the fourth pollen of levender;

81 7 0
                                    

Oczywiście, Louis z nieopisywaną przyjemnością oglądał cierpienia Zayna, gdy wpychał w siebie kolejne przysmaki, podsuwane mu przez szatyna, hamując dreszcze wstrząsające jego ciałem, żądające by wyrzucił to z siebie natychmiast.

Potrwało to dwa tygodnie. Bardzo długie dwa tygodnie zarówno dla Louisa jak i Zayna, więc szatyn, dla wyładowania nie mogąc sięgnąć po żyletkę, zaczął rzeczywiście ćwiczyć, tak jak to obiecał wcześniej.

Zayn w tym czasie, ku jego własnemu przerażeniu, zgubił te przerażająco wystające żebra, czy biodra, wychylające się ponad brzuchem niczym skały podczas sztormu, rozbijając się najczęściej jednak o wszystkie blaty i kanty.

Mimo to, nie przestał jeść, łkając cicho, gdy napychał do ust po dwie kanapki rano przed szkołą, pod czujnym okiem Louisa, by potem drżąc z obrzydzenia do siebie kłaść się wygodnie na żółtym kocu, jaki szatyn przynosił ze sobą i wylegiwać w słońcu, gdy ten rozciągał się i przeciągał.

Często też dołączał wtedy do nich Harry, z czasem przyprowadzając też swojego przyjaciela, który według Louisa wyglądał jak goryl, ale zachowywał się jak przytulanka.

Długie dwa tygodnie, wyciskania pompek, robienia brzuszków i przysiadów, zamiast zwyczajnie sięgnąć po mieniące się w świetle ostrze, by znaleźć w nocy Zayna, pochylonego nad muszlą w łazience, płaczącego głośno i zwijającego się w kłębek, łapiąc się za brzuch.

- Oh, Zee... - chłopak podszedł do przyjaciela kucając przy nim i głaszcząc delikatnie po plecach. Louis spędził niemal całe życie z siostrami i Zaynem, zapach gówienka, czy widok pływających w toalecie żygów nie robił na nim wrażenia.

Mulat za to wyrzucał z siebie coraz to nowe fale torsji, płacząc jeszcze mocniej niż wcześniej, gdy jego własny organizm w odwecie na te dwa tygodnie niczym wyjęte z horroru, wypluwał z siebie wszystkie wnętrzności, nawet gdy chłopak zupełnie nic już nie miał w żołądku.

- Czy już? - spytał cichy głos przy jego uchu. Taki kojący. Choć Zayn nie chciał, by Louis tu był i widział jego chwilę słabości, było już tak dobrze...

Szatyn zaczął zataczać delikatne kółeczka na kościstych plecach i rysować różne wzory, gdy mulat zwijał się w pół przy toalecie i płakał głośno, kiedy jego ciało żądało by wyrzucił z siebie wszystko, czego ten już nie miał.

W końcu jednak, gdy chłopak mógł już tylko pluć śliną, Louis odciągnął go bardziej na kafelki, zamykając toaletę i spuszczając wodę, po czym przetarł mokrym ręczniczków twarz przyjaciela i jeszcze raz dla pewności spytał czy to napewno już koniec, by potem ostrożnie ułożyć się koło chłopaka w łóżku, obejmując go ciasno ramieniem, gdy drżał z zimna, nawet pod grubą kołdrą.

ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ

Od tego czasu, Zayn zerwał ich układ, ale zaczął uważniej przyglądać się przyjacielowi, wyłapując po drodze ten ohydnie łakomy, zielony wzrok na Louisie, gdy ten ćwiczył na trawie. Chłopak skrzywił się, kiedy Harry znów tak po prostu wgapiał się w tyłek Louisa, po czym mulat nachylił się ostrożnie do niego i szepnął na ucho żeby przystopował trochę, bo to jest chore obserwować kogoś w taki sposób.

Harry zrobił się cały czerwony na twarzy, ale odwrócił wzrok, zaczynajac po chwili miłą pogawędkę z Zaynem i wołając do siebie Liama, idącego właśnie przez dziedziniec.

Zayn czuł się dziwnie w otoczeniu chłopaka, tak jakby coś przed nim ukrywał, jednak mimo to, świetnie im się gadało, więc nie ukrywał że bardzo lubił jego towarzystwo.

❝ dead flowers on your arms ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz