15.

518 37 13
                                    

Halvor wrzucił brudną szklankę do zlewu, przecierając zmęczoną twarz dłonią. Kiedy gniew ustąpił, jego miejsce zajęło poczucie winy i wstyd. Nie powinien był wyżywać się na Josefine, doskonale o tym wiedział, ale średnio umiał panować nad takimi silnymi emocjami. Ale prawdę mówiąc, trochę mu nawet przeszło po tym, jak na nią nakrzyczał. Teraz z kolei miał trudniejszą rzecz do zrobienia, a mianowicie przeprosiny. 

Nie ukrywał, nigdy nie był w tym za dobry, ale czasami należało. Teraz właściwie nie tyle czuł się w obowiązku, by ją przeprosić, co po prostu tego chciał. Josefine, nieważne jak irytująca by nie była, nie zasługiwała, żeby ktokolwiek ją tak traktował. 

Zapukał cicho w drzwi do jej pokoju, licząc, że dziewczyna go wpuści i miał szczęście, bo chwilę później Josefine pojawiła się w progu, patrząc na niego z wyczekiwaniem, jakby dobrze wiedziała po co w ogóle przyszedł. 

— Przepraszam — powiedział po prostu, wzruszając ramionami, a ona wywróciła oczami, otwierając szerzej drzwi i wpuściła go do środka. 

Nawet jeśli Halvor był tutaj już wcześniej, dopiero teraz miał okazję rozejrzeć się po pomieszczeniu. Zdecydowanie było tu czyściej, niż kiedy ten pokój zajmował Pedersen, ale chłopak nadal miał wrażenie, że to bardziej coś w rodzaju uporządkowanego chaosu, niż właściwego porządku. Zdał sobie sprawę, że to trafnie odzwierciedla tę cząstkę osobowości Josefine, którą zdążył poznać. 

— Będziesz tak stał i się gapił, czy wykrztusisz z siebie coś więcej? — odezwała się, siedząc po turecku na łóżku, zawalonym jakimiś papierami i wszelkiej maści innymi klamotami, na które nie było miejsca gdzie indziej. — Halo, ziemia do Halvora — pstryknęła palcami, a on się wzdrygnął. — Uspokoiłeś się już? 

— Można tak powiedzieć chyba — stwierdził, siadając obok niej. — Naprawdę nie chciałem być... no wiesz, wrednym gnojkiem — dodał, a ona zdusiła śmiech. — No rzeczywiście, bardzo śmieszne — obruszył się. 

— Och wrzuć trochę na luz, Halvor — powiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. — Mówię ci, złość piękności szkodzi. 

— Czyżbyś uważała, że jestem piękny? — spytał, unosząc brew, na co Josefine uważniej mu się przyjrzała, jakby faktycznie musiała zastanowić się nad odpowiedzią. 

— No cóż, nigdy nie powiedziałam, że jesteś nieatrakcyjny — odparła, wzruszając ramionami. — Jak się nie odzywasz, to potrafisz być nawet całkiem uroczy — dodała, po czym zmierzwiła mu włosy. 

— Uznam to za komplement — zaśmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Swoją drogą, ty też jesteś niczego sobie — wypalił, zanim zdążył się dobrze zastanowić. 

Josefine patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, a potem jak gdyby nigdy nic palnęła go dłonią w łeb, jednak nie na tyle mocno, żeby poważnie go uszkodzić. 

— Niczego sobie — prychnęła. — Nie dziwię się, że musisz udawać przed rodziną, że masz dziewczynę, skoro tak słabo radzisz sobie w te klocki — westchnęła z rozbawieniem, widząc jak chłopak marszczy brwi. — Dobra dobra, żartuję tylko. 

— Masz kiepskie poczucie humoru — ocenił, kręcąc głową. — Ale lepsze to, niż akcja, którą odwaliła mi siostra. Z resztą, sama musiałaś w niej wziąć udział i bardzo cię za to przepraszam. Naprawdę mi głupio. 

— Nic się nie stało — machnęła ręką lekceważąco, uśmiechając się. — Chociaż było mi trochę niezręcznie, kiedy musiałam jej odpisać. Powinna wiedzieć, że tak się nie robi. Czułam się z tym wszystkim źle, zupełnie jakbym wchodziła ci z buciorami w twoje życie. 

niepamięć | ski jumping norwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz