Siedzę w moim apartamencie na Jerozolimskich już drugą godzinę, na dworze zrobiło się ciemno i wietrznie, wygląda jakby miało zaraz lunąć. Dopiero teraz - po powrocie z Sopotu i epizodzie z Filipem - chwytam telefon i postanawiam odczytać wszystkie wiadomości, jednocześnie zastanawiam się, co powiedzieć Kubie. Ciekawe, czy bardzo jest na mnie zły. Naprawdę nie chcę mu zrobić krzywdy, a jestem koszmarem. iPhone zwiesił się od nadmiaru powiadomień. Skończył wibrować i przeraźliwie pikać dopiero po około dwóch minutach. Olałam kompletnie smsy od znajomych, ludzi ze studiów, członków rodziny i bezpośrednio odpaliłam okienko z wiadomościami od Kuby.
„Hej, jak po podróży? Odpoczęłaś?"
„Pola?"
„Obraziłaś się?"
„Proszę wyświetl chociaż"
„Nie byłaś aktywna od 24 godzin"
„Dlaczego masz ciągle wyłączony telefon?!?!"
„Wszystko w porządku?"
„Proszę, wyświetl chociaż, żebym wiedział, że nic ci nie jest."
„A może zablokowałaś mój numer?"
„Chodzi o Oskara? Nagadał ci głupot o mnie i Krzyśku?"
„Kurwa mać Pola martwię się, minęły prawie cztery dni"
„Skontaktowałem się z twoim ojcem, powiedział mi, że zostałaś w Warszawie, dlaczego nic mi nie powiedziałaś?"
Ostatnia wiadomość przyszła 4 godziny temu. Westchnęłam ciężko, próbując ułożyć jakąś sensowną odpowiedź
„Chciałam tylko pobyć chwilę sama. Wyłączyłam telefon, bo uznałam, że przyda mi się przerwa od ludzi i social mediów. zwłaszcza, że uczyłam się na jutrzejszy egzamin. Wybacz, że cię zmartwiłam. Dziękuję za troskę Kuba."
I tyle.
Cztery zdania.
Napisałam tylko cztery zdania, kiedy on zasypał mnie sms'ami i niezliczoną ilością połączeń. Kliknęłam „wyślij" nim zdążyłam zmienić zdanie. Muszę być chodzącą toksyną, bo od tamtej wiadomości nie zamieniłam z nim ani słowa.dwa lata później
Stukot moich czarnych loubutinów o chodnik odbijał się echem od kamienic na śródmieściu. Wracałam właśnie do domu z pracy, dzierżąc w ręku aktówkę i laptopa. Od dłuższego czasu chodzę do pracy pieszo, to około 10 minut spacerem, nawet na szpilkach, więc rzadko czułam potrzebę utykania w korku na przynajmniej trzydzieści minut, w godzinach szczytu. Mijałam właśnie kantor, który prowadzimy wspólnie z ojcem, kiedy wpadłam na kogoś, kogo nie spodziewałam się zobaczyć.
- Przepraszam, nie widziałam cię - zająkałam się zawstydzona, spuszczając głowę.
- nic nie szkodzi, mogłabyś wpadać na mnie codziennie, nie mam nic przeciwko. - uśmiechnął się zadziornie.
- muszę lecieć, cześć! - napiętą sytuację uratował mój dzwoniący telefon, wyminęłam chłopaka i kontynuowałam spacer do mieszkania.
- jasne tato, wpadnę dziś do klubu po rozliczenie kwartalne. - powiedziałam do komórki, po przełączeniu jej na głośnomówiący. Klucz od apartamentu zawiesiłam na wieszaku przy drzwiach, po czym wyskoczyłam ze szpilek.
- Poseł Janczak wynajął dziś loże VIP w klubie, byłoby miło jakbyś przy okazji wizyty zaniosła mu butelkę szampana w geście naszego uszanowania. - lamentował, kiedy zaczynałam podsmażać krewetki na patelni.
- nie ma problemu! - odparłam przeżuwając wcześniej ugotowany makaron.
- Pola, ty mnie nawet nie słuchałaś.
- Poseł Janczak, loża VIP dziś godz. 21.00, szampan na koszt firmy z wyrazami uznania Sp. Z.O.O Kleina - wyrecytowałam bez emocji.
- skąd wiesz, na która godzinę ma rezerwację?
- w życiu zawodowym, musisz grać w szachy, podczas kiedy reszta gra w warcaby. - uśmiechnęłam się zwycięsko.
- imponujące. dziękuje córeczko, muszę kończyć, powodzenia!
Nie dał mi nawet szansy na odpowiedź, gdyż z głośnika rozbrzmiał sygnał przerwanego połączenia.

CZYTASZ
Lucky Loser - Quebonafide
FanfictionPola to ideał kobiety, chodzące bóstwo, inteligentna, rozgarnięta, dystyngowana. Studentka prawa. Panna porządnicka. Córka bardzo zamożnego polityka. Co stanie się gdy dziewczyna pozna chłopaka o złotym uśmiechu? I co na to ojciec? - najgorszy opis...