30.

317 33 2
                                    

— Traktuj to jako tą pierwszą randkę, jasne? 

Josefine popatrzyła z ukosa na Robina, po czym wgryzła się ponownie w swojego kebaba. Siedzieli od piętnastu minut w jakieś tureckiej knajpie, bo po przesiedzeniu półtorej godziny w szpitalu żadne z nich nie miało ochoty sobie samemu gotować. No a Josefine czuła się winna, że Pedersen musiał być świadkiem tej całej popapranej akcji, więc z dobroci serca postanowiła przynajmniej kupić mu coś do zjedzenia. Dobrze, że jemu nikt nie dał po gębie, bo inaczej poczucie winy zżarłoby ją od środka i nie sądziła, by wtedy kebab mógł załatwić sprawę. 

— Żartujesz sobie? — Robin popatrzył na nią, wycierając serwetką sos z kącika ust. — Dzisiaj się już nie liczy — obruszył się, na co Josefine wzruszyła jedynie ramionami.

— Zabrałam cię na kolację, a mogłam ci kazać spadać na drzewo zaraz po tym, jak odwiozłeś mnie do szpitala — prychnęła. — Doceń moją dobroć, a nie jeszcze się wykłócasz...

— Myślisz, że pozbyłabyś się mnie ze szpitala? Ty chyba nie doceniasz mnie!

— No tak, przylepa z ciebie, co nie? — popatrzyła na niego z politowaniem, a on jedynie głupkowato się wyszczerzył. — Nawet nie masz pojęcia jakie to wkurzające — westchnęła. — Ale mimo wszystko dzięki, że pojechałeś ze mną. Pomogłeś mi bardziej, niż się spodziewałam, wiesz? 

— Pff, to pestka — uśmiechnął się, natychmiast się prostując, jakby Josefine połechtała tymi słowami jego ego. — Jakby co, to tego... Wiesz do kogo uderzać nie? Ja zawsze pomogę!

— Matka Teresa się znalazła — Josefine parsknęła kręcąc głową. — Pamiętaj, że nie zrobiłeś tego za darmo, więc nie udawaj takiego hojnego. 

Robin wywrócił oczami, po czym parsknął cicho pod nosem. Spojrzał na Josefine spod uniesionych brwi, jakby chciał zapytać, czy naprawdę miała na myśli to, co powiedziała. 

— Ja nie mówiłem tego poważnie — odezwał się, wprawiając Josefine w skonsternowanie. — No wiesz... Tego z tymi randkami — wyjaśnił, szczerząc się do niej głupio. — Myślałem, że załapiesz, ale skoro dałaś się złapać i jeszcze kupiłaś mi kebaba, można uznać, że jestem królem dowcipu — mrugnął do niej, co skwitowała cichym westchnieniem.

— Jesteś niereformowalny, naprawdę — mruknęła, trącając go lekko w ramię. — Może i się złapałam, ale żart w założeniu ma być śmieszny, nie? Nie jest, więc spierdalaj. 

Siedzieli tak jeszcze przez jakiś czas, gadając o najróżniejszych pierdołach i wyszli dopiero wtedy, gdy knajpa się zamykała. Pewnie posiedzieliby dłużej, gdyby nie fakt, że knajpa się zamykała, a właściciel zmuszony był ich wyrzucić, a na zewnątrz temperatura była nie do wytrzymania. 

— Co właściwie zamierzasz teraz zrobić? — spytał Robin, gdy siedzieli w jego aucie. — Nie chcę nic mówić, ale mam dziesięć nieodebranych połączeń od Halvora. 

— Ja mam chyba z czterdzieści — wywróciła oczami, zerkając na wyświetlacz swojej komórki. — No, czterdzieści siedem dokładnie, ale co z tego? Nie mam ochoty ani z nim rozmawiać, ani go oglądać. 

— Ale mimo wszystko, chyba powinien wiedzieć, że wszystko gra, co nie? 

— Absolutnie mnie to już nie obchodzi, okej? Dał mi dość wyraźnie do zrozumienia, że najwyraźniej przyjaciółmi nie jesteśmy i nigdy nimi nie byliśmy, więc co go teraz nagle obchodzi? Jak ma poczucie winy, to niech się zastanowi nad tym, dlaczego ta cała sytuacja miała miejsce. Poza tym, jakbym go teraz zobaczyła, powiedziałabym parę rzeczy, których mogłabym żałować. Muszę to sobie jakoś poukładać, ale potrzebuję trochę czasu. 

niepamięć | ski jumping norwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz