Lubię ten rozdział...
●●●
-Macie piwo?
-Niall, wypierdalaj z naszej kuchni! - odparł Harry, spoglądając na roześmianych przyjaciół, a po chwili na Nialla siadającego ponownie na kanapie obok nich.
-Przychodzisz do nich, gadasz z nimi, marnujesz na nich swój czas, a nawet Ci piwa nie dadzą!
-Też Cię kochamy Ni - zaśmiał się Louis.
-A weź idź. Potrzebuję alkoholu - stwierdził obrażony.
-Niall, jest - przerwał, spoglądając na zegarek - piąta! Jeśli teraz zaczniesz, o ósmej nie będzie z Ciebie żadnego pożytku - rzekł Zayn.
-To miał być męski wypad, a nie tyli tuli do drugiej połówki. Mogliście mówić, to bym wziął Barbare.
-Po pierwsze - zaczął Harry, wyłączając telewizor. - Męski wieczór, słynie z męskich... gości - na te słowa, Liam, Zayn oraz Lou zaśmiali się cicho, ale Harry mówił dalej - a po drugie, jak Ci tak bardzo zależy, to możemy się już zbierać.
-Raz grasz tego złego, raz tego dobrego - stwierdził Niall, wstając z kanapy - człowieku, zdecyduj się.
-Bo widzisz Ni - powiedział wzdychając - jak na mnie, to możesz nawet leżeć najebany w krzakach, ale mojego piwa nie tkniesz.
-Coś dużo klniesz skarbie - stwierdził Lou, również się podnosząc z kanapy. Niall naburmuszony ruszył się, ubierając już buty przy drzwiach. Zayn skoczył do łazienki, a Liam obiecał mu, że opowie co takiego Niall odwalił gdy go nie było.
-Moja wina że blondynka mnie wkur... wkurza. Wkurza Lou - poprawił się, widząc wzrok szatyna.
-Lepiej - uśmiechnął się zwycięsko.
-Ucz się Haroldzie, jak wam się bąbelek urodzi już nie będziesz tak mielił tym językiem - zaśmiał się Niall. Dopiero po chwili zrozumiał swoje słowa, spoglądając na reakcję Louisa, tak samo jak i Harry. Ten jedynie się zaśmiał.
-Pierwszy raz się z tobą zgodzę Niall. Nie ważne czyje, lub w jakim wieku, powinienes dawać dobry przykład Hazz.
-Dobrze, przepraszam. Chodzę poddenerwowany przez ten wyjazd...
-Dlatego - wtrącił się w końcu Liam - idziemy się napić do baru, nie mam racji?
-Masz całkowitą rację Payno - blondyn stanął przy drzwiach.
-Barbara prosiła byś był w stanie chodzić. Mamy Cię pilnować czy sobie poradzisz? - zapytał Harry.
-Dam radę sam się ograniczyć - stwierdził, mówiąc to nadzwyczaj poważnie. - Czekam na dole! - i wyszedł z mieszkania.
-Czyli musimy go pilnować - Liam udawał załamanie, wzdychając głośno. Harry i Louis tylko się zaśmiali. Kiedy Zayn do nich dołączył, wyszli wszyscy z mieszkania, zamykając je i idąc do samochodu.
***
Naprawdę nie byli zdziwieni, kiedy musieli przytrzymywać Nialla przy jego miejscu, by nie wstał i wspiął się na stół.
Liam i Zayn byli na tyle trzeźwi, by można było prowadzić z nimi normalną konwersację, oraz by normalnie poruszali siec po parkiecie czy idąc do baru lub wyjścia. Harry nie pił, ponieważ prowadził, a Louis namówił się na dwa, mało procentowe piwa. Nie chciał się upijać. Zamiast tego siedział obok Harry'ego, który trzymał swoją dłoń na jego udzie. Louis dziękował niebiosom za Harry'ego.
-Jak to możliwe że on tyle pije, a potem nie ma kaca? - zapytał, śmiejąc się z już przysypiającego Nialla.
-Albo jakim cudem tyle je, i nie tyje - dodał Liam.
-To też prawda - zauważył Lou. - Przydało by się mieć taką moc.
-O czym ty mówisz, Lou? - zapytał zdziwiony Harry, spoglądając na młodszego.
-Jak to o czym? On je dużo i nic, ja zjem kanapkę i rosnę - stwierdził z obojętnością, lecz dało wyczuć się jego prawdomówność o sobie.
-O nie - pokręcił głową Harry - chyba nie uważasz że jesteś gruby?
-Do... - nie dokończył, ponieważ nagle przerwał im Liam.
-Ej księżniczki, bo Nialler klei się do mojego narzeczonego - powiedział nerwowo - myślę że czas wracać.
-Tak, masz rację - powiedział Harry, klepiąc Louisa w ramię by wycofać się z loży. - Nie myśl że skończyliśmy ten temat - powiedział cicho, całując go z troską w policzek. - Pójdę zapłacić - dodał głośniej i odszedł.
Zayn i Liam wzięli Nialla pod pachy, starając się postawić go do pionu. Louis stał zaraz obok, mając na celu a) asekurować przyjaciół, oraz b) bycia pilnowanym przez Ziama przed innymi napaleńcami, c) czekając na Harry'ego. Po chwili brunet do nich dołączył, chcąc pomóc im z Niallem, lecz Ci stwierdzili że dadzą radę.
-Zamówimy nam taksówkę, odwieziemy go - zdecydował Liam. - I tak nie macie po drodze.
-Ale to żaden problem - stwierdził Harry, trzymając Louisa za rękę, kiedy wychodzili z baru.
Kiedyś, kiedy wychodzili z baru, Harry robił tak zawsze. Nie chciał, by Louis nagle znikł z jego pola widzenia. Zawsze dbał o jego bezpieczeństwo i troszczył się o niego. Louis zauważył ten mały szczegół, przypominając sobie dawne wypady do baru z przyjaciółmi. Uśmiechnął się na miłe wspomnienie. Ostatnio dopisywał mu humor. Oczywiście, nie chciał zostawać sam, ale wiedział że musi. Harry chciał to zrobić, pójść na terapię, więc Louis nie miał zamiaru mu w tym przeszkadzać. To też nie tak, że nie zauważał żartów o ciąży, zaręczynach czy innych. Po prostu starał się je jak najbardziej ignorować, wiedząc że to może nigdy nie wyjść. Wierzył jednak coraz mocniej, że wraca do niego jego Harry.
-Jedźcie do domu, narazię chłopaki! – powiedział Zayn wlekąc się wraz z Niallem i Liamem.
-Pa - dodał od siebie Liam, a Harry i Lou odpowiedzieli im tym samym.
-Samochód jest po drugiej stronie parku, chodźmy - powiedział Harry. Ruszyli w stronę parku, trzymając się za ręce ze splecionymi ciasno palcami. Louis sięgnął do telefonu w kieszeni, sprawdzając godzinę. Było jeszcze wcześnie, nie było nawet jeszcze jedenastej. Mieli rację, stwierdzając że nie usiedzą długo.
Na dworze było już jednak ciemno, a gwiazdy błyszczały na niebie jakby było one posypane brokatem. Londyn nie był o tej godzinie ruchliwy, zwłaszcza kiedy był czwartek. Chłopcy nie często pozwalali sobie na takie wypady do baru w środku tygodnia, ale Harry już jutro pakował się, by w sobotę rano mógł ruszyć do ośrodka w którym odbędzie się jego terapia. Postanowili że zawiezie go tam Gemma, stwierdzając że niedaleko i tak musi podjechać by odebrać coś dla jej synka.
-Lou, wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda? - odezwał się nagle Harry. Jego głęboki głos przyciągnął Louisa na ziemię.
-Oczywiście, że wiem Hazz.
-Spadła Ci samoocena, prawda? Mówiłeś, że gdy się poznaliśmy, nie była ona w najlepszym stanie, a potem ja to zmieniłem - powiedział.
-Ja... to znaczy... możliwe? Zawsze gdy widziałem swoje odbicie w lustrze, widziałem swoje uda, które są grube i nie są ani trochę atrakcyjne. Albo cała moja sylwetka, jak u kobiety. Tak, ja wiem że to wszystko u mnie jest przystosowane do ciąży i tak dalej, ale tak tego w sobie nie lubię. Nie wiem, co na przykład ty we mnie widziałeś.
-Louis - powiedział poważnie, zatrzymując się - ja do dalej widzę. Jesteś piękny. Boże, co ja gadam! Jesteś najpiękniejszy. Masz cudowną figurę, widzę ją codziennie wieczorem kiedy kładziemy się spać. Jesteś drobniutki, i nie wmówisz mi że tego nie lubisz, bo uwielbiasz chodzić w moich za dużych ciuchach - uśmiechnął się, mówić dalej. - Uwielbiam twoje biodra, może i są trochę kobiece, ale cholera, są gorące, piękne, nie raz mi się śnią - zaśmiał się z własnych słów. - Masz cudowne oczy, takie hipnotyzujące, że jeśli Cię to pocieszy, to przyciągają całą uwagę ze wszystkiego wokół. Uwielbiam twoje uda. Co z tego jeśli są trochę większe? Są cudowne i uwielbiam kłaść na nich swoje dłonie. Jezu, Lou, cały jesteś cudowny, nigdy w to nie wątp.
-Dziękuje, Harry - wyszeptał Lou, odganiając łzy w oczach i wpadając w ramiona wyższego. Ten objął go mocno, uśmiechając się pod nosem. Może Louis nie chciał przyznać tego głośno, ale brakowało mu tego.
-Lou - powiedział nagle Harry, a jego głos brzmiał na zdezorientowany.
-Hm? - mruknął, spoglądając w stronę gdzie patrzył Harry.
Na trawie pod ławką leżał pies. A raczej szczeniak. Obok niego leżała niebieska smyczka, ale nie było przy nim żadnej osoby która by go pilnowała. Louis odsunął się od Harry'ego, podchodząc powoli do ławki. Harry również wolno poszedł za nim, pilnując by pies nic nie zrobił szatynowi. Nie wiedzieli jaka to rasa, ale prawdopodobnie jakiś mały wilczek. Wyglądam przeuroczo, ale mógł zachowywać się agresywnie do podchodzących obcych ludzi. Pies jednak nie zareagował nerwowo. Zamiast tego zaczął merdać ogonkiem, kiedy Louis schylił się i wyciągnął do niego rękę. Podrapał go za uszkiem, na co piesek przymknął szczęśliwie oczka i przekręcił główkę. Harry uśmiechnął się, widząc tą słodką chwilę. Louis sięgnął obiema dłońmi do pieska, wyciągając go spod ławki i przytulając do piersi, cały czas drapiąc za jego uchem.
-Ma obroże. Musiał uciec - zauważył Louis.
-Gdzieś tu powinien być właściciel - rzekł Harry, rozglądając się po parku. - Jest numer na pasku?
-Nie - posmutniał.
-Dobra, przejdźmy się po alejkach, może ktoś go nawołuje a my usłyszymy.
-Nawet nie wiemy na jakie imię zareagować - stwierdził Louis.
-No to my będziemy krzyczeć że zaleźliśmy psa.
***
Louis odetchnął z ulgą, kiedy Harry jednak nie zaczął się wydzierać na cały park. I tak po 20 minutach chodzenia, podbiegła do nich wystraszona i zmęczona dziewczyna. Miała włosy splecione w luźny warkocz, rozmiar za dużą koszulkę i jeansy. Była młoda, wyglądała na czternaście lat, może piętnaście. Zatrzymała się przed mężczyznami, oddychając głęboko.
-Jezu, Pikuś - powiedziała, zapewne do psa. - Znaleźliście go?
-Tak, był po drugiej stronie parku - powiedział Harry. Dziewczyna wyglądała na taką, której ulżyło po zobaczeniu psiaka. - Twój?
-Tak, byłam z nim na spacerze, spotkałam koleżankę, zaczęłyśmy rozmawiać i nawet nie zauważyłam kiedy się wyrwał - mówiła szybko. Louis postawił psiaka na drodze (ponieważ wcześniej trzymał go ciągle przy sobie) i podał smycz dziewczynie. - Jestem Layla.
-Louis - uśmiechnął się szatyn.
-Harry - przedstawił się, również posyłając dziewczynie uśmiech. - Nie boisz chodzić się tak sama na spacery? Jest już późno - zagadał.
-Przyzwyczaiłam się - powiedziała obojętnie, spoglądając na pieska stojącego przy jej nodze. - Wcześniej wychodziłam z poprzednim psem ale... nie ważne - uśmiechnęła się sztucznie, co oboje zauważyli.
-Odprowadzimy Cię, hm? - zaproponował Louis, chcą jakoś pomóc dziewczynie w... właściwie to w czym? Przeczucie. - Idziemy w lewo, do samochodu.
-Ja też - spojrzała na nich, a kąciki ust poruszyły się lekko.
-Daleko mieszkasz? - zagadał Harry, ruszając przed siebie. Zaraz z nim ruszył Louis i Layla z pieskiem.
-Uliczkę stąd. Dlatego przychodzę tu na spacery.
-Pilnuj go następnym razem - doradził wesoło Harry. - Musisz być odpowiedzialna.
-Jestem, to znaczy, to był pierwszy i ostatni raz - odpowiedziała.
-Słodki jest - stwierdził Louis. - Jeszcze raz, jak się nazywa?
-Pikuś - zaśmiała się dziewczyna.
-Pikuś! - zawołał szatyn, kucając, a piesek od razu do niego podbiegł merdając ogonkiem. Zaczął go głaskać i drapać, na co wszyscy, łącznie z nastolatką zachichotali.
-Polubił Cię, Lou - powiedział rozbawiony Harry. - Z Blue się tak nie bawisz.
-Blue? - zapytała dziewczyna.
-Tak, bo nasz kot jest sztywny i nudny - odparł.
-Nie jest nudny - oburzył się Harry.
-Macie kota? - dopytała Layla.
-Tak, Blue. Harry sprowadził ją do domu kiedy mnie nie było - odpowiedział jej szatyn, podnosząc się, a Pikuś uciekł gdzieś do przodu ciągnąc za sobą dziewczynę. Ta jednak nie pobiegła za nim, spowalniając go, więc zwierzak zaczął biegać na boki.
-Ile masz lat Laya? - zapytał Harry, zmieniając temat.
-W kwietniu skończyłam piętnaście- powiedziała dumnie.
-Proszę, nie jesteś dużo starsza od moich sióstr - odezwał się szatyn, łącząc dłoń z tą Harry'ego.
-Masz rodzeństwo? - dopytała brunetka.
-Aż za dużo - zaśmiał się. - Najmłodsze mają dwanaście lat, najstarsza ma osiemnaście. Jest nas piątka.
-Wow. Ja mam młodszą siostrę. Miała iść ze mną, ale została w domu bo była zmęczona. A ty masz rodzeństwo? - spojrzała na Harry'ego.
-Siostrę, starszą o 3 lata - odpowiedział jej z uśmiechem.
-Fajnie, chociaż jestem za Louisem - zaśmiałq się. -Pewnie fajnie jest mieć starszego brata. Ochroni Cię i tak dalej.
-Fakt, ale to nie była moja rola - parsknął śmiechem. - One zawsze radziły sobie same - dodał.
-Rozumiem. Nie chce być ciekawska, ale jesteście razem?
-My, to znaczy... - zawahał się Harry. Nie wiedział co odpowiedzieć dziewczynie.
-Byliśmy razem, ale przez pewne sytuacje coś się popsuło... i próbujemy to naprawić - powiedział odważnie Louis, posyłając Harry'emu spojrzenie pełne nadziei.
-Tak, dokładnie - dodał natychmiast Harry.
-Cieszę się, bo naprawdę słodko razem wyglądacie - uśmiechnęła się dziewczyna.
-To my cieszymy się, że nie masz z tym problemu - odezwał się po chwili Harry.
-Oczywiście, że nie mam. Nie rozumiem ludzi, którzy mają z tym problem.
-Tak, my też. Ale i tak dziękujemy - wtrącił Louis.
-To tu - powiedziała Layla, zatrzymując się pod starą, sypiącą się kamieniczką. Harry i Louis nie wiedzieli nawet, że owe w Londynie jeszcze stoją. Mimo to nie chcieli oceniać, więc pożegnali się z dziewczyną, a ta zniknęła w klatce schodowej kamienicy. Harry i Lou stanęli po chwilo przy samochodzie, Harry otwierając go. Wsiedli do samochodu, a Harry ruszył z miejsca.
-Tobie też wydaje się to... dziwne? - zagadał Louis.
-Layla?
-Nie, jej sytuacja. Pikuś był malutki, to szczeniak, a ona się 'przyzwyczaiła'?
-Może miała wcześniej psa - stwierdził.
-Może.
Louis starał się nie myśleć już o Layli, ale nie spodziewał się że dojdzie go przygnębienie. Jutro Harry skończy się pakować i zniknie na miesiąc w sobotę rano. Louis co dopiero go odzyskał, nie podobał mu się wyjazd starszego. Bał się, że jeśli zostanie sam wszystko w niego uderzy i pęknie. A przecież szło mu tak dobrze. Nie chciał tego. Wiedział że Harry tego potrzebuje, więc ustąpił, a brunet dobrze wiedział że szatyn o tym myśli. Położył swoją dłoń na jego udzie, kierując się już w ciszy do ich mieszkania.
CZYTASZ
When you forget | Larry KOREKTA
Fanfiction(To jest takie gówno i serio nie wiem, skąd ma tyle wyświetleń) Nagle dzieje się coś... niespodziewanego. Wypadek. Wypadek, przez który każdy traci jakąś część Harry'ego, mimo iż jest on cały czas z nimi. No prawie, ponieważ dwudziestopięciolatek tr...