciastek, jakie się mu jeszcze zachowało pewnie tylko dlatego, że był zbyt leniwy, by skakać po szafkach w poszukiwaniu słodyczy. 

— Jak treningi? — spytał Svein, gdy Halvor usiadł z nimi przy stoliku, popijając swoją, już chłodną kawę, którą zrobił sobie przed ich przyjściem. 

— Nieźle całkiem, tak myślę — odparł. — Okaże się na dobre, jak zacznie się sezon — dodał, wzruszając ramionami. — Nie myśl, że zapomniałem o naszym zakładzie — zwrócił się tym razem do mamy, uśmiechając się szelmowsko. 

— O czym znowu nie wiem? — Svein zmarszczył brwi, a Karoline parsknęła śmiechem, zbijając z Halvorem piątkę. — Poważnie, na co się namawiacie? 

— Obiecałam mu dwa lata temu, że pofarbuję włosy na żółto, jak zostanie liderem Pucharu Świata — Marit Egner uśmiechnęła się, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym ten zakład przegrać — dodała, sięgając po ciastko. 

— Szykuj już farbę — zaśmiał się w głos, grożąc matce palcem. 

Po kolejnych kilku minutach rozmowy do drzwi ponownie zadzwonił dzwonek. Svein Granerud zmarszczył brwi, zerkając na syna, bo Halvor wyglądał, jakby wszystkie kolory odpłynęły mu z twarzy. 

— Spodziewałeś się kogoś? — spytała Marit Egner, również przyglądając się synowi, jednak ten pokręcił szybko głową. 

— To pewnie kurier, albo coś w tym stylu — odparł, wzruszając ramionami. — Robin wspominał, że coś ostatnio zamawiał przez internet, więc to pewnie do niego — wyjaśnił, ruszając w kierunku drzwi. 

niepamięć | ski jumping norwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz