12.Puszczaj mnie

476 31 2
                                    

PRZEPRASZAM, NIE NIENAWIDŹCIE MNIE
TEN ROZDZIAŁ JEST TAK CHOLERNIE NACIĄGANY ALE WYOBRAŹCIE SOBIE ŻE JEST REALNY XD

wiem że wiecie już po tytule co się święci

●●●

-Skąd wracałeś? - zapytał Louis, wysiadając z samochodu, gasząc silnik i zamykając go. Nick poszedł już w stronę ławki, siadając na niej, bo cóż, była ledwie parę metrów dalej.
 
-Spacer - odrzekł.
 
Wcale niepodejrzane - pomyślał Louis.
 
Usiadł na ławce obok Nicka, poprawiając się jeszcze, by nie usiąść na kluczykach od samochodu ani na telefonie.
 
-A ty? Skąd albo dokąd jedziesz? - zapytał, zakładając nogę na nogę. Było ciemno, lampy z samochodu też już nie świeciły.
 
-Przyjaciel poprosił mnie o odebranie czegoś, wracam teraz do Londynu - odpowiedział, starając zabrzmieć obojętnie.
 
-Mhm - mruknął. - Nie boisz się tak samotnie jeździć nocą?
 
Co kurwa? Czy ja chce na to odpowiadać? Wariuje?
 
-Mógłbym zapytać o to samo. Spacery lasem i na dodatek nocą? - Louis spojrzał na towarzysza.
 
-Lubię spokój, troszkę dreszczyku też nie zaszkodzi.
 
-Dreszczyk powiadasz.
 
-Tak dokładnie. Nigdy nie wiesz czy ktoś coś ci zrobi, może zaatakuje cię ktoś? Może będzie chciał zgwałcić? A może zaproponuje ci kawę lub herbatę - zaśmiał się, ale mimo to Louisa przebiegł dreszcz. Bał się w cholerę.
 
-Tak, nigdy nie wiesz...
 
-Moim zdaniem tacy ładni mężczyźni nie powinni zostawać sami w lesie, zwłaszcza w nocy - mówiąc to, położył dłoń na udzie Louisa, przyglądając się jego spojrzeniu. Louis spojrzał na dłoń Nicka, a ciało spięło się (co Nick zapewne poczuł). - Z drogiej strony nie jesteś sam, jestem tu z tobą - przybliżył się, uśmiechając się przebiegle. I okej, Louis miał ochotę: raz; wymiotować, przez niechciany dotyk, dwa; uciekać, ponieważ bał się Nicka. Kto normalny tak robi? Jego serce jest już zajęte przez Harry'ego, nawet jeśli on tego nie pamięta. - Opowiedz mi coś o sobie - zmienił temat.
 
-Co proszę? Dobrze, pierwszym faktem jest to, że mam chłopaka - i coś, nawet jeśli to nie była prawda, Louis nie czuł potrzeby mówienia tego.
 
-Ależ słonko, ja nic nie robię - podniósł się, stając przed szatynem. Nick był zdecydowanie wyższy i lepiej zbudowany niż Louis.
 
-Słonko? - powtórzył cicho Louis.
 
-Tak - położył dłonie po obu stronach ramionach Louisa, zaczepiając palcami o bluzę szatyna i powoli zsuwając w dół. - Nie jest ci ciepło w tej bluzie? Jest strasznie ciepło.
 
Louis cofnął się w tył, wyrywając się jednak, kiedy Nick chwycił go mocniej. Louis odwrócił się w stronę samochodu. Ruszył do niego, nie mówiąc ani słowa. Po chwili jednak poczuł uścisk na swoich nadgarstkach zatrzymujący go. Nick.
 
-Gdzie idziesz? Możesz trafić na kogoś nie odpowiedniego - wyszeptał, odwracając go do siebie. Byli zdecydowanie za blisko siebie.
 
-Myślę, że już trafiłem - powiedział ostro Louis, jednak w środku był znowu ruiną. Zobaczył błysk w oczach Nicka, tak jakby było to potwierdzenie jego słów. Chłopak jednak nie odpowiedział, uśmiechając się tylko przebiegle. Popchnął szatyna dosyć mocno na maskę samochodu zaraz za nim, a Louis jęknął cicho na uczucie bólu.
 
Nick przybliżył się szybko do niego, nie dając mu nawet chwili na ucieczkę. Przycisnął Louisa do maski, kładąc go na niej po części. Jedną, dużą dłonią chwycił obie ręce Louisa w nadgarstkach, podciągając je nad głowę szatyna i przyciskając do maski tak, by ten nie mógł się wyrwać. Drugą rękę położył na brzuchu szatyna, zjeżdżając nią w dół, aż zahaczył palcami o materiał spodni. Louis obserwował go, wierzgając nogami (co było na nic, przez masę Nicka), a w jego oczach pojawiły się łzy kiedy krzyczał by ten go puścił. Próbował kopać, kiedy ręce były nie do wyrwania, kiedy Nick zaczął bawić się jego rozporkiem.
 
-Puszczaj mnie! - krzyknął po raz kolejny, ale Nick nie zaprzestawał swoich czynów. Odpiął najpierw guzik, a potem rozporek, przyswajając tym Louisa o łzy, a nawet ponowny odruch wymiotny. W tym momencie czuł się fatalnie. Nie chciał przez to przechodzić. Przez ostatnie dwa miesiące nie spotkało go za dużo szczęścia, teraz ponownie miało ono od niego uciec. Przecież takie rzeczy działy się według niego w książkach, filmach. Ale cóż, jego życie ostatnimi czasami nie było usłane różami, więc czego mógł się spodziewać. Teraz ktoś dobierał się do niego, a on nawet nie miał co zrobić. W zasięgu jego wzroku było ciemno, sam las i drzewa, pusta droga, oraz Nick, który właśnie próbuje ściągnąć z niego spodnie, co nie wydaje się dla niego takie łatwe, ponieważ działa jedną ręką, a Louis dalej się kręci i macha nogami. - Zostaw mnie!
 
-Bądź kurwa grzeczny - warknął. - Jesteś za śliczny byś się zmarnował - i Louisa przeszedł kolejny niemiły dreszcz. Skóra piekła w miejscach, gdzie Nick przez przypadek lub nie musnął ją. Zamknął oczy, dalej się szarpiąc. Nick przycisnął jeszcze bardziej jego nadgarstki do samochodu, przez co Louis był już pewny śladów na nich.
 
-Zostaw mnie, proszę - on już nie krzyczał. On błagał. Nie miał już sił, kiedy parę łez spływało po policzkach nie mogąc ich powstrzymać, a Nick pozwolił jego spodniom zsunąć się do kostek.
 
I Louis marzył teraz o bohaterze z bajki, który go uratuje, ale cóż, takie rzeczy tylko w pieprzonych bajkach, a niestety on w takiej się nie znajduje. Już nawet nie patrzył na swojego oprawce. To działo się za szybko a jednocześnie boleśnie długo. Znali się może od parunastu minut. Louis przeklinał siebie, za otworzenie szyby, za wyjście z samochodu, a nawet za zgodzenie się na jazdę do pieprzonego Peterborougha. Miała być to niewinna przysługa dla przyjaciela, trwająca góra pięć godzin. Mroczki przed oczami, nawet jeśli były one zamknięte niepokoiły Louisa. Bał się tego, co zaraz się stanie, zwłaszcza kiedy usłyszał dźwięk odpinanych spodni, i cóż, nie były to jego spodnie, a Nicka.
 
-Nie będę aż taki zły, przygotuję cię skarbie - pochylił się do Louisa, szeptając mu to do ucha. Nieprzyjemne ciepło otuliło szyję szatyna. Nieprzyjemne. A co mogło być przyjemne w takiej sytuacji. Louis nawet nie spodziewał się by Nick miał ze sobą nawilżacz lub prezerwatywę. To mogło by się skończyć fatalnie dla Louisa. Zaczął się jeszcze mocniej szarpać, poświęcając na to swoje ostatnie siły, kiedy poczuł jak Nick zahacza o jego bokserki. - Nie wierć się kochanie, bo i tak będzie bolało wystarczająco mocno.
 
-Zostaw mnie, ja nie chcę, puszczaj! - krzyknął ostatni raz, tracąc siły na cokolwiek
 
Uchylił lekko oczy, chcąc jednak sprawdzić co się dzieje, kiedy usłyszał zbliżający się pojazd. Po chwili światło lamp samochodowych, padające na twarz Nicka który zatrzymał się w swoich czynach. Dźwięk trzaskanych gałęzi, szelest jakiś liści. Już nie dźwięk opon na asfalcie. Nagle to ustało. Louis przekręcił głowę sprawdzając pochodzenie światła. Samochód. Który znał. Samochód Anne. Wiedział że to jej, ponieważ pamiętał owy samochód zatrzymany na podjeździe do domu Stylesów. Czyli...
 
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a postać wychodząca z samochodu szybkim krokiem podążyła w stronę Nicka, który próbował zapiąć w między czasie swoje spodnie (które były tylko rozpięte). Kiedy to robił, puścił nadgarstki Louisa, odsuwając się do niego, przez co szatyn nie mając siły w nogach  zsunął się na gałęzie i trawę przed samochodem. Jego policzki były mokre, a spod powiek wypływały kolejne łzy.
 
Jedno zamachnięcie wystarczyło, by zdezorientowany Nick padł na zmienię. Jego oprawca, a zarazem bohater Louisa przydusił go do ziemi, zamachując się kolejnych parę razy. Louis zamknął oczy, nie chcąc tego widzieć, ale za to słyszał momenty zderzania się pięści ze skórą. Parę jęków z bólu Nicka później dźwięk uderzeń nie nastał, za to Louis poczuł na sobie dłoń. Otworzył słabo załzawione oczy, a widząc zielonookiego podciągnął się resztkami siły i uwiesił na szyi klękającego przy nim Harry'ego.
 
-Boże, Lou... - wyszeptał brunet w jego włosy, przyciągając go do siebie. Mógł nie zdążyć, mogła wydarzyć się krzywda Louisowi, a go by tu nie było.
 
-Je-jesteś tu - wybełkotał Louis, wtulając się w ramię Harry'ego i pozwalając siebie na płacz.
 
30 minut wcześniej
 
Harry siedział na kanapie, oglądając z mamą i siostrą jakąś głupią komedię i głaskając kota, który wylegiwał się na kanapie obok niego. Zaprosił kobiety, kiedy czuł się strasznie samotnie w mieszkaniu, a kota znalazł na ulicy, kiedy wracał wieczorem ze sklepu. Siedział na ziemi, rozczochrany i przemoczony przez londyńską pogodę. Przyglądał się zapewne ludziom przechodzącym obok niego. Harry zauważywszy go, wziął go na ręce i przyprowadził do domu. Umył, nakarmił, a następnego dnia zabrał nawet do weterynarza. W ten sposób sierściuch został z nim.
 
W pewnym momencie jego telefon zadzwonił, więc zbyt znudzony odebrał, nie patrząc nawet kto dzwoni.
 
-Harry, posłuchaj, wysłałem Louisa po paczkę do Peterborougha po paczkę do firmy. Wracał i zepsuł mu się nasz samochód, jest noc a on nie ma jak ruszyć z miejsca. Jest gdzieś na drodze do Graveley w lesie. Kurwa, nie mam samochodu by po niego jechać - mówił Zayn w słuchawce, a Harry próbował wyłapać każde słowo.
 
-Dobrze - wstał z kanapy. - Wezmę samochód mamy i pojadę po niego - powiedział, spoglądając na mamę siedzącą w fotelu i przyglądającej się mu. Skinęła głową na zgodę.
 
-Dobrze, dziękuje Harry. Uważaj na drodze, niedawno wyszedłeś ze szpitala z połamaną...
 
A on tylko rozłączył się, przerywając Zaynowi, zakładając na siebie bluzę i biorąc kluczyki do samochodu mamy.
 
-Jadę po Louisa, narazię - i wyszedł, bez większego wytłumaczenia, zostawiając w mieszkaniu zdezorientowaną mamę i siostrę.
 
-Już jesteś bezpieczny - wyszeptał do niego, kiedy siedzieli tak na ziemi od paru minut, a Louis zaczął się uspakajać. Nick dalej leżał na ziemi, oddychając i mając świadomość, ale nie ruszając się. Był pod okiem Harry'ego, który obserwował go co jakiś czas.
 
Louis odsunął się od Harry'ego, kierując wzrok na jego twarz, kiedy zmartwione spojrzenie spotkały te załzawione oczy.
 
-Dziękuje - wyszeptał.
 
-Nie dziękuj - stwierdził Harry delikatnym głosem. - Dasz radę wstać? Ubierzemy się i wracamy do domu.
 
No tak, Louis dalej siedział ze spodniami przy kostkach.
 
Pokiwał głową, po czym Harry podniósł się, wyciągając ręce do Louisa. Ten złapał za nie, pomagając tym sobie we wstaniu. Schylił się i podciągnął na swoje biodra jeansy, nie patrząc nawet w stronę Nicka, który dalej leżał na ziemi.
 
Harry za to spiorunował go wzrokiem. Nick miał zakrwawioną twarz i zapewne parę siniaków na ciele. Cóż, zasłużył.
 
-On sobie poradzi - stwierdził, mając na myśli Nicka. Wrócił wzrokiem na Louisa, który ledwo stał i naciągał na swoje dłonie rękawy bluzy. - Masz kluczyki? - szatyn pokiwał głową. Brakowało by tylko tego, by ten oszołom ukradł samochód Liama i Zayna. - Dobrze, to chodź - chwycił go w talii, przyciskając do siebie delikatnie i pokierował ich w stronę samochodu którym przyjechał.
Otworzył drzwi Louisowi, a kiedy ten opadł na fotel zdjął z siebie bluzę i podał ją szatynowi. - Załóż, trzęsiesz się cały.
 
Zamknął drzwi, obchodząc samochód. Zanim jednak otworzył drzwi by do niego wejść, spojrzał na Nicka. Wiedział, że ten go słyszy i czeka tylko aż odjedzie.
 
-A teraz możesz spierdalać - splunął, po czym wsiadł do samochodu.
 
Tam zastał siedzącego Louisa w jego bluzie. Nie drżał już tak jak chwilę temu, ale dalej. Dzięki lampce w samochodzie mógł zobaczyć zapłakaną twarz chłopaka, co za tym idzie również i czerwone oczy. Spojrzał na jego zasłonięte przez bluzę nadgarstki.
 
-Nie zostawię cię już samego - powiedział cicho, ale wystarczająco głośno by szatyn go usłyszał. Podniósł na niego wzrok, uśmiechając się słabo.
 
-Zawieź mnie do domu - poprosił, mając na myśli dom, a raczej kanapę w salonie Zayna i Liama. Harry nie wiedział wcześniej, że Louis jest w ogóle w Londynie, tym bardziej gdzie się zatrzymał.
 
-Oczywiście - rzekł. - Spróbuj się przespać - poprosił. Louis pokiwał spokojnie głową, opierając ją o fotel i przymykając oczy. Harry odpalił silnik, po czym ruszył z miejsca i wyjechał na drogę, nie patrząc już na oprawcę Louisa. Szczerze, nie myślał wiele kiedy go zaatakował. Cóż, nie bił by zabić, więc mężczyzna zdoła dojść skąd przyszedł, a Harry nie zostanie przynajmniej oskarżony o zabójstwo. - Wracamy do domu - wyszeptał, ale Louis nie był już w stanie go usłyszeć, kiedy zasnął.
 
Do domu.

●●●

Z okazji urodzinek Hazzy
Nasze bubu ma już 27 latek 🥺

Czy tylko ja sie spodziewałam dzisiaj jakiegoś WOW a jak zwykle nic?

Obiecuje, w następnej książce Nick będzie dobry, na mały paluszek!

Jak spędziliście ten wspaniały  poniedziałek?

When you forget | Larry KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz