the sixth falling flake of gardenia;

70 6 0
                                    

To zabawne, że znów wylądowali razem na imprezie. Louis przysięgał, że ta nie była jego. Zayn gadał z Liamem w kuchni, nie widząc świata poza szatynem, więc Louis wypadł z gry. Uśmiechnął się jednak pod nosem, gdy w salonie na kanapie siedział samotnie Styles, popijając drinka i oglądając tańczące pary.

- Oi, przyjacielu - szatyn dosiadł się do niego z uśmiechem.

- Hej - odparł, bo to całe zmieszanie związane z poprzednią imprezą wciąż gdzieś w nim siedziało.

- Tym razem żadnych kwiatków?

- Chyba chwastów. Nienawidzę mojej bratniej duszy za to, że mi to robi - mruknął brunet, popijając drinka, na co Louis zmieszał się nieco, nie wiedząc za bardzo jak podzielić się z chłopakiem swoimi przemyśleniami.

Na początku rozważał dwie opcje, w których w jednej Harry nawet ucieszy się z tego że to właśnie on jest jego bratnią duszą, a w drugiej, teraz jedynej, ucieknie z piskiem i nigdy nie odezwie się do Louisa.

- Cóż, jakby ci to powiedzieć... przykro mi że ci to robię, perełko.

Gdzieś przeczytał że zdrobnienia łagodzą całą sytuację.

- Nic mi nie robisz, Lou. I dzięki że wtedy się mną zająłeś, chyba nie mógłbym więcej spojrzeć Liamowi w oczy, gdyby musiał oglądać mnie w tym stanie.

Okej. Louis pomyślał, że będzie trudniej niż sądził.

- Nie... chodzi mi o to, że... tak jakby, to ja.

- Słucham? Dopiero powiedziałem, że to nie jesteś ty - Harry spojrzał na niego jak na głupka. Akurat z nich dwóch, to on był teraz głupkiem i Louisa w pewnym sensie bawił ten fakt, bo brunet był rozbrajająco nieświadomy.

- Mam na myśli, że praktycznie to ja ci to robię, bo jestem twoją bratnią duszą - Louis liczył na śmiech, na zamyślenie, na rzucanie talerzami lub drwiny. Ale Harry odpowiedział błyskawicznie.

- Nie, nie... jesteś za dobry na moją bratnią duszę. To napewno nie ty.

I w pewnym sensie, to zabolało Louisa.
W pewnym sensie był już zirytowany, a z drugiej strony, serce nieznacznie urosło mu, gdy widział w jakim świetle postrzega go brunet.

- Nie wiesz o mnie wszystkiego, loczku - odparł, nie mogąc pozwolić mu tkwić w tym pięknym, acz nierealnym świecie.

- Być może nie, ale nie jest to coś, co zmieniłoby diametralnie moje zdanie o tobie. Nie znam cię tak jak Zayn, ale nie jesteś złą osobą. Wiem to.

Louis pokręcił głową z rozbawieniem i wstał, czując że gadaniem nic nie wskóra.

ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍㆍ.ㆍ.ㆍ.ㆍ

- Stary, co ty robisz? - spytał Zayn, nieco przerażony, gdy zszedł rano do kuchni, widząc Louisa w samych bokserkach, odwijającego wszystkie swoje bandaże, pod którymi skrywał setki ohydnie fioletowych szram, wijących się wzdłuż niemal całego ciała.

- Udowadniam coś komuś - odparł, nim zniknął w łazience wyrzucając zużyty materiał i ubierając jak najbardziej wycięte ubrania, ukazujące wszystko, co do tej pory chował.

Zayn tak naprawdę zrozumiał dopiero, gdy zobaczył Harrego, gwałtownie przystającego na widok szatyna, kiedy z uśmiechem na ustach, jak co dzień, zmierzał w ich kierunku.

Następnie brunet jakby ocknął się, podbiegając do szatyna, który posłał Zaynowi wiedzące spojrzenie, nim mulat nie przewrócił oczami i uśmiechnął się do brązowowłosego przyjaciela Harrego, idącego wraz z nim.

❝ dead flowers on your arms ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz