24.Jesteśmy w pieprzonym lesie

562 26 4
                                    

DRUGI DZISIAJ
25 jest ostatnim rozdziałem:'(

●●●

Louis nie sądził, że ten miesiąc minie tak szybko.
 
Spotykał się wraz z Jasmine, Laylą i Amber na kawy i herbaty, które zawsze były czymś ciekawym. Starsza kobieta opowiadała o swojej młodości, pokazywał zdjęcia ze starych czasów, a nawet puszczała stare płyty winylowe które zdobyła będąc piękną i młodą. Louis słuchaj jej z zaciekawieniem i serduszkami w oczach. Uwielbiam historie Jasmine zapewne bardziej niż jej wnuczki. Co do Amber i Layli, dziewczynki pojawiały się jeszcze parę razy w mieszkaniu szatyna, kiedy ich tata robił się ,,gorszy". Louis raz nawet podjechał pod sypiącą się kamienicę dziewczynek by porozmawiać ze starszym mężczyzną, ale stchórzył i wrócił do domu. Postanowił poczekać aż Harry wróci. Właśnie. Harry. W pamiętną środę Louis pisał i dzwonił do loczka na marne. Nie odbierał, nie odczytywał, nie odpowiadał . Nic. Louis strasznie się martwił, ale w końcu otrzymał wiadomość od Harry'ego. ,,Nie mogę rozmawiać, pisać też niezbyt. Piszę z telefonu sąsiada obok, ponieważ mój został zniszczony przez kobietę z psychiatrycznego. Już nie lubię tego miejsca :/ tęsknię bardzo i przepraszam!”, a po chwili drugą ,,a w środę nie mogłem pisać ponieważ moje zajęcia się przedłużyły, przepraszam skarbie! Niedługo wracam!”. Louis bardzo chciał odpisać, ale wiadomość wysłano w czasie, kiedy on nie miał telefonu przy sobie i odczytał ją dopiero po pewnym czasie. Gdyby coś napisał, odczytał by to posiadacz telefonu. Tęsknił za Harrym i martwił się. Nie mógł nawet zapytać jak się ma i czy terapia coś działa.
 
Kontaktował się też z Niallem i Barbarą. Został poproszony o pomoc w tańcu. Harry podobno kiedyś zdradził Niallowi sekret Louisa. Młodszy doskonale tańczył. Kiedy wychował się z samymi kobietami, trudno by było nie podłapać ruchów od mamy, a potem udoskonalać je z Lottie, kiedy ta uwielbiała tańczyć, a na samym końcu tańcząc z Daisy i Pheobie w sylwestrową noc. Lubił to. Zwłaszcza kiedy tańczył z Harrym. Nie ważne czy w barze, nie ważne czy na weselu kuzynki Harry'ego, nie ważne czy wracając na ulicy niedaleko domu. Harry oczywiście też doskonale tańczył, ale większość umie po młodszym.
 
Tak więc w którąś niedzielę wybrał się do Nialla, odwiedzając go i jego narzeczoną. Nauczył ich paru ruchów do wolnego, pozwalając Niallowi popełniać same błędy, by potem śmiać się z niego wraz z Barbarą. Kobieta zrobiła obiad, częstując szatyna. Od razu zatęsknił za kuchnią loczka. Wtedy właśnie sobie przypomniał pewien ważny fakt.
 
-Zapomniałem wam powiedzieć. Znowu jesteśmy z Harrym razem.
 
Do tej pory pamięta opieprz Nialla za ukrywanie tego, oraz gratulacje Barbary. Niall przysięgał, że zabije Harry'ego kiedy tylko ten wróci.
 
-Przecież rozmawialiśmy! Mógł mi powiedzieć!
 
Tego samego dnia, do Nialla przyjechał Liam i Zayn. Dwójka mężczyzn strasznie cieszyła się z wiadomości od Louisa.  Zayn zdecydowanie bardziej, wspominając załamkę Louisa sprzed paru miesięcy. Ziam nie śpieszył się ze ślubem, tak jak Niall i Barbara. Stwierdzili, że mogą poczekać tyle ile będzie trzeba. Niall i Barbara stwierdzili za to, że zdecydowanie za długo czekali na jakiekolwiek dalsze kroki. Liam stwierdził że następne zapewne będzie dziecko,  a oni zostaną wujkami. Barbara za to powiedziała, że musi znaleźć sobie damskie grono, bo zdecydowanie jej dziecko będzie miało za dużo wujków. Louis wybronił się swoimi siostrami. ,,Przecież wszyscy się znacie!” – protestował.
 
Do Louisa przyjechała również Gemma z synem i Anne. Mama chłopaka zmyła się po weekendzie, za to Gemma została wraz z Lukiem dwa dni dłużej. Podobno mały stęsknił się za wujkiem Lou i musiał go odwiedzić. Szatyn kiedy tylko to usłyszał, przytulił do siebie chłopca. Tak bardzo chciałby mieć własnego szkraba.
 
Jego rodzina również go odwiedziła. A dokładniej Lottie, która przyjechała z jeden poniedziałek. W środę tego tygodnia dojechała ich mama wraz z Fizzy i bliźniaczkami. Pojawił się nawet Mark, stwierdzając że stęsknił się za synem. Był to jeden z ulubionych momentów Louisa. Miał rodzinę, ale brakowała mu Harry'ego.
 
-Naprawdę nie mam ochoty nigdzie jechać – protestował.
 
-Dalej Lou, pojedziemy z nimi! – namawiał go Harry.
 
-Hazz... ugh... za ile tu będą?
 
-Dziękuje – ucałował go szybko, odchodząc i dodając – za 15 minut!
 
-Nie cierpię Cię!
 
-Kochasz mnie! – od krzyczał mu z łazienki Harry, zbierając zapewne jego kosmetyki do torby.
 
Harry był na tyle kochany, że spakował go. Sam przyjechał już spakowany, jakby był pewny tego że Louis się zhodzi. Wystarczyła im jedna walizka, i jakiś plecak na najpotrzebniejsze rzeczy, za którym Harry upierał się. Stwierdził że nikt nie pomyślał o takich rzeczach jak apteczka czy chusteczki. Oczywiście miał rację.
 
Niall, Barbara, Liam i Zayn czekali już spakowani pod akademikiem Louisa. Zeszli na dół, wkładając walizkę do bagażnika, witając się przy tym ze wszystkimi.
 
-Dobra, gdzie jedziemy? – zapytał w końcu Louis. Liam kierował, Zayn siedział obok niego, a on wraz z Harrym i ostatnią parą na tylnych  siedzeniach. Barbara siedziała niespokojna na kolanach blondyna, martwiąc się że złapie ich policja. Harry trzymał na swoim kolanie dłoń Louisa, gładząc jej skórę kciukiem.
 
-Właśnie o to chodzi Lou, że nie wiemy – wyjaśnił ze śmiechem Zayn. – Najpierw na stację. Potem kupujemy bilety w ciemno i jedziemy pociągiem... gdzieś!
 
-Ja losuje! – odezwał się wesoło Niall. Louis spojrzał na nich wszystkich powoli, na sam koniec zostawiając szczerzącego się Harry'ego.
 
-Czyli wylądujemy w lesie? – zapytał.
 
-Tak, a jak nas znajdą wilki to pójdziesz jako pierwszy – zaśmiał się mulat.
 
-Louisem się nie najedzą – stwierdził Harry. – Lepszy Liam lub Niall.
 
-Niall – rzekł od razu Liam – od więcej je, więc wilki same się najedzą.
 
-Dobra, nigdy więcej z wami nigdzie nie jadę – zadecydował poważnie Lou. Odwrócił się patrząc w widok za szybą. Zwykły Londyn.
 
-A ja myślę, że za Harrym pojedziesz wszędzie – odezwała się Barbara.
 
-Za nim tak – spojrzał na nich. – Z wami nie.
 
-Kocham Cię, ale myślę że będzie fajnie, wyluzuj się skarbie – szepnął mu na ucho Harry, a szatyna przeszedł przyjemny dreszcz.
 
***
 
-No kurwa bez jaj – powiedział zdenerwowany Louis, wysiadając z pociągu. Za nim wyszedł Harry, Niall, Barbara, Liam i Zayn. Spojrzeli wszyscy po sobie, na końcu patrząc z pretensją na Louisa.
 
-Wykrakałeś – obwinił go ze śmiechem Niall.
 
-Mamy chociaż śpiwory? Namioty? Cokolwiek? – zapytała Barbara.
 
-Jesteśmy w pieprzonym lesie – odezwał się znowu Louis z niedowierzaniem.
 
-Jesteśmy na wsi, Lou – sprostował Harry.
 
-Ale będziemy spać w lesie. Bez żadnego przygotowania.
 
-Damy radę – cmoknął go. Louis uspokoił się i wyciągnął telefon z kieszeni.
 
-Jest zasięg. Sprawdzę tu jakieś sklepy, będziemy musieli coś kupić.
 
-Poszukaj, my się rozejrzymy po okolicy – zadecydował Zayn.
 
-O nie! Zostajecie. Nie pójdziecie się pieprzyć w lesie, kretyni – pogroził szatyn.
 
-Uu, Lou wyciąga pazurki – zaśmiał się blondyn, ale zamilkł w chwili, gdy Louis spiorunował go wzrokiem.
 
***
 
Po dosłownej godzinie szukania, znaleźli sklep sportowy. Okazało się, że rzekoma wieś w której się znajdują nie jest wsią. Zabawne. Tak czy siak, nie było tu żadnego noclegu, więc w końcu zdecydowali się nocować w lesie. ,,To będzie przygoda życia!” – cieszył się Niall. Jako jedyny chyba uśmiechało mu się to. Kiedy jednak dowiedział się, że w lesie nie znajdzie pizzy, obowiązkiem stał się wstęp do spożywczego.
 
-Nie wierzę, że dałem się namówić – stwierdził Louis, rozkładając namiot wraz z Barbarą. Niall robił to z Harrym a Liam z Zaynem. Narazię Ziamowi szło to najlepiej. Za nimi stali Barbara z Lou, którzy byli już ponad połową, a ostatni byli Harry z Niallem, którzy nawet nie zaczęli. Niall siedział na ściółce obrażony, że Harry zabrał mu jedzenie by starczyło dla wszystkich.
 
-Przestań, będzie fajnie – zaśmiała się kobieta. Śmieszyła ją upartość przyjaciela.
 
-Tak, pewnie masz rację, ale jednak -  westchnął. – Jak ty z nim wytrzymujesz? – zapytał, spoglądając na Nialla który stoi podtrzymując coś Harry'emu.
 
-Codziennie jeździmy na frytki, jeśli był grzeczny.
 
-O boże – zaśmiał się. Kochał swoich przyjaciół, nawet tego kretyna Nialla, ale ludzie, jak tak można?! – Wytresowałaś sobie chłopaka!
 
-Może troszeczkę?
 
***
 
Po godzinie (tak, godzinie) wszyscy (Niall i Harry) skończyli rozkładać namioty. Umieścili w nich śpiwory dla dodatkowego ciepła, a Harry i Liam poszli na poszukiwania drewna. Miejsce gdzie się osiedlili było przyjemne i ciche (bo to las, dziwne by było gdyby było głośno). Mimo wszystko Louisowi się podobało. I nie tylko jemu. Zayn rozpalił ognisko by się ogrzać, a w czasie gdy robiło się już ciemno – wszyscy siedzieli przy ogniu, piekąc na ostruganych patykach pianki. Śmiali się i wygłupiali, siedzieli wtuleni w swoje drugie połówki. Skradali sobie sekretne pocałunki, pijąc co jakiś czas piwo. Śpiewali i jedni, czując się tak dobrze w swoim towarzystwie.
 
Louis uwielbiał taką atmosferę. Nie ważne ile by narzekał, podobało mu się, nawet bardzo. Na drugi dzień postanowili już wracać, ponownie pociągiem, tyle że już z daną godziną, stacją i kierunkiem. W pociągu szatyn zasnął na ramieniu Harry'ego, Liam na kolanach Zayna, Zayn na oparciu siedzenia , Barbara oparta na szybie, a Niall korzystając z okazji swobody, robił im wszystkim zdjęcia.
 
Po mieszkaniu rozniósł się dzwonek do drzwi. Było sporo po dziewiątej wieczorem pod koniec sierpnia, więc na dworze robiło się już coraz ciemniej. Louis podniósł się z kanapy, idąc w stronę drzwi frontowych. W mieszkaniu światła były zgaszone, jedyna lampka świeciła się w salonie. Do tego w tle grał telewizor, na którym Louis oglądał jakąś starą komedię. Nie wiele poświęcał jej jednak uwagi, ciągle tylko myśląc.
 
Wyjrzał przez wizjer, ale dostrzegł tylko ciemność. Albo na klatce schodowej było ciemno, albo ktoś zakrył wizjer. Zapalił światło w przejściu, chwytając za klamkę. Przekręcił zamek i otworzył drzwi.
 
Przed nim stał lokowaty mężczyzna, z włosami związanymi w koczka. Zielone, świdrujące oczy, uśmiech, w policzkach urocze dołeczki. Zielona koszulka, czarne jeansy i walizka przy nogach.
 
-Harry... – zaniemówił. Myślał że starszy przyjedzie w następnym tygodniu w poniedziałek, a nie w piątkowy wieczór. Brunet uśmiechnął się jeszcze szerzej, rozkładając swoje ramiona w które szatyn od razu wpadł, wtulając się w ciało starszego.
 
- If I could fry, II'd be comin’ right back  home to you – wyszeptał, a Louis przytulił go jeszcze mocniej, czując łzy szczęścia spływające po policzkach.  
 
 

When you forget | Larry KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz