12.

444 32 12
                                    

Po tym, jak odespał już trening i imprezę, Halvor zaczął się zastanawiać co zrobić z tymi głupimi kajakami, które sobie wymyślił Daniel. Karoline z nim nie pójdzie, to już było jasne, z tym, że nie było właściwie nikogo, kto mógłby się zabrać razem z nim. Nikogo, poza jedną jedyną osobą, ale zapierał się rękami i nogami przed poproszeniem Josefine, żeby zgodziła się z nim gdziekolwiek jutro pójść. 

Można było powiedzieć, że po ich ostatniej kłótni topór wojenny został zakopany, ale chyba tylko dlatego, że podczas powrotu ze skoczni i całą resztę dnia się do siebie nie odzywali, więc nadal nie czuł się uprawniony do chociażby proszenia jej o jakąkolwiek pomoc. Zdał sobie sprawę, że właściwie zrobiła dla niego więcej, niż musiała. Zgodziła się z nim zamieszkać, chociaż wcale nie musiała. Może i dla niej też było to korzystne, ale jednak nie wystawiła go do wiatru, mimo że miała okazję. A dzisiaj jeszcze obudziła go i zawiozła na trening, mimo że powinna była go kompletnie olać i wcale nie miałby jej tego za złe, bo on przy pierwszej lepszej okazji sam siebie by olał. 

Zaczynał się zastanawiać na czym polegał fenomen Josefine, która, jak mu się wydawało, go nie lubiła i ledwo z nim wytrzymywała, a swoim zachowaniem zaprzeczała kompletnie tej teorii i sprawiała wrażenie, że jest dla niej kimś w rodzaju przyjaciela. Pomyślał nawet, że może tylko wymyślił sobie, że Josefine jest do niego wrogo nastawiona i usiłuje mu uprzykrzyć życie, a tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego.

Nigdy nie poświęcał wiele czasu na kontemplowanie osobowości Josefine i zastanawianie się dlaczego zachowywała się akurat w ten sposób, ale doszło do niego, że ta złośliwość należała  bardziej do części jej charakteru i wcale nie musiała być wyrazem niechęci wobec niego. 

— Jak tam proces trzeźwienia? — spytała, kiedy w końcu wyszedł ze swojej sypialni, żeby coś zjeść. 

Josefine leżała pod kocem na kanapie i znudzona przeglądała coś w telefonie. Postanowił to wykorzystać i zgarnął jabłko ze stołu, po czym usiadł obok niej, wzruszając ramionami.

— Można powiedzieć, że chyba został ukończony — oznajmił, uśmiechając się blado, a ona w końcu odsunęła telefon od twarzy i zerknęła w jego kierunku. — Zrobiłem z siebie wielkiego debila, jak wróciłem na bani? 

Josefine parsknęła śmiechem, odrzucając włosy do tyłu, ale pokręciła głową. 

— Trochę się chwiałeś i marudziłeś, ale ostatecznie od razu poszedłeś spać — odparła, siadając. — Ale rano chciałam cię zabić — dodała. 

— Przepraszam, powinienem przynajmniej wyciszyć telefon — westchnął, rozsiadając się wygodnie na kanapie. — Dzięki za dzisiaj, chociaż nadal nie wiem dlaczego mnie nie olałaś. 

— Naprawdę masz o mnie takie złe zdanie? — zdziwiła się, unosząc brew, a Halvorowi autentycznie zrobiło się głupio. — Wszyscy byliśmy kiedyś nieodpowiedzialnymi gnojkami, z tym, że u niektórych przypadło to na wiek nastoletni, a niektórym, jak widać, odbija dopiero na stare lata — mrugnęła do niego, a on z rozbawieniem pokiwał głową.

— Wybaczę ci tego "nieodpowiedzialnego gnojka" tylko dlatego, że dzisiaj uratowałaś mi karierę — odparł, udając obrażonego, a chwilę później poczuł kuksańca w ramię. — Auć, za co to było?! — zdziwił się, podskakując na kanapie. — Ratunku, kobieta mnie bije!

— Ty nieodpowiedzialnym gnojkiem jesteś — odparła, wyraźnie kładąc nacisk na ostatnie słowo. — Im szybciej przyznasz się do tego przed sobą tym lepiej dla ciebie — wzruszyła ramionami. 

— No dobra, masz rację — westchnął w końcu, unosząc ręce w obronnym geście. — Ale spróbuj komukolwiek o tym wspomnieć, to chyba cię uduszę, jasne? 

niepamięć | ski jumping norwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz