11.Mogę poczekać z Tobą

444 25 6
                                    

Na dobry początek, czuję że zjebałam tym rozdziałem książkę... tym, jak i następnym...

Dzisiaj mija rok od wydania Walls Louisa! Jestem z niego taka dumna!

Komentujcie proszę<3
●●●

-Tak! Tak! Tak! - krzyczał Louis na cały salon, zwracając tym uwagę  swoich przyjaciół.
 
-Co się dzieje? - zapytał zaciekawiony Zayn. Siedział na kanapie obok Louisa, wtulając się w bok swojego chłopaka. Oglądali coś w telewizji, a szatyn przeglądał strony ze swojego laptopa (ten Harry'ego leżał nietknięty w walizce).
 
-Dostałem wiadomość na pocztę, wydawnictwo od książek chce się ze mną spotkać! - cieszył się.
 
-Masz znowu tłumaczyć? - zapytał zainteresowany Liam, spoglądając na Zayna, który odsunął się od niego i wyjrzał przez ramie Louisowi.
 
-Właśnie że nie - powiedział z dumnym uśmiechem. - Sam będę pisał!
 
-O boże Lou, gratuluje - rzucił się na niego Zayn. - Zawsze dobrze pisałeś!
 
-Gratuluje Louis - podszedł do nich Liam, ściskając go.
 
-Tak się cieszę. Chcą się spotkać i wszystko ustalić. To już na poważnie chłopcy.
 
-Dasz radę - powiedział mu mulat.
 
-Będziemy z tobą. A teraz... idziemy świętować?
 
-Nie zadawaj głupich pytań skarbie - Zayn spojrzał na Liama, wstając i klepiąc kolano Louisa. - Chodź, idziemy pić!
 
***
 
I Louis naprawdę się cieszył. Prawdopodobnie uda wydać mu się książkę, a dobrze wiedział że już od studiów to lubił. Pisanie zawsze wyzwalało w nim emocje, pozwalało uwolnić myśli i przelać je na papier. A w ostatnim czasie miał dużo myśli, przeżyć jak i emocji. Była to dla niego praca, która pomogła by mu się odbić od dna, ale do tego potrzebuje jeszcze jednej rzeczy.
 
Dlatego jego przyjaciele postanowili zabrać go do baru. Świętowali jego szczęście, ale to Zayn upił się najbardziej, dlatego Liam wraz z Louisem musieli prowadzić Zayna najpierw do klubowej toalety, potem do samochodu, do domu, a ostatecznie znowu do łazienki i łóżka. Rano Zayn miał oczywiście kaca, ale z ilością alkoholu wypitego w nocy jego kac był zbyt lekki, by nauczyć go nie upijać się. Liam zawsze pełnił funkcję opiekuna ich grupy, i cóż, był to też czasem Harry, ale tylko czasem. Louis upijał się tylko czasami, kiedy była na to okazja. Cóż, teraz była, ale mimo to jego świadomość była ciągle dobra.
 
Cóż, teraz był wtorek. Liam zawiózł Zayna do jego pracy, po czym wrócił, zastawiając samochód i znikając gdzieś. Louisowi ponownie nudziło mu się, więc postanowił włączyć sobie film. Przygotował sobie popcorn i zamówił pizzę, słysząc z tyłu głowy karcący go głos Harry'ego. Przez chwilę Louis pomyślał nad napisaniem lub zadzwonieniem do loczka, ale ostatecznie zrezygnował. Wolał iść zobaczyć się z nim twarzą w twarz, ale nie wiedział czy będzie go na to stać.
 
Długo myślał o Harrym, zapominając o lecącym w tle filmie. Przerwał mu dzwonek telefonu, który cóż - wybierał mu Harry, ustawiając melodię ulubionej piosenki.
 
-Zayn? - odebrał, zauważając kto dzwoni po wyświetlaczu ukazującym ich wspólne zdjęcie.
 
-Louis, słuchaj mam prośbę - zaczął, a zaraz ciągnął dalej mówiąc to coraz szybciej. - Liam zostawił samochód? Super - Louis nawet nie zdążył odpowiedzieć. - Weź proszę kluczyki, powinny być na komodzie przy wejściu. Przepraszam że Cię w to wkopuje, ale mógłbyś pojechać proszę do Peterborougha odebrać paczkę dla firmy? Poprosiłbym Liama ale poszedł do siostry zajmować się siostrzeńcem i nie może.
 
-Zayn, jezu, spokojnie. Jasne, mogę pojechać, ale to są dwie godziny jazdy w jedną stronę.
 
-Dałbyś radę? Proszę Louis, potrzebuje tego z samego rana jutro.
 
Louis spojrzał na zegarek. Było już grubo po 5.
 
-Dobrze, ale wrócę w nocy, więc nie zakluczajcie drzwi.
 
-Dziękuje Lou i przepraszam. Ja jeszcze długo nie wyrwę się z pracy, a Liam zostaje tam do dziesiątej bo jego siostra poszła na rocznicową randkę - tłumaczył.
 
-Zayn, już spokojnie, wyślij mi adres, zaraz się zbieram i jadę - powiedział, po czym nie dając mulatowi pożegnać się, zakończył połączenie.
 
Zajęło mu 20 minut, by przygotować się do jazdy. Nie widziała mu się jazda w ciemnościach - a na pewno na taką trafi - ale chciał zrobić coś dobrego dla przyjaciela który od jakiegoś czasu upożycza mu kanapy.
 
Znalazł kluczyki do samochodu, zamykając dom zapasowymi kluczami które przyjaciele trzymali w szafce, po czym wyszedł z domu.
 
***
 
Nim się obejrzał, minęła mu droga w jedną stronę. Słuchał radia, podśpiewując pod nosem.
 
-Loueh, zrób głośniej, kocham to .
 
Louis wyciągnął rękę, by przykręcić  radio i zrobić głośniej  piosenkę. Zaraz po samochodzie rozniósł się głos Lany Del Ray i Harry'ego.
 
Kiss me hard before you go
Summertime sadness
I just wanted you to know
That baby, you the best
 
Louis przyglądał się Harry'emu, który ze swoich warg wypuszczał każde słowo złączone z perfekcyjną tonacją.
 
I got my red dress on tonight
Dancin' in the dark, in the pale moonlight
Done my hair up real big, beauty queen style
High heels off, I'm feelin' alive
 
Harry czuł na sobie wzrok swojego partnera, ale nie reagował, wiedząc że ,,Louis właśnie tak działa".
 
Oh, my God, I feel it in the air
Telephone wires above are sizzlin' like a snare
Honey, I'm on fire, I feel it everywhere
Nothin' scares me anymore
(One, two, three, four)
 
Louis napawał się obecnością Harry'ego. Bez sprzeczki mógł stwierdzić że był to dla niego cudowny widok.
 
Paczkę odebrał spod adresu, który wysłał mu Zayn. Zatrzymał się w małej restauracji, kusząc się na posiłek. Danie nie było jakieś idealne, ale  Louis nie narzekał. Zjadł, po czym ruszył w drogę powrotną, zauważając że jest już ciemno. Nie podobała mu się ta opcja, ale nie mógł nic z tym zrobić. Zayn potrzebował tej... paczki? Szczerze, mulat nie powiedział mu nawet co jest w danej paczce, ale okej.
 
Jechał laskiem, widząc tak naprawdę tylko ciemność, drzewa, drogę i jakąś ścieżkę obok niej. Nie jechał szybko, ale gdy tylko przyśpieszał słyszał dziwne i niepokojące stukotanie, dobiegające spod samochodu. Kiedy owe pojawiło się i przy wolniejszej jeździe, szatyn zaniepokojony zatrzymał się w jednym z wjeździe do lasku. Widząc ciemność i wiedząc że jest sam, bał się w cholerę. Poczekał chwilę, nie wychodząc z samochodu, po czym odpalił silnik, który po chwili (o ironio) sam zgasł.
 
Kurwa - pomyślał Louis.
 
Spróbował jeszcze raz, i jeszcze, ale sytuacja powtarzała się. Z bezsilności oparł się o kierownicę i głośno westchnął. Wziął jednak telefon wystukując numer do przyjaciela, nie wiele myśląc.
 
Odebrał już po drugim sygnale.
 
-I jak, kiedy będziesz? - zaczął od razu głos w słuchawce.
 
-Nie szybko - odparł załamany. - Coś się zjebało, nie mogę odpalić, a jak jeszcze jechałem to niepokoiło mnie stukanie pod samochodem. Zatrzymałem się na jakieś drodze do lasu. Kurwa, tu nic nie jeździ - wkurzył się, odwracając głowę w tył i lustrując drogę. Zero świateł. Zero życia.
 
-Kurwa Lou, zabrałeś nasz samochód - westchnął.
 
-Zayn, nie chce tu spędzić całej nocy.
 
-Spokojnie wymyśle coś. Powiedz mi gdzie mniej więcej jesteś - pokierował.
 
-Gdzieś na drodze za albo przed Graveley - zdążył, zanim usłyszał pikanie dochodzące z telefonu. - Kurwa! - powiedział nerwowo, widząc że połączenie zostało zerwane. - Jebany zasięg.
 
Odłożył telefon do skrytki, zanim zdążył usłyszeć pukanie w szybę zaraz obok niego. Podskoczył na siedzeniu, zauważając czyjąś sylwetkę i twarz zaraz po drugiej stronie. Był to mężczyzna - tylko tyle Louis mógł zauważyć. Osoba po drugiej stronie pokręciła dłonią, ukazując tym by siedzący w środku (i dalej wystraszony Louis) opuścił szybę. Ten zawahał się, ale ostatecznie spuścił szybę. Uderzyło w niego nocne czerwcowe powietrze.
 
-Cześć - powiedział ktoś, stojący po drugiej stronie. - Samochód się zepsuł?
 
-Tak... niestety - wyszeptał wystraszony. Nie wiedział czego może się spodziewać po mężczyźnie, spotkanemu w lesie, późno w nocy.
 
-Pomógłbym, ale niestety nie znam się - uśmiechnął się, kiedy Louis mógł przyjrzeć się jego twarzy. Zarysowana, wyglądał na starszego parę lat. Miał niemocny zarost, oraz parę zapewne brązowych (bo przez światło ciemnych) oczu.
 
-Jasne, dzwoniłem już do przyjaciela, na pewno coś wymyśli - rzekł Louis. - Pewnie ktoś po mnie przejedzie, góra pół godziny.
 
-Mogę poczekać z Tobą. Mieszkam niedaleko w lesie. Wiesz, taki domek - zaśmiał się. - Zaproponowałbym herbatę, ale na pół godziny się nie opłaca. Mogę dotrzymać Ci towarzystwa.
 
I Louis naprawdę nie chciał z kimś zostawać, ale jeszcze bardziej bał się zostać sam.
 
-Jestem Nick - przedstawił się, podając rękę przez szybę Louisowi.
 
-Louis - podał swoja.
 
-Tu zaraz jest ławka, może usiądziemy?
 
Wolał zostać w samochodzie, gdzie był bezpieczny, ale Nick nie zrobi mu przecież krzywdy, prawda?
 
-Jasne, możemy usiąść.

●●●

Przepraszam!

Co tam u was?

When you forget | Larry KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz