Sto sześćdziesiąt jeden

18 1 0
                                    

Alessia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alessia

– Naprawdę musimy sprawdzać to w ten sposób?

Joce nie wyglądała na zadowoloną. Szła powoli, ostrożnie stawiając kolejne kroki – i to bynajmniej nie przez to, że źle się czuła. Tak przynajmniej sądziła Alessia, dobrze wiedząc, co zniechęcało siostrę do poruszania się po lesie. W zasadzie gdyby była, sama również zostałaby w domu, zwłaszcza że jak nic zbierało się na deszcz. Kolejny, bo chyba tylko cudem po kilku godzinach opadów pogoda uspokoiła się, jakby wyczuwając, że nadchodzący wieczór miał okazać się wyjątkowy.

Tak czy inaczej, w lesie było mokro, zimno, a ściółka zamieniła się w bagno. Biorąc pod uwagę to, że nie poruszali się żadną znaną ścieżką, próbując znaleźć w gęstwinie w miarę bezpieczne, odległe miejsce, spacer w najmniejszym stopniu nie nosił znamion przyjemnego.

– Wiesz... To lepsza opcja niż salon – rzuciła zaczepnym tonem, próbując rozluźnić atmosferę. – Za długo szukałyście z mamą tego domu, więc...

– Daj mi jeszcze pięć minut i będziemy mogli się zatrzymać – wtrącił Ariel.

Mimowolnie się uśmiechnęła. Szedł przodem, tak naprawdę niczego żadnej z nich nie tłumacząc. Czuła go aż nazbyt wyraźnie, tak jak i to, że za jakaś godzinę najbezpieczniej będzie trzymać się od niego z daleka. Przechodzili przez to tak wiele razy, że Alessia z łatwością mogła to wyczuć. Instynkt podpowiadał jej, że najbezpieczniej będzie zabrać Jocelyne i w popłochu oddalić się, póki nie zajdzie księżyc, ale stanowczo kazała się zamknąć tej części swojej podświadomości. Na paniczną ucieczkę czas miał przyjść później, zresztą jak zawsze.

Kątem oka zerknęła na Joce, jednak wobec niej nie poczuła absolutnie niczego. No, może opiekuńczy odruch, który nakazał jej doskoczyć do siostry, kiedy ta znów potknęła się na nierówności terenu. W porę pochwyciła pół-wampirzycę za ramię, zanim ta zdążyłaby wylądować na błotnistym podłożu.

– W porządku?

Właściwie sama nie była pewna, o co pyta. Przyłapała się na tym, że na dłuższą chwilę skoncentrowała się zarówno na zapachu, jak i temperaturze dziewczyny. Nie wyczuła niczego niewłaściwego, co w równym stopniu ją uspokoiło, co i zmartwiło. Gdzieś w pamięci wciąż miała Nattie – niedoszłą wilkołaczycę, która kilka miesięcy wcześniej dosłownie wykrwawiła się w jej ramionach, niezdolna poradzić sobie z przemianą. Ją też najpewniej ukąsił Charon, co jedynie bardziej niepokoiło Alessię. Gdyby do tego wszystkiego doświadczyła czegoś podobnego, kiedy chodziło o Jocelyne...

Natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl.

– Poza tym, że zaraz zamarznę? – mruknęła bez większego entuzjazmu Joce. – Nie jest źle.

Kichnęła, jakby na potwierdzenie swoich słów. Mocniej otuliła się kurtką. Ani trochę nie wyglądała jak ktoś, kto w najbliższym czasie miałby zwijać się, podczas gdy jego ciało próbowałoby całkowicie zmienić postać. I choć ani Alessia, ani żadne z jej bliskich nie było pewne, co to oznaczało, coś w takim stanie rzeczy napawało wszystkich nadzieją.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz