Rozdział 3

1.4K 40 10
                                    

Zbliżały się eliminacje pierwszorocznych do quidditcha. Od 1 roku byłam szukającą. W mojej drużynie był jeszcze Black, Potter, Wood, Fenwick, Oliver Brown i Xavier Lee. Black, Potter i Fenwick byli ścigającymi, Pałkarzem Wood. Obrońcą Brown, a kapitanem Lee. Ja byłam szukającą i jednocześnie jedyną dziewczyną w drużynie. Szłam w stronę boiska witając się z drużyną, a przynajmniej jej częścią. 

(X.L): Skoro jest już nasz najlepszy zawodnik to możemy zaczynać eliminacje. Szukający niech przejdą na lewo, ścigający niech zostaną na miejscu, pałkarze na prawo, obrońcy do przodu. Emi zajmujesz się szukającymi?

Posłał w moją stronę błagalne spojrzenie, a ja rozbawiona przewróciłam oczami i podeszłam do chętnych na moją pozycję w quidditchu.

(J): Jestem Emily Lupin- szukająca Gryffindoru. Uważacie zatem, że nadajecie się na tą pozycję w quidditchu? 

Zauważyłam, że kiwają pewnie głowami. 

(J): Dobry szukający musi być spostrzegawczy, zręczny i przede wszystkim szybki. To od niego zależy, która drużyna wygra. Każdy z was podczas pierwszego treningu będzie brany i będziemy sprawdzać wasze umiejętności. Jakieś pytania? Skargi? Zażalenia? Prośby? Nie? To zaczynamy!

Po jakimś czasie rozpoczęły się eliminacje. Podeszłam do Xavier'ego. 

(J): Ktoś Ci przypadł do gustu z szukających?

(X.L): Ten z brązowymi lokami i zielonych oczach jest najlepszy z nich. Jakbyś go trochę podszkoliła to byłby świetny. 

(J): Tego się samemu uczy. Najważniejsze jest być sprytniejszym, szybszym i bardziej spostrzegawczym od przeciwnika. Ma duże predyspozycje na dobrego szukającego. 

(X.L): Ly, czytasz mi z ust. 

(J): O czyżby? Bo sądziłam, że to Twoje zadanie szukać dobrych zawodników, a nie moje.

Zapadła cisza. Po jakimś czasie odezwał się ostrożnie Xavier:

(X.L): Wiesz.. To mój ostatni rok w Hogwarcie. Nadawałabyś się na kapitana. 

(J): Co ty. 

(X.L): Nie, mówię serio. Potrafisz świetnie dowodzić drużyną i dobrze dobierasz zawodników. Myślałem o przekazaniu dowodzenia Tobie. 

(J): Nie rób tego! Wiem, jak wiele to dla Ciebie znaczy. Nie chcę, żeby później okazało się, że źle dobrałeś osobę na kapitana. Zastanów się jeszcze. 

(X.L): No dobra, ale i tak uważam, że najlepiej się do tego nadajesz. 

💎💎💎

 
Tak jak myślałam Xavier na szukającego wybrał tego chłopca. Nazywa się Oscar Wright. Na ścigających Isle Wright- siostrę nowego szukającego, Jack'a Smith'a i Jackoba Wilsona. Na obrońcę Olivię Taylor, która swoją siłą bardzo mi zaimponowała. A na pałkarza Charliego Wood'a, który okazał się być bratem Billy'ego. Stara drużyna się jednak nie rozsypała i będziemy grać na przemian z nową w meczach Gryffindoru. Najbliższy gra nasza drużyna. A gramy go ze Slytherinem, więc trzeba będzie się postarać i im pokazać, z kim mają do czynienia. Idę teraz do dormitorium, z dziewczynami po ostatniej kłótni zdążyłam się pogodzić, ale dla Blacka i Pottera nie zamierzam wybaczyć. Nie wiem, co strzeliło mi do głowy, żeby okłamać wtedy McSztywną. 

(p. McG): Panno Lupin zapraszam do mojego gabinetu. 

Jej ton był stanowczy i surowy. Posłusznie ruszyłam do gabinetu, gdzie zastałam Pottera i Blacka. Nie spojrzałam na nich nawet. 

(p. McG): Pan Black i pan Potter mi powiedzieli pewną historię, a dotyczy ona Twojego ostatniego pobytu w szpitalu. Stwierdzili, że to przez nich się tam znalazłaś. Czy to prawda? 

Poczułam złość na siebie. Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie. Już nie kłamałam i odparłam:

(J): Tak, to prawda, pani profesor. Okłamałam panią. 

(p. McG): Ale czemu? Grozili Ci? 

(J): Nie, nie. Chodzi o to, że nie chciałam wyjść na donosicielkę i wolałam sama sobie poradzić z tym problemem. 

(p. McG): To bardzo szlachetne z twojej strony. Jesteś pilną uczennicą, a to co zrobiłaś było bardzo szlachetne i godne prawdziwego Gryfona, tym bardziej, że mogłaś tam nie przeżyć i dobrze wiem, że się nie dogadujecie. Dlatego nie zostaniesz ukarana, pomimo, że mnie okłamałaś, co nie tyczy się pana Pottera i Blacka, ale doceniam, że sami się do tego przyznali. 

(J): Rozumiem. To się więcej nie powtórzy. Czy mogę już iść? 

(p. McG): Tak, oczywiście. Chciałabym Cię jeszcze dzisiaj widzieć w moim gabinecie o godzinie 18. 

(J): Dobrze. 

Po tych słowach opuściłam gabinet. Ruszyłam w kierunku dormitorium i od razu rzuciłam się na łóżko. W dormitorium była tylko Lily. 

(L.E): Emi, żyjesz jeszcze? 

Nie podnosząc nawet głowy odpowiedziałam roześmianej rudowłosej:

(J): Jeszcze tak, ale ledwo ledwo. Wzywajcie karetkę. 

(L.E): A jak eliminacje? 

Opowiedziałam jej o eliminacjach, rozmowie z McGonagall i wszystkim, co do tej pory zaszło. 

(L.E): Przykro mi, że tak to wyszło. 

(J): Niepotrzebnie. I tak by się kiedyś dowiedziała. Po chuj jej kłamałam to nie wiem. Przynajmniej nie oberwało mi się. 

(L.E): Ale na pewno nie grozili Ci czy coś?

(J): Nie, a nawet gdyby to myślisz, że bym się wystraszyła? 

(L.E): Racja. Idziemy do WS na kolację? 

(J): Jasne. 

Wtedy ruszyłyśmy do WS. Poszłyśmy w stronę siedzącego nieopodal Remusa, Petera, Casidy i Dorcas. Po chwili dołączyli Black i Potter.
Nałożyłam sobie skrzydełko kurczaka, pieczone ziemniaki i sałatkę. Miałam ostre cienie pod oczami, byłam wyczerpana i przybita. Od jakiegoś czasu przesiadywałam częściej w bibliotece i uczyłam się do zbliżających się SUM-ów, do tego doszły codzienne treningi quidditcha i problemy z bezsennością. 

(R.L): Emi? 

Dopiero teraz do mnie dotarło, że ktoś do mnie mówił. Wyrwana z zamyśleń zdekoncentrowana spytałam:

(J): Co? 

(R.L): Pytałem jak było na eliminacjach. 

(J): A to.. Dobrze. 

(L.E): Em, dobrze się czujesz? Wyglądasz strasznie. 

(J): Tak, wszystko dobrze. Po prostu jestem zmęczona. Nie mogę? 

(J.P): Możesz. Tyle, że ty jesteś taka już od jakiegoś czasu. 

(J): Nie, serio. Nic mi nie jest. 

(S.B): Na pewno? Zachowujesz się jak... nie ty. 

(J): Dzięki za troskę, Black. Nie potrzebuję jej. 

Powiedziałam to nieco za ostro niż zamierzałam. Reszta kolacji minęła w ciszy. Ruszyłam w stronę dormitorium, jednak w połowie drogi poczułam, że kręci mi się w głowie i miałam mroczki przed oczami. Oparłam się o ścianę i usiadłam na podłodze łapiąc głębokie oddechy. Po minucie wstałam i dalej ruszyłam przed siebie, jednak uczucie słabości powróciło. Poczułam jak moje ciało bezwładnie opada, a ja przed oczami miałam już tylko ciemność. Zarejestrowałam odgłos kroków, zbliżający się w moim kierunku.

 💎💎💎


Opowiadanie liczy 978 słów. Wszystkie postacie podobnie jak w poprzednich częściach są wymysłem mojej wyobraźni. Jak myślicie czyje kroki usłyszała Emily? A może to tylko wymysł jej przepracowanego umysłu? Koniecznie powiedzcie o swoich przemyśleniach w komentarzach. Zachęcam również do głosowania, jeśli ff Wam się spodobał. Bajj 🙋

~Zagubiony psiak~ |Syriusz Black [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz