1.

4.2K 185 32
                                    

Piątkowy poranek rozpoczął się jak zwykle, po wyłączeniu budzika wygramoliłam się z mojego królewskiego łoża i powlokłam się do łazienki, była większa niż niektóre mieszkania w blokach. Po środku stoi ogromna wanna z hydromasażem, naprzeciw niej, na ścianie wisi telewizor, w oszklonym prysznicu zmieściłyby się 4 osoby, a ściana pokryta lustrami rzuca szerokokątny obraz na całą łazienkę, w domu są jeszcze dwie podobne, może nieco mniejsze. Wykonałam poranne czynności i udałam się do kuchni by przygotować śniadanie. Zrobiłam owsiankę z owocami i dwie kawy, dla siebie i dla taty, który właśnie zajmował miejsce obok mnie przy wyspie kuchennej.
- cześć księżniczko! - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Hej tato. - odpowiedziałam i podsunęłam mu owsiankę pod nos, starając się nie przeszkodzić mu w wertowaniu papierów porozrzucanych po blacie.
- Wyjeżdżam dziś służbowo do Szwajcarii. - powiedział marszcząc brwi gdy skanował jedną z faktur.
- Na długo? Pamiętasz, że w poniedziałek masz klubowy brunch? - odpowiedziałam
- Wracam w niedzielę wieczorem, ale do tego czasu musisz zająć się kilkoma sprawami. Wpadnij dziś do kantoru, będzie tam Monika, weź od niej faktury i zawieź do księgowej, musi rozliczyć miesiąc, no i dziś w klubie studenckim będzie jakiś koncert, proszę jedź tam i przypilnuj żeby ta hołota nie rozsadziła klubu, to ma być kulturalna impreza.
- Dobrze tato, wszystkim się zajmę. - odpowiedziałam spokojna. To nie pierwszy raz kiedy tata zostawia mi biznesy na głowie. Jest politykiem, a do tego przedsiębiorcą, prowadzi masę biznesów i wielu firmach ma udziały. Jest bardzo szanowaną postacią w naszym mieście, w zasadzie prawie wszędzie gdzie wejdę witają mnie jak specjalnego gościa. Ciężko się do takich rzeczy przyzwyczaić. Mieliśmy mnóstwo pieniędzy od kiedy pamiętam, ojciec rozpieszcza mnie, próbując tym samym zrekompensować śmierć matki i fakt, że non stop go nie ma. Wychowały mnie nianie, a w wieku 12 lat nikt mnie już nie pilnował, byłam samodzielna. Mam do ojca żal, że nie poświęcał mi czasu, ale rozumiem, że to jego praca, dzięki temu stać nas na prawie wszystko. Dom w którym mieszkamy ma ogromną powierzchnię, basen, wielki ogród i mnóstwo garaży. Jesteśmy z ojcem fanami motoryzacji, rzec można, że kolekcjonerami.
- Pola? Wezmę twój samochód jeśli ci to nie przeszkadza, jadę na lotnisko i zostawiam samochód na parkingu, szkoda mi zostawiać mój samochód na otwartej przestrzeni na dwa dni, ma padać, nie chcę na nim zacieków. - powiedział po czym wskazał głową na mojego rocznego czarnego Mercedesa.
- Jasne tato, dokumenty są w schowku a klucze leżą w salonie na stoliku. - odpowiedziałam niechętnie. Nie zrozumcie mnie źle, kocham samochód ojca, ale zawszę gdy nim jeżdżę, ze strachu, że go rozwalę pocą mi się ręce, w dodatku każdy na mnie patrzy, niektórzy z zazdrością, inni ślinią się i zwieszają szczęki. Krępują mnie ludzkie spojrzenia. Ojciec wyciągnął z kieszeni klucz wielkości telefonu z klapką i podał mi go nad stołem. Patrzyłam tępo w czerwony pilocik z żółtym koniem.
- Pamiętaj, uważaj na drodze i zawsze wstawiaj go do garażu. - powiedział, a ja ścisnęłam klucz w dłoni.
Ojciec całe życie marzył o Ferrari, w końcu stać go było na leasing modelu 488, więc czemu miał sobie odmówić. Pieniądze przynoszą mu radość, mnie już raczej nie.

Wybiegłam z centrum handlowego w którym znajdował się kantor mojego ojca. Pospiesznie wciskałam faktury do torebki Celiné i szukałam klucza od samochodu. Na parkingu w popołudniowym słońcu połyskiwał czerwony samochód, trudno było go nie znaleźć. Wsiadłam a silnik zaryczał, musiałam szybko jechać do księgowości i do klubu, w którym miała odbywać się dzisiejsza impreza. Załatwiłam sprawę kantoru, teraz czas przyszykować się na koncert. Nie miałam pojęcia kto grał, ale zazwyczaj klub organizuje koncerty rapowe. Lubię tą muzykę co średnio podoba się ojcu, jest dość sztywny i staroświecki. Weszłam do garderoby by wybrać strój na wieczór, nie mam pojęcia czy powinnam iść w obcisłej sukience, czy raczej w bluzie z kapturem. Postanowiłam, że skoro jednak mam tam iść w interesach ojca to powinnam ubrać się elegancko. postawiłam na przylegającą do ciała małą czarną do połowy uda, do tego skórzana ramoneska z allsaints, włożyłam jeszcze beżowe louboutiny i poprawiłam makijaż. Moje popielate blond włosy zostawiłam rozpuszczone. Chwyciłam jeszcze torebkę na ramię z Yves Saint Laurent by wrzucić tam portfel i klucz do samochodu. Pospiesznie opuściłam dom i ruszyłam w stronę klubu. Na szczęście obiekt nie byl daleko, jakieś 5 minut jazdy, zaparkowałam za klubem i weszłam tylnym wejściem. Tłum dzieciaków zbierał się już na schodach. Przedział wiekowy szacuję na 14-18, więc będzie ciekawie. Ochroniarz wpuścił mnie i obdarzył uśmiechem. Podszedł do mnie Sebastian - jeden z organizatorów.
- Hej, co tu robisz, spodziewałem się twojego ojca? - przywitał mnie przytulasem.
- Tata wyjechał, dziś ja go zastępuje, mam dopilnować by był tu porządek. Mam nadzieję, że bramkarze wiedzą, że mają nie wpuszczać osób poniżej 18 roku życia?
- Jasne pani prezes.
Dobra przyznam, że nazwanie mnie panią prezes było dziwne.
- zechcesz może obserwować wszystko z backstage'u? Trochę tu tłoczno, chodź zaprowadzę cię.
Przytaknęłam i udaliśmy się w stronę pomieszczenia w którym na ścianach widniała masa graffiti, momentalnie poczułam ukłucie w sercu, bo też kiedyś zajmowałam się grafficiarstwem. W rogu stał stół do bilarda, obok cybberguy, niedaleko pufy i telewizor z playstation. Był też okrągły stół z krzesłami, na którym stała Belvedere vodka, kilka napojów, szklanki i kieliszki. Obok asortymentu leżała karteczka z napisem „udanego występu, Pola o was zadba!", podpisana w rogu własnoręcznie imieniem i nazwiskiem mojego ojca. Spodziewałam się, że ta wódka jest od niego, bo to jego ulubiona. Sebastian opuścił pokój oznajmiając, że chłopaki będą za 20 minut. Pomyślałam, że będę miła i w tym czasie zamówię jakieś jedzenie na wynos i skoczę po kawę. Wyszłam z klubu i pojechałam odebrać jedzenie i napoje. Po powrocie miałam problem z przyniesieniem 10 papierowych kubków i trzech rodzinnych zestawów sushi, kiedy obładowana wracałam na backstage usłyszałam rozmowę chłopaków.
- najpierw gramy hype czy żadnych zmartwień? - zapytał jeden z nich.
O cholera, to Wesoła Ekipa.
Nie zrozumcie mnie źle, kocham ich, ale strasznie się krępowałam. Sądziłam, że wezmą mnie za sztywniarę.
Położyłam sushi na stole, o mały włos nie wylewając kaw.
- cześć, jestem Pola. - powiedziałam nieśmiało i wystawiłam rękę do pierwszego z nich.
- Cześć, Krzysiek - czerwonowłosy chłopak uścisnął mi dłoń z wielkim uśmiechem.
- Wojtek
- Adam
- Bartek
- Maciek
Reszta chłopaków powtórzyła gest. Ostatni był Quebo, który patrzył na mnie spod byka.
- Kuba. - rzucił od niechcenia i zmierzył mnie wzrokiem, nie podając mi ręki.
- Będziesz dziś naszą barmanką? - zapytał Krzysiek. Obczajając moje ciało, co mnie speszyło.
- Powiedzmy. - głupio mi było wyprowadzać go z błędu, więc poniekąd przytaknęłam. - przyniosłam wam sushi i kawy, gdybyście byli głodni.
Chłopaki pospiesznie wzięli się za jedzenie, a ja siorbałam kawę czytając na telefonie moje notatki z prawa karnego skarbowego. Niedługo zbliża mi się egzamin, a nie mam czasu się uczyć, więc wykorzystuję, każdą luźniejszą minutę. Czytanie przerwał mi głos Wojtka.
- Jesteś dziewczyną któregoś z organizatorów?
- Nie. Jestem tu, żeby się wami zająć, mam też pilnować klubu. - zdaję się, że nie przeczytali kartki od ojca, co daje duże szanse, że nie będą zadawać niewygodnych pytań.
- Więc jesteś naszą niańką? - zapytał z uśmiechem Krzysiu.
- Tak, jestem waszą niańką. - odparłam z uśmiechem polewając im wódki do kieliszków. Chłopaki stuknęli się kieliszkami krzycząc „za nianię" i wypili palący płyn duszkiem. Kuba ciągle siedział z grymasem na twarzy, mimo, że ja rozluźniłam się totalnie i byłam pogrążona w dyskusji z Krzychem. To bardzo sympatyczny chłopak, wszyscy zaczęli nagrywać jakieś snapy i robić zdjęcia, jak się wygłupiają. Po chwili do pomieszczenia wpadł Sebastian oznajmiając, że za 10 minut zaczynają.
Chłopaki jak zwykle dali z siebie wszystko. Kuba szalał i skakał w tłum, a na jego skroni błyszczały krople potu. Kiedy wszyscy włączyli latarki w telefonach i usłyszałam pierwsze dźwięki „żadnych zmartwień" oniemiałam, to wyglądało tak magicznie. Przyglądałam się zza kulis jak chłopaki po koncercie robili zdjęcia z fanami i rozdawali autografy, postanowiłam na nich poczekać, odeskortować ich do hotelu i wrócić do klubu by sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu i nic nie jest zniszczone. Przeglądałam właśnie instagrama gdy do pomieszczenia wbiegł Krzysiek i zaczął krzyczeć do telefonu chodząc w kółko. Nic nie rozumiałam z jego bełkotu, ale kiedy się rozłączył spojrzał na mnie zrezygnowany.
- Pola? Nocleg nam się posypał, odwołali rezerwację, pomożesz nam coś znaleźć?
- Jasne, że pomogę, miałam się wami zająć także wszystko załatwię. - odpowiedziałam z lekką niepewnością. Sądzę, że w żadnym hotelu, w naszym mieście nie da się zameldować o tej porze, dochodziła już 1 w nocy. Poza jednym...
Poczekałam jeszcze chwilkę i do pokoju weszło 5 chłopaków, nawet Kuba się uśmiechał i nie był już taki naburmuszony.
- Pola, my już spakowani i gotowi, możemy ruszać do hotelu, mamy transport? - zapytał Myszka.
- Um, zamówiłam taksówkę dla czterech z was, jedna osoba pojedzie ze mną. - odpowiedziałam
- Dlaczego tylko jedna? - zmarszczył brwi Wojtek
- Hmmm, powiedzmy, że nie mam więcej miejsc.
Wyszliśmy przed klub głównym wejściem gdzie na chłopaków czekała już taksówka, poinstruowałam kierowcę, by jechał do hotelu Ruben. Jeden z ekipy musiał jechać ze mną, na moje nieszczęście padło na tego, który za mną najmniej przepadał - Kubę. Taksówka odjechała, a ja powoli zebrałam się na odwagę by powiedzieć, że samochód zaparkowałam za klubem. Szliśmy chwilkę w niezręcznej ciszy, po czym otworzyłam i wsiadłam do czerwonego Ferrari, Kuba zawtórował, ale patrzył: to na mnie, to na kokpit samochodu z wyraźną konsternacją wymalowaną na twarzy.
- wcale nie jesteś barmanką prawda? - zapytał odnosząc się do wcześniejszego pytania Krzycha.
- No nie, to klub mojego ojca. - przyznałam niechętnie. Nie chciałam by zabrzmiało to jakbym się chwaliła.
Podłączyłam bluetooth do radia puszczając ze spotify nowy album PRO8L3M-u. Pogłośniłam muzykę by nie wczuwać się za bardzo w tę niezręczną ciszę. Po 20 minutach byliśmy pod Rubenem, chłopaki czekali przed wejściem, uważnie lustrując Ferrari taty, zignorowałam ich pytające i pełne podziwu spojrzenia i poszłam przodem, podchodząc do dobrze znanej mi recepcjonistki.
- Hej Madzia, wybacz, że tak późno cię martwię, ale chcę zameldować u nas gości.
- Dobry wieczór Pola. Pozwól, że sprawdzę w systemie ile mamy wolnych pokoi. - uśmiechnęła się do mnie mocno umalowana elegancka brunetka.
- Oczywiście. - przytaknęłam i odsunęłam się od marmurowego blatu. Rozglądałam się po hotelowym lobby zastanawiając się czy nie przydałby się remont. Ojciec przepisał na mnie ten hotel gdy skończyłam 20 lat, by nie musiał uwzględniać go i kilku innych nieruchomości w świadczeniu majątkowym, które co roku musi sporządzać. Ojciec podobnie jak ja, nie lubi kiedy ludzie za dużo wiedzą i za dużo o nas mówią, a te świadczenia w przypadku jego jako Senatora są odtajnione. Próbowałam także odciągnąć od siebie wzrok zdezorientowanych chłopaków.
- Bardzo mi przykro panno Kleina, ale mam wolny tylko apartament czteroosobowy bez możliwości dostawki. - spojrzała na mnie przerażona.
- W porządku, czterech z was zamelduje się tutaj, a z jednym coś wymyślę. Magda, daj proszę chłopakom całodobowy room service, hotelowe spa i saunę do dyspozycji. Wszystko czego zechcą ma być na koszt firmy.
Wesoła ekipa patrzyła po sobie w szoku, po czym wesoło zaczęli grać w kamień, papier, nożyce o to kto zostaje sam. Czemu los ze mną pogrywa? Wiedziałam, że padnie na niego.

*
Hejka, to pierwszy rozdział mojej ksiazki o quebo, bylabym wdzięczna za komentarze i głosy

Lucky Loser - QuebonafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz