6.Panie Doktorze

600 30 4
                                    

Komentujcie proszę!! Uwielbiam czytać to co piszecie!

●●●

Harry zastanawiał się nie raz od dnia wypadku, czy wraz z ostatnimi pięcioma latami zapomniał również tego co czuł. Zawsze był wspierającym i troszczącym się Harry'm, zawsze, ale czy uczucie to było takie samo dla Louisa? Kiedy brunet patrzył na niego, kiedy ten spał wtulony w jego tors - po dwóch godzinach tylko i wyłącznie szlochu - zastanawiał się, jak mógł być  tak głupi to wszystko za przeproszeniem zjebać. A przynajmniej tak powtarzał sobie Harry. Zjebał po całości.
 
Louis był dla niego ważny, on już to wiedział. Ba, był dla niego najważniejszy na świecie, przynajmniej tyle wywnioskował ze wszystkiego co mu opowiedzieli. On sam czuł się przy szatynie inaczej. Jakby to co ich łączyło nigdy nie znikło, ale Harry cierpiał przez nie wiedzę. Leżał na szpitalnym łóżku z osobą, którą zna praktycznie od pary dni, za to ta osoba zna go od pięciu lat. Louis znał pewnie Harry'ego na wylot, kiedy Harry o szatynie nie wiedział zbyt dużo.
 
Wcześniej musiało być tak pięknie - mówił sobie. Teraz wszystko poszło się pieprzyć.
 
Bo tak, Harry obwiniał się o wszystko. Wypadek - którego najbardziej bolesnym skutkiem była utrata jego pamięci, Louis - który dalej kochał, który nosił pod sercem ich dziecko, oraz który poronił przez stres, spowodowany wypadkiem Harry'ego. On już nie wiedział czy tak potrafi, czy da radę, ale musiał być tu dla Louisa, który teraz mimo wszystko go potrzebował. Wiedział, że to on jest największym sprawcą bólu dla niego.
 
-Mamo powiedz mi proszę, czemu aż pięć lat? Nie zrobiliśmy nic w dalszym kierunku? Czemu?
 
Harry siedział ze swoją mamą w sali, skorzystał z okazji bycia z nią sam na sam, kiedy przyjaciele poszli po kawę. Dowiedział się podstawowych rzeczy o Louisie, a to mu zdecydowanie nie starczało.
 
-Oh kochanie, dosyć szybko z Louisem zaczęliście. Ale byliście tego pewni, zatraciliście się w sobie od początku - zaśmiała się kobieta. - Mieliście parę drobnych sprzeczek, ale zawsze wracaliście do siebie z potrojonym uczuciem. Lou rok temu skończył studia, od... - przerwała, zastanawiając się - od jakiś 3 lat mieszkacie razem. Nie dawno zaprojektowałaś dla nich dom na działce którą dostałeś w spadku od  wuja. Zdaje się że Louis niekoniecznie o tym wie, możliwe że nikt nie wie. Może wtajemniczyłeś Gemme - przyznała kobieta ze śmiechem. - Zawsze lubiłeś mu robić niespodzianki. Zdaje się że to ty czekałeś na idealną okazje, a Lou nigdy nie naciskał.
 
***
 
Louis poruszył się delikatnie, ale czując że ktoś go obejmuje zastygł jednak. Otworzył powoli oczy, zaciskając swoją dłoń na materiale pod nim. Po chwili jednak okazało się że zaciskany materiał był tym od koszuli szpitalnej który leżący obok Harry miał na sobie. Louis podniósł się delikatnie na łokciu, spoglądając na bruneta który dalej spał, a jego wyraz twarzy był tak strasznie spokojny. Przyglądał mu się, do momentu kiedy nie usłyszał jak drzwi do sali się otwierają, a przez nie po cichu wszedł lekarz.
 
-Dzień dobry - przywitał się. Louis widząc go od razu usiadł się, uważając by nie obudzić śpiącego obok bruneta. - Pan Tomlinson i Pan Styles, tak? - dopytał, na co Louis pokiwał głową. - Świetnie, widzę że drugi pacjent jeszcze śpi, to nie będziemy budzić - uśmiechnął się przyjaźnie, ściszając swój głos. - Za to jak się Pan dzisiaj czuje, Panie Tomlinson?
 
-Dobrze - powiedział cicho. - Wypisze mnie Pan już dzisiaj?
 
-Tak, zaraz będę mógł podać wypis, tak myślę. Odbierze Pana ktoś? Jest 8 rano - poinformował.
 
-Tak, tak, zadzwonię do mamy by przywiozła mi rzeczy i mnie odebrała. Panie doktorze, jeszcze takie pytanko - zawahał się, ale po chwili lekarz dał mu znać na dalsze kontynuowanie. - Ile Harry tu zostanie?
 
-Podejrzewam coś około dwóch, trzech tygodni. Musimy mieć oko na jego płuca, z nogą sobie poradzi, wszystko się powinno poprawnie zrosnąć i obyć bez problemów - rzekł, spoglądając na śpiącego mężczyznę. - Dobrze, w takim razie niech Pan dzwoni do mamy, wypis do odebrania przy recepcji - uśmiechnął się. - No i ogromnie mi przykro, na pewno ciężkie w takich okolicznościach - posmutniał.
 
-Dziękuje Panie Doktorze - uśmiechnął się smutno.
 
Lekarz opuścił salę, a Louis podniósł się z łóżka bruneta uważając by go nie obudzić. Wyciągnął cicho ze swojej torby telefon, pisząc do mamy wiadomość by ta odebrała go i przywiozła rzeczy. Spojrzał jeszcze na Harry'ego, siadając na łóżku, na którym właściwie powinien spędzić noc. Zamiast tego spędził noc przyciśnięty bo boku Harry'ego i mimo wczorajszych wydarzeń, Louis spał spokojniej wiedząc że jego ukochany jest obok. Poczuł łzy napływające do oczu wspominając wczorajsze wydarzenia. Było przecież tak dobrze - myślał. Było dla niego nie pojęte to, iż rzeczywiście był w ciąży. Nic na to nie wskazywało, jednak dopiero teraz zrozumiał. Było za wcześnie na jakiekolwiek dolegliwości, nie był to nawet pełen pierwszy miesiąc ciąży. Próbował sobie przypomnieć kiedy? Zawsze się zabezpieczali, wiedząc jakie mogą być z tego konsekwencje, i mimo iż bardzo chcieli kiedyś wziąć ślub i mieć dzieci, woleli jednak zrobić to po kolei. Więc Louis czekał, aż Harry uklęknie przed nim i zada mu te magiczne słowa. Nie naciskał, wiedział że na wszystko przyjdzie czas a oni byli jeszcze dosyć młodzi.
 
-Louis, miło mi przyznać, że jesteś płodny – powiedziała z uśmiechem lekarka. - Mam nadzieję, że spotkamy się kiedyś i będę mogła wam przekazać jeszcze lepsze nowinki -zaśmiała się.
 
Louis w momencie tych słów eksplodował ze szczęścia ale i ze strachu. Tak, chciał założyć rodzinę, zwłaszcza z Harrym, ale musieli być bardzo ostrożni, prezerwatywa była teraz obowiązkiem. Dobrze że zdecydowali się na badania przed jakimikolwiek próbami bez niej.
 
Harry cieszył się. Naprawdę się cieszył. Kochał myśl, gdzie będzie mógł wychowywać swoją małą kopię, podobną do niego jak i do jego Louisa. Chciał mieć rodzinę, którą będzie mógł założyć z szatynem, a teraz wszystko było to możliwe. Kochał Louisa, i mimo młodego wieku ich obu, wiedział że to z nim chce spędzić resztę życia.
 
Szatyn pokiwał głową na słowa lekarki. Była ona uśmiechniętą brunetką, miała krótkie, sięgające do ramion i skręcane włosy. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Naprawdę lubiła przeprowadzać męską ciążę, cieszyła się też że i ta płeć może cieszyć się swoim własnym dzieckiem bez względu na orientacje. Było to na swój sposób dla niej niesamowite.
 
-Antykonsepcja chłopcy, pamiętajcie - pogroziła palcem. - Jesteście jeszcze młodzi, podejrzewam że nie chcecie zostać nieplanowanymi rodzicami - zaśmiała się jednak delikatnie. – W razie kłopotów, pytań czy czegokolwiek, możecie się do mnie zgłosić - uśmiechnęła się i zaczęła wypisywać receptę na tabletki.
 
-Dobrze, dziękujemy Pani bardzo - Louis oddał uśmiech, podnosząc się z krzesła. Harry widząc go, również się podniósł, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Kobieta wyprostowała się na swoim fotelu, podając Louisowi receptę. - Dziękuje.
 
-Dziękujemy i do widzenia - skinął na nią głową Harry, idąc już w stronę drzwi i otwierając je dla szatyna.
 
-Do widzenia chłopcy - uśmiechnęła się brunetka, żegnając się z nimi.
 
Chłopcy wyszli na korytarz, idąc od razy ku wyjściu. Jednak nagle Louis zatrzymał się, przypominając sobie coś ważnego.
 
-Poczekaj Hazz, na dole jest apteka - rzekł, zatrzymując tym samym bruneta.
 
-Dobrze, to idź, a ja czekam przy samochodzie - odpowiedział mu, zbliżając się do niego i ucałował go w czoło. Szatyn skinął głową, odchodząc w stronę apteki. Brunet za to pokierował się do wyjścia. Oparł się plecami o stojący samochód na parkingu, czekając na swojego chłopaka. Wyciągnął telefon z kieszeni, wchodząc na social media, kiedy Louis w końcu wrócił. Stanął przed brunetem, zwracając jego uwagę na sobie, więc ten schował telefon do kieszeni, kładąc ostatecznie dłonie przy talii niższego. Ten położył swoje słonie na piersi chłopaka, która była odkryta przez rozpiętą kurtkę. Spojrzał w zielone oczy , które już mu się przyglądały.
 
-Chciałbyś tego? - wypalił nagle.
 
-Czego? - dopytał zdezorientowany Harry.
 
-Zostać tatą - wyjaśnił, dalej patrząc prosto w oczy bruneta. Ten jednak się speszył. Odwracając głowę i zerkając na przejeżdżający niedaleko samochód. Wrócił jednak do błękitnych oczu, które wypełnione były nadzieją.
 
-Chciałbym - powiedział cicho, z delikatnym uśmiechem. - Chciałbym założyć rodzinę. Ale są dwa warunki - powiedział poważnie, co sprawiło że Louisa i tak delikatny uśmiech zrzedł. - Nie teraz, bo studiuje. I ty również. A chciałbym takiej przyszłości tylko z tobą - wyjaśnił, wracając pod koniec wypowiedzi uśmiech na twarz. Louis zachichotał na jego słowa, przytulając się do jego piersi i chowając w niej twarz.
 
-To dobrze, bo mam dokładnie takie same plany - odparł po chwili z uśmiechem, którego Harry i tak nie mógł zobaczyć, ale wiedział że i tak go czuje.
 
Louis pamiętał ten dzień. Od pięciu lat nigdy nie mieli ,,wpadki". Harry zawsze był ostrożny, a nawet kiedy oboje byli napaleni najbardziej jak się dało, a Harry wprost pieprzył Louisa, i tak starał się uważać. Zawsze brał pod uwagę możliwe skutki ich stosunku. I za to po części Louis kochał Harry'ego. Za tą troskę o Louisa, za to dbanie zawsze o wszystko, i mimo iż Harry był bardzo porywczy momentami, zawsze na wszystko uważał.
 
Louis miał łzy w oczach, kiedy do sali weszła jego mama. Objęła od razu syna, który wypłakał się krótko i cicho w jej ramię. Poprosił by kobieta nie budziła Harry'ego, po czym wyszedł z sali do łazienki by móc się przebrać.  Jay czekała na syna, a kiedy ten wrócił, wzięli wczoraj wziętą torbę i wyszli z sali. Okej, Jay wyszła, a Louis nie mogąc się przełamać ucałował delikatnie czoło Harry'ego i wyszedł, zostawiając go bez jakiejkolwiek wiedzy. Z recepcji odebrali receptę, po czym wyszli ze szpitala. Kobieta widziała ciągle łzy w oczach syna i mimo iż jeszcze nigdy się tak nie bała o swoje dziecko, nie pytała. Wiedziała, że powinna dać mu chwilę czasu, postanawiając zapytać dziecko co się stało dopiero w domu. Louis wiedział jaki plan ma jego mama i w głębi duszy bardzo dziękował jej za tę ciszę.
 
Mieszkanie wydało się dla Louisa zbyt ciche, zbyt spokojne, zbyt chłodne. Przekraczając próg naprawdę powstrzymywał łzy, nie chcąc się znowu rozpłakać. Zaniósł torbę z albumami i laptopem do sypialni, wracając i siadając na kanapie. Jay zaproponowała herbatę, ale szatyn odmówił, biorąc koc i owijając się nim. Skulił się na kanapie, a jego mama widząc go w takim stanie chciała płakać razem z nim. Obecna sytuacja była ciężka dla szatyna, ale ta naprawdę nie wiedziała co dzieje się z jej synem. Zalała swoją herbatę, obserwując go z kuchni.
 
-Skarbie, porozmawiamy? - powiedziała, siadając obok syna na kanapie i odkładając kubek na stolik.
 
-Pewnie mamo - odparł szatyn, spoglądając na swoją rodzicielkę.
 
-Powiesz mi więc Lou co się dzieje? Martwię się o ciebie.
 
-Wszystko dobrze mamuś - odpowiedział sarkastycznie, śmiejąc się z samego siebie. - Tylko wiesz. Mój chłopak leży w szpitalu, nic nie pamięta z ostatnich paru lat, a ja miałem z nim zostać rodzicami.
 
-C-co?
 
-Poroniłem - oznajmił, a kolejne łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Jay nie czekała długo, aż zgarnęło syna w swoje ramiona. -T-ten cały stres, s-spowodował poronienie - zapłakał.
 
-Spokojnie kochanie - spróbowała kobieta, będąc w szoku. Pocierała plecy syna, który mimo wieku dwudziestu czterech lat czuł się teraz jak totalne dziecko.
 
-Nawet g-gdyby nic się nie stało, H-hary nic nie pamięta.
 
-Harry kochał by mimo to kochanie. I ty też. Znam was.
 
-Ale on nie zna nas - załamał się chłopak.
 
-Lou spójrz na mnie - poprosiła kobieta, podnosząc brodę syna i patrząc w jego zapłakane oczy. - Będzie dobrze tak? Nic się nie stało, musimy iść dalej. Harry cię teraz potrzebuje synku. Mogliście zostać rodzicami, ale na to jeszcze nie raz przyjdzie okazja Lou.
 
-Wiem mamo - uśmiechnął się smutno Lou. Wiedział że ma wsparcie w mamie.
 
-Ale powiedz mi proszę, kazałeś mi nie budzić Harry'ego, nie chciałeś by widział że wychodzisz. Nie chcesz go chyba zostawić?
 
-Nie wiem mamo - odparł. - Nie wiem. Potrzebuje przerwy, muszę odetchnąć. Kocham go, bardzo, ponad wszystko kurwa - zapłakał, nie zwracając uwagi na słownictwo i towarzystwo matki. - Ale nie wiem czy potrafię.
 
-Dobrze skarbie, rozumiem cię. Przykro mi że musisz przez to przechodzić. Ale wiedz że Cię kocham tak? Wszyscy cię kochamy. Harry też.
 
-Dziękuje mamuś, ja ciebie też kocham - uśmiechnął się, przecierając mokre policzki. - Mogę o coś zapytać?
 
-Oczywiście skarbie.
 
-Mógłbym się do was przenieść na jakiś czas? Do Doncaster?
 
-Oczywiście synku. Twoje siostry się ucieszą - odparła kobieta. Cieszyła się, że jej syn wróci do domu, będzie mógł odpocząć, ale nie podobała jej się wizja uciekania.

●●●

I jak to wygląda?

Jak to się czyta?

Chciałam wstawić już wczoraj, ale się nie wyrobiłam.

Całuski!

When you forget | Larry KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz