Sześćdziesiąt dziewięć

14 2 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Nie pamiętała już, kiedy brała udział w jakichkolwiek uroczystościach. Nie odważyła się przekroczyć progu świątyni od dnia, w którym umarła Elena, o pogrzebie Allegry nie wspominając. Tego wieczoru jednak nie miała wyboru, nic jednak nie wskazywało na to, żeby w poświęconym bogini miejscu czekały ją jakiekolwiek nieprzyjemności. Wręcz przeciwnie, tym bardziej że na miejscu pojawiła się sama Selene.

Alessia tryskała energią, ale to było do przewidzenia. Joce nawet nie próbowała protestować, gdy siostra – nie dając jej choćby szansy na dojście do słowa i złożenie życzeń – porwała ją w ramiona, ciągnąc do jakiegoś niekontrolowanego tańca.

– Joce... Joce! – pisnęła, chwytając dziewczynę za ręce.

Dawno nie doświadczyła czegoś takiego, ale to wydawało się właściwe. Czuła się dużo spokojniejsza niż w klubie, chociaż przez moment mogąc skoncentrować się na czymś, co nie wiązało się z nasłuchiwaniem ewentualnych szeptów umarłych. Nie chciała tego robić – nie tego wieczoru, kiedy zaburzenie panującej dookoła atmosfery, wydawało się najgorszą możliwą zbrodnią.

Tak więc uśmiechała się, tańczyła i pozwalała głaskać po głowie, choć w normalnym wypadku głośno zaprotestowałaby przed tym ostatnim. To nie była jej wina, że w oczach wszystkich obecnych wyglądała jak mała, słodka blondyneczka, która aż prosiła się o głaskanie po włosach i traktowanie jak porcelanowa laleczka. Prawda była taka, że na swój sposób za tym tęskniła, chociaż wcześniej nie chciała się nad tym zastanawiać.

Porcelanowa laleczka nie doświadczałaby tego, co ona. A już na pewno nie zastanawiałaby się nad tym, czy powinna ufać własnym zmysłom.

Z tym większą ulgą przyjęła fakt, że ta noc zapowiadała się spokojnie. W muzyce i kolorowych światełkach nie było niczego niepokojącego. Krążyła po ogrodzie, przysłuchując się rozmowom i śmiechom, ale na żadne nie zwracała większej uwagi. Wodząc wzrokiem dookoła, widziała przede wszystkim znajome twarze i to ją uspokajało. Nie było nikogo, kto z różnych względów nie powinien im towarzyszyć – choćby dlatego, że od jakiegoś czasu spoczywał w grobie.

Rosa również się nie pojawiła, ale Jocelyne nie miała jej tego za złe. Możliwe, że tak było lepiej. Wciąż czuła się dziwnie, kiedy bliscy spoglądali na nią z troską, gdy czasami jednak zdarzało jej się mówić do kogoś, kogo nie widzieli. Już od dawna nie chodziło o kwestię wiary, ale dla postronnej osoby to wciąż musiało wyglądać co najmniej dziwnie.

Gdzieś w tłumie mignęły jej złote loki, które momentalnie rozpoznała. Instynktownie ruszyła za kobietą, mając nadzieję, że się nie pomyliła.

– Joce, moja złota – rzuciła pogodnym tonem Beatrycze. Dziewczyna odetchnęła, niemalże z ulgą dołączając do wampirzycy, kiedy ta zdecydowała się na nią poczekać. – Dobrze się bawisz?

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz