Rozdział 2

1.7K 40 8
                                    

Słowa Blacka odbijały mi się w uszach. Podobasz się mi od kiedy pamiętam. Nie jesteś taka jak inni. Byłam, co prawda nadal na niego i Pottera wkurzona za to, że wylądowałam w skrzydle szpitalnym, ale to, co powiedział nie dawało mi spokoju. Czy mówił szczerze, że zależy mu na mojej przyjaźni? Wiem i to doskonale, że to największy casanova w Hogwarcie i wiem, że każdą chce tylko przelecieć i później zostawić, chwaląc się swoim kolegom, że zaliczył już kolejną naiwną idiotkę. Nie zaliczałam się do grupy jego wielbicielek, jednak musiałam przyznać, że jest dość przystojny. Sama jestem uważana za najładniejszą laskę w Hogwarcie, ale nie zależy mi tym, na czym zależy Black'owi. Nie chcę zaciągnąć każdego przedstawiciela płci męskiej do łóżka. To nie moja bajka. Chcę kogoś, kto mnie szczerze pokocha. Nie tylko za wygląd. W Hogwarcie słynę z sarkastycznego poczucia humoru i wybuchowej, aczkolwiek empatycznej osobowości. Wielu dziwił fakt, że nienawidzę Huncwotów, bo podobnie jak oni lubię robić liczne psikusy, a kłopoty to moje drugie imię. Jednak zawsze wychodzę gładko z każdej opresji. Cóż przynajmniej do tej pory. Dzisiaj wieczorem będę mogła w końcu wyjść i zobaczyć jak wyglądają ludzie. Tylko, że mam zwolnienie od lekcji na tydzień. 

💎💎💎

 Po lekcjach 17³⁹


Wychodząc ze skrzydła szpitalnego pani Pomfrey dała mi 2 eliksiry. Eliksir słodkiego snu codziennie przez tydzień przed snem. I jakiś inny codziennie przez tydzień rano. Dostałam też zwolnienie od zajęć na czas przyjmowania eliksirów. Szłam teraz do gabinetu opiekunki Gryffindoru, żeby dać to zwolnienie. Ostrożnie zapukałam do drzwi, a gdy usłyszałam proszę, weszłam. 

(J): Dobry wieczór, pani profesor. Pani Pomfrey prosiła, abym pani to przekazała. 

Podałam wtedy zwolnienie napisane przez pielęgniarkę. 

(p. McG): Rozumiem. A jak się czujesz? 

(J): Dobrze. Teraz już lepiej.

(p. McG): To szybko wracaj do zdrowia. Dziękuję Ci za przekazanie. 

Skinęłam głową i ruszyłam ku drzwiom. 

(p. McG): Panno Lupin, proszę jeszcze odpowiedzieć na moje pytanie. Co się tak właściwie stało? 

Wiedziałam, że ktoś o to prędzej czy później zapyta. Co prawda chciałam się na nich odegrać, ale nie byłam kablem. Stwierdziłam, że skłamię. 

(J): Poślizgnęłam się i wpadłam do jeziora. Noga mi się zaplątała w zarośla i nie mogłam przez dłuższy czas wyjść. 

Moje kłamstwo było wystarczająco przekonujące, żeby w nie uwierzyła. Pomimo, że jestem osobą szczerą i nie lubię kłamać to zaskakująco dobrze to robię. 

(p. McG): Rozumiem. To wszystko. 

Wtedy wyszłam z gabinetu nauczycielki transmutacji. Odetchnęłam z ulgą, po czym poszłam do dormitorium. Weszłam w miarę cicho, a przy kominku siedzieli huncwoci i dziewczyny. Cicho się zakradłam do siedzącej tyłem do mnie Evans i położyłam na jej barkach ręce, na co ona podskoczyła:

(J): Cześć, Lily. Co tam?

Na reakcję rudowłosej wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem. 

(L.E): Merlinie, nie strasz ludzi. 

Po tych słowach wraz z dziewczynami rzuciły się na mnie, przytulając mnie.

(J): Nie jestem Merlinem, ale miło, że tak uważasz. 

Wszyscy wokół się zaśmiali. 

(L.E): A zresztą czemu nie wiedziałam, że wychodzisz ze skrzydła? Żądam wyjaśnień. 

~Zagubiony psiak~ |Syriusz Black [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz