13.

1.7K 142 20
                                    

Następne dni mijały nam powoli, cieszyliśmy się ze swojego towarzystwa. Żadne z nas nie używało telefonu, co mnie cieszyło. Żadnych social mediów, które mogłyby nas rozpraszać. Byłam tylko ja Filip i Sopot. Moja mała Alma Mater. Środowego wieczoru postanowiliśmy wybrać się z winem na plażę. Nie było to niczym niezwykłym, ale tego dnia czułam, że było inaczej. Siedzieliśmy na nagrzanym piasku sama nie wiem jak długo. Wypiliśmy już dwie butelki słodkiego wina, szumiało mi w uszach i to nie były fale. Twarz miałam czerwoną, rozgrzaną alkoholem. Wieczór był naprawdę ciepły, choć może to wino? Bez dłuższego namysłu przerwałam naszą grę w słówka i zaczęłam ściągać z siebie ubranie. Zostałam w idealnie dopasowanym czarnym komplecie od Agent Provocateur. Nie oglądając się na chłopaka wbiegłam do wody. Chłód Bałtyku oplótł moje ciało i otrzeźwił umysł, szok termiczny sprawił, że wciągnęłam głęboko powietrze do płuc. Poczułam, że jestem chlapana wodą, Filip dołączył do mnie i wziął mnie na ręce oplatając swoje ręce wokół mojej talii. Zmniejszył odległość między naszymi ciałami ośmielając mnie każdym kolejnym gestem.  Złączyłam nasze usta w czułym pocałunku zanim zdążyłam to dwa razy przemyśleć. I tak nie byłam w stanie by podejmować trzeźwe decyzje. Jego usta były niesamowicie gorące, parzyły kiedy przeniósł je na mój policzek, potem szyje i obojczyk. Wbijałam paznokcie w jego kark czerpiąc z tego przyjemność. Nagle Filip odsunął się ode mnie i powiedział.
- smakujesz jak przesolona truskawka, i jesteś bardzo zimna, spadajmy stąd zanim się przeziębisz.
Zrobiłam minę smutnego psa, ale pozwoliłam mu zaprowadzić się na brzeg. Ubraliśmy nasze rzeczy, które i tak przesiąknęły wodą i wróciliśmy do mieszkania. Po przekroczeniu progu oboje wzięliśmy prysznic. W wygodnych ciuchach rzuciliśmy się na kanapę otwierając trzecie wino. Głowę nadal miałam lekką i byłam rządna podtrzymania tego stanu. Brunet wstał i podszedł do gramofonu. Obok leżał stos płyt ojca.
- masz wosk Elvisa? - zawołał z niedowierzaniem referując do winylowej płyty legendarnego króla.
- Owszem. Puść coś dobrego. - poprosiłam.
Gdy igła uderzyła w płytę rozległ się dźwięk dźwięk Blue Suede Shoes. Poderwałam się z miejsca i zaczęłam tańczyć. Wirowałam biodrami tracąc kontrolę. Dałam się ponieść muzyce.
- twoje biodra kręcą się jak wosk. - zwrócił uwagę.
- Sugerujesz, że jestem winylową płytą?
- Tak. Bardzo rzadka i każdy jej pożąda. To ikona, zupełnie jak ty. - podszedł bliżej. Czułam jak w pomieszczeniu zaczyna brakować powietrza. 
Pragnęłam jego ust. Chciałam go dotykać. Całe moje pożądanie, które dotychczas mieszkało w szafie eksplodowało i dałam się ponieść. Zmniejszyłam dystans dzielący nasze usta gdy winyl zaczął grać Can't Help Fallin' in Love. Pełno było w nim uczucia. Jakbym całowała człowieka, którego znam całe życie. Było błogo. Kiedy przyciągał mnie bliżej wsunął swoje suche dłonie pod moją bluzkę. Kreślił dłońmi kształty, które wirowały w mojej głowie gdy zamykałam oczy. Jego ręce zjechały na moje pośladki i ścisnął je lekko sprawiając, że oplotłam go nogami w pasie. Zdawało się jakbym nic dla niego nie ważyła. Usiadł na kanapie, a ja na nim okrakiem. Czułam rosnące wybrzuszenie w jego spodniach gdy całowałam jego szyję. Musnęłam jego rękę czując pod dłonią gęsią skórkę. Jęknął cicho wprost do mojego ucha. Chciałam to zrobić. Gładkim ruchem pozbawiłam go koszulki, na co on odpowiedział tym samym. Kochaliśmy się na kanapie dopóki świt nie wprosił się do pomieszczenia, przedzierając się przez okna. Nadzy, okryci kocem, spełnieni, uśmiechnięci odpłynęliśmy do snu przy kojącym szumie gramofonu. To jakieś szaleństwo. Obudziłam się przez zapach deszczu na betonowym chodniku, który delikatnie wdzierał się przez otwarte drzwi balkonowe. Nadszedł czwartek, czas wracać do Warszawy. Czułam się wypoczęta, aczkolwiek zaniepokojona przez goniący mnie termin egzaminu, który miał odbyć się w sobotę. Czułam się nieprzygotowana, nastawiałam się na sesję poprawkową, ale mimo wszystko by nie tracić czasu, wzięłam szybki prysznic i przebierając się w wygodne rzeczy chwyciłam za laptopa, na którym zapisane były wszystkie notatki, przesłane mi kiedykolwiek przez Łukasza - kolegę z roku. Filip spał w najlepsze, leżał na brzuchu, a jego prawa ręka spoczywała na drewnianej podłodze. Winyl szumiał cicho, kojąc moje nerwy. Zasiadłam na balkonie i pochłaniałam materiał Prawa Karnego Skarbowego. Natłok wiedzy „zagryzałam" papierosem, odpalałam jeden od drugiego, cicho jęcząc kiedy zobaczyłam, że w paczce są już tylko cztery. Z zamyślenia wyrwał mnie szelest firany, u mojego boku zjawił się Filip z filiżanką czarnej kawy.
- co robisz? - zapytał uśmiechając się szeroko.
- Mam kolosa w sobotę, staram się nauczyć chociaż na tróję. - jęknęłam w pośpiechu.
- Jesteś strasznie spięta.
Ręce bruneta powędrowały na moje barki, rozmasowując sztywne mięśnie. Strzeliłam szyją i wróciłam do czytania. Filipowi chyba nie przeszkadzało milczenie, pisał coś zawzięcie na kartce papieru, którą wyrwał z mojego bindera. Kiedy kończyłam czytać ostatnią stronę, na dworze już dawno było ciemno. Słychać było świerszcze i zacinające komary. Przetarłam oczy ze zmęczenia i spojrzałam na zegarek.

1:27

- Filip, jutro wracam do siebie. Muszę wyspać się na egzamin, żeby cokolwiek napisać. - westchnęłam.
- Też planuję jutro wracać. Spędziłem tu chyba miesiąc, może dłużej, sam nie wiem. Chyba już odpocząłem.
- Odwiozę cię na pociąg. - zaoferowałam.
- Cieszę się. Pola? To co działo się w Sopocie, zostaje w Sopocie prawda?
- Hmm, chyba tak Fifi, oboje mamy życie, do którego mimo braku chęci musimy wrócić. - złapałam chłopaka za rękę i przymknęłam oczy odchylając się do tyłu na krześle balkonowym.
Brunet wziął mnie na ręce i ułożył do łóżka w sypialni szczelnie nakrywając mnie kołdrą. Odpłynęłam w krainę snów u boku chłopaka, który sprawił, że moje myśli odbiegły nieco od Kuby i problemów, które zostawiłam w Warszawie i rodzinnym domu.

O godzinie 10.00 następnego dnia stałam z Filipem na dworcu czekając na ekspresowy pociąg, który miał startować z drugiego peronu. Brunet trzymał się kurczowo rączki od walizki, a jego wzrok błądził po okolicy, jakby szukał w czymś odpowiedzi, na nurtujące go pytania. Wtuliłam się w jego ramię i poprawiłam torebkę YSL obijającą się o lewe biodro.
- byłeś najlepszym co mnie spotkało w Sopocie. - szepnęłam
- Ty też Pola. Jesteś wyjątkowa. Nie chciałbym tego kończyć, ale masz rację. Prawdziwe życie wzywa. Siedziałem tu zbyt długo. Mam wrażenie, że wracam do miasta i muszę zgłosić nieprzygotowanie. Nie pamiętam już nawet kodu od domofonu. - spojrzał mi w oczy zmęczonymi oczami.
- Też bym chciała zgłosić nieprzygotowanie. Niestety, życie to nie liceum. - uśmiechnęłam się lekko, czując rozpacz kiedy podjechał pociąg.
- Lecę, bo mam sprawy. Dziękuję ci za wszystko Pola, dużo dla mnie znaczysz. - wydukał przytulając mnie do swojego rozgrzanego ciała.
- Też jesteś dla mnie ważny.
Odsunęłam się, by ucałować chłopaka w kącik ust. Przekroczył próg i odwrócił się szepnąwszy „żegnaj". W tamtej chwili żadne z nas nie hamowało łez. Musiałam odwrócić się i wrócić do samochodu. Musiałam być twarda. Na parkingu spędziłam następne 10 minut, szlochając za facetem, który wypełnił mi swoją osobą, każdą wolną myśl. Nie wymieniliśmy się nawet numerami telefonów. Mimo sekretów, którymi się dzieliliśmy, nie wiedzieliśmy o sobie prawie nic. W tej głębi zgubiliśmy podstawy. Zażyłam tabletki i w końcu włączyłam telefon. Ruszyłam w trasę. Kierunek Warszawa. Mam nadzieję, że pod moją nieobecność wszystkie moje problemy rozwiązały się same. Coraz gorzej radzę sobie z dorosłością. Potrzebuję opieki. Wołam o pomoc. 

********

Kruszynki! Przepraszam za długa nieobecność, ale mialam dym w pracy i na uczelni! Cholera, jestescie cudowne 11,5K!!!! Nie wiem jak wam sie za to odwdzięczę! Obiecuje ze sie postaram dodawać czesciej! Kocham was! ♥️

Lucky Loser - QuebonafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz