14. supreme rises

221 11 5
                                    

Siedzę w moim apartamencie na Jerozolimskich już drugą godzinę, na dworze zrobiło się ciemno i wietrznie, wygląda jakby miało zaraz lunąć. Dopiero teraz - po powrocie z Sopotu i epizodzie z Filipem - chwytam telefon i postanawiam odczytać wszystkie wiadomości, jednocześnie zastanawiam się, co powiedzieć Kubie. Ciekawe, czy bardzo jest na mnie zły. Naprawdę nie chcę mu zrobić krzywdy, a jestem koszmarem. iPhone zwiesił się od nadmiaru powiadomień. Skończył wibrować i przeraźliwie pikać dopiero po około dwóch minutach. Olałam kompletnie smsy od znajomych, ludzi ze studiów, członków rodziny i bezpośrednio odpaliłam okienko z wiadomościami od Kuby.

„Hej, jak po podróży? Odpoczęłaś?"

„Pola?"

„Obraziłaś się?"

„Proszę wyświetl chociaż"

„Nie byłaś aktywna od 24 godzin"

„Dlaczego masz ciągle wyłączony telefon?!?!"

„Wszystko w porządku?"

„Proszę, wyświetl chociaż, żebym wiedział, że nic ci nie jest."

„A może zablokowałaś mój numer?"

„Chodzi o Oskara? Nagadał ci głupot o mnie i Krzyśku?"

„Kurwa mać Pola martwię się, minęły prawie cztery dni"

„Skontaktowałem się z twoim ojcem, powiedział mi, że zostałaś w Warszawie, dlaczego nic mi nie powiedziałaś?"

Ostatnia wiadomość przyszła 4 godziny temu. Westchnęłam ciężko, próbując ułożyć jakąś sensowną odpowiedź

„Chciałam tylko pobyć chwilę sama. Wyłączyłam telefon, bo uznałam, że przyda mi się przerwa od ludzi i social mediów. zwłaszcza, że uczyłam się na jutrzejszy egzamin. Wybacz, że cię zmartwiłam. Dziękuję za troskę Kuba."

I tyle.
Cztery zdania.
Napisałam tylko cztery zdania, kiedy on zasypał mnie sms'ami i niezliczoną ilością połączeń. Kliknęłam „wyślij" nim zdążyłam zmienić zdanie. Muszę być chodzącą toksyną, bo od tamtej wiadomości nie zamieniłam z nim ani słowa.

dwa lata później

Stukot moich czarnych loubutinów o chodnik odbijał się echem od kamienic na śródmieściu. Wracałam właśnie do domu z pracy, dzierżąc w ręku aktówkę i laptopa. Od dłuższego czasu chodzę do pracy pieszo, to około 10 minut spacerem, nawet na szpilkach, więc rzadko czułam potrzebę utykania w korku na przynajmniej trzydzieści minut, w godzinach szczytu. Mijałam właśnie kantor, który prowadzimy wspólnie z ojcem, kiedy wpadłam na kogoś, kogo nie spodziewałam się zobaczyć.

- Przepraszam, nie widziałam cię - zająkałam się zawstydzona, spuszczając głowę.

- nic nie szkodzi, mogłabyś wpadać na mnie codziennie, nie mam nic przeciwko. - uśmiechnął się zadziornie.

- muszę lecieć, cześć! - napiętą sytuację uratował mój dzwoniący telefon, wyminęłam chłopaka i kontynuowałam spacer do mieszkania.

- jasne tato, wpadnę dziś do klubu po rozliczenie kwartalne. - powiedziałam do komórki, po przełączeniu jej na głośnomówiący. Klucz od apartamentu zawiesiłam na wieszaku przy drzwiach, po czym wyskoczyłam ze szpilek.
- Poseł Janczak wynajął dziś loże VIP w klubie, byłoby miło jakbyś przy okazji wizyty zaniosła mu butelkę szampana w geście naszego uszanowania. - lamentował, kiedy zaczynałam podsmażać krewetki na patelni.
- nie ma problemu! - odparłam przeżuwając wcześniej ugotowany makaron.
- Pola, ty mnie nawet nie słuchałaś.
- Poseł Janczak, loża VIP dziś godz. 21.00, szampan na koszt firmy z wyrazami uznania Sp. Z.O.O Kleina - wyrecytowałam bez emocji.
- skąd wiesz, na która godzinę ma rezerwację?
- w życiu zawodowym, musisz grać w szachy, podczas kiedy reszta gra w warcaby. - uśmiechnęłam się zwycięsko.
- imponujące. dziękuje córeczko, muszę kończyć, powodzenia!
Nie dał mi nawet szansy na odpowiedź, gdyż z głośnika rozbrzmiał sygnał przerwanego połączenia.

Lucky Loser - QuebonafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz