Przeczytajcie notkę pod rozdziałem!
Komentujcie prosze!
●●●
Już nie taka mała, ale ciągle puchata kulka futra podążyła za nim, kiedy wstał z imitacji łóżka. Nie było ono najwygodniejsze, ale wciąż więcej nocy przespał, niż nie, więc nie robiło mu to dużej różnicy. Początek lipca, ale za to wymarzony piątek Harry'ego, rozpoczął się od obudzenia Louisa. Wiedział, że szatyn jeszcze śpi, ponieważ to, co udało mu się nauczyć o Louisie przez ostatni czas to fakt, iż młodszy nie lubi wczesnego wstawania i że to Harry zawsze był tym rannym ptaszkiem. Nie trudnił się więc z pukaniem do drzwi sypialni, otwierając tylko i wpuszczając Blue do pokoju. Kot miał to do siebie, że uwielbiał czyjąś bliskość (całkowicie jak pies, co dziwiło szatyna i bruneta). Harry zamknął drzwi za kotką, by ta nie mogła wyjść i poszła po przymilać się do Lou, samemu kierując się do łazienki. Tam załatwił się oraz odświeżył, wychodząc i idąc z powrotem do sypialni, skąd miał zamiar wsiąść ubrania na dzisiaj.
Wszedł do pokoju, od razu podchodząc do łóżka w którym zastał Blue pod dłonią Louisa, który z zamkniętymi oczami i leżąc na boku bawił się jej futerkiem. Zaśmiał się cicho z tego widoku, stojąc na plecami szatyna.
-Lou, wstajemy - powiedział, sprawiając tym że szatyn odwrócił się do niego ciągle leżąc, za to zaprzestając głaszczynie Blue.
-Nie chce mi się - ziewnął, mówiąc to sennie, i mrużąc ciągle oczy ze zmęczeniem.
Harry podszedł do szafy, przesuwając drzwiczki i wyciągając ze swojej półki koszulkę i jeansy, co szatyn musiał zauważyć.
-Wychodzisz gdzieś? - spytał, podnosząc się do siadu.
-Musimy jechać na zakupy, więc też się szykuj - odpowiedział, nie spoglądając nawet na niego. Louis wciągnął i wypuścił głośno powietrze, opadając z powrotem na plecy. Młodszy dobrze pamiętał podobne sytuacje sprzed paru miesięcy, ale wtedy wystarczyło że podszedł bo do swojego chłopaka, ucałował i pociągnął za rękę z powrotem do łóżka.
-Okej, będę gotowy za dwadzieścia minut - oznajmił w końcu, obserwując jak brunet z satysfakcjonującym uśmiechem wychodzi z sypialni.
***
-Powinniśmy oddać Anne ten samochód - stwierdził Louis, kiedy parkował pod sklepem. Oczywiście nie zgodził się by to Harry prowadził, biegnąc do samochodu przed nim. - Nie jest jej potrzebny?
-Właściwie... - przeciągnął Harry. Nie chciał mówić tego jeszcze Louisowi, ale ten sam zaczął temat, a on nie miał wymyślonej dobrej wymówki. - Co powiesz, jakbyśmy pojechali dzisiaj zobaczyć do salonu co mają? - jednak wymyślił coś na szybko.
Louis zrobił kwaśną minę - Nie mogę dzisiaj, muszę dokończyć rozdział i wysłać to co już mam do wydawnictwa by stwierdzili, czy się w ogóle nadaje. Nie sądziłem że tak szybko mi pójdzie, ale jestem już przy końcu.
-Na pewno się nadaje - stwierdził brunet, wysiadając z samochodu. Louis dołączył do niego po chwili, biorąc koszyk i wchodząc do sklepu. - A co powiesz na jutro?
-Jasne, jutro może być - uśmiechnął się. - Co tak właściwie potrzebujemy ze sklepu?
-Czegoś do lodówki, na obiad, oraz ręczniki papierowe się skończyły - odpowiedział zamiast tego.
-Dobrze, to ja pójdę po coś do lodówki, to po coś na obiad - bo i tak gotujesz, a ja po drodze mam w sumie chemię i tym podobne, więc sięgnę po ręczniki.
-Okej. Uwinę się szybciej z wyborem, więc zapłacę za siebie i poczekam przy samochodzie - oznajmił, nie dając Louisowi nawet innego wyboru. - Weź coś na wieczór, chipsy i piwo - obejrzymy film? - zaproponował jeszcze, wiedząc że i tak nie stanie się to dzisiaj.
-Dobrze, jak chcesz. Widzimy się przy samochodzie.
-A, i kup jeszcze płyn do mycia naczyń i... znalazł byś mi skarpetki? - wymyślał, by zająć czymś Louisa zanim się rozejdą.
-W sklepie spożywczym? - zdziwił się, lecz zaśmiał cicho.
-To nie taki zwykły sklep Lou - poczuł go, samu śmiejąc się cicho. - To Tesco.
-Cokolwiek - zakończył Louis, z uśmiechem wymalowanym na twarzy odchodząc w alejkę z lodówkami.
Harry ruszył od razu w alejki z wędlinami, po czym wręcz biegł do kolejnych, by kupić wszystko czego potrzebował i wyjść ze sklepu jeszcze przed Louisem.
***
-Jak Ci idzie? - zapytał szatyna, który siedział na kanapie w okularach, skupiony na ekranie urządzenia. Wyglądał strasznie uroczo dla Harry'ego, przez co nie mógł przestać na niego spoglądać kiedy zmywał po późnym obiedzie. Owszem, wstali dzisiaj w przyzwoitej godzinie, ale zakupy przedłużyły się, ponieważ Louis nie mógł znaleźć skarpetek dla loczka i uparł się, by przejechać kolejne dwa sklepy w poszukiwaniu jednej, głupiej skarpetek. Harry powtarzał mu, że zobaczy przy okazji kiedy będzie w galerii, na co Louis stwierdził że mogą jechać teraz. Tak więc, zapominając o żywności pojechali do galerii, z której wyszli dwie godziny później z upragnionymi skarpetkami. Udało im się dojechać do mieszkania, gdzie Harry stwierdził że to on rozpakuje zakupy, ale po chwili zadzwonił telefon od Barbary, która prosiła by Harry przyjechał do firmy. Jakiś strasznie nerwowy klient chciał się z nim spotkać osobiście. Barbara opowiedziała mu szybko o zaistniałej sytuacji, po czym Harry udał się na rozmowę z mężczyzną, zostawiając Louisa w jego biurze, ponieważ ten nie chciał zostawać sam w domu. Wrócili po kolejnych dwóch godzinach, Harry zmęczony przez trudnego klienta, którego jakimś cudem udało się uspokoić, za to Louis napalony do skończenia rozdziału.
-Dobrze. Kiedy byłem w biurze naszła mnie wena, więc przelewam wszystkie myśli na papier - wyznał, nie odrywając wzroku od klawiatury.
-Świetnie. Cieszę się, że sobie radzisz. Przeczytasz mi fragment?
-Oh zapomnij Harreh - zaśmiał się Louis, odkładając laptopa na stolik i wstając. Podszedł i usiadł przy wyspie, o którą teraz opierał się Harry. - Wyciągniesz ciastka?
-Pewnie - pokierował się do górnej szafki, wyciągając z niej ulubione ciastka szatyna. Wyłożył je w ciszy na talerzy, wracając do wyspy i ponownie się opierając. - A teraz nie zmieniaj tematu. Czemu?
-Niespodzianka? Tajemnica? - powiedział Lou, zajadając się ciastkiem.
-Ale ty jesteś - stwierdził ze śmiechem, zaglądając przez okno. - Ubierz się proszę... wychodzimy - powiedział tylko, odchodząc.
-Co?! Czemu?! - podążył za nim młodszy.
-Niespodzianka? - zacytował go, biorąc telefon. Wybrał numer do taksówki, a kiedy Louis zapytał czemu nie wezmą samochodu jego mamy, zbył go zwykłym ,,bo tak". Louis więcej nie pytał.
Nie przebierali się dużo, co cieszyło Harry'ego. Nie chciał by było to nienaturalne i byli ubrani w koszule. Zwykła koszulka, jeansy i uśmiech Louisa był już wystarczająco piękny, a sobą się nie przejmował. Kazał wsiąść młodszemu bluzę, wychodząc z domu i kierując się do czekającej już taksówki.
-Serio Harry? - oburzył się młodszy, widząc jak brunet podaje kierowcy kierunek na kartce.
-Mówiłem już, niespodzianka - uśmiechnął się chytrze.
-A kiedy dojedziemy?
-Za dwadzieścia minut - odezwał się kierowca, spoglądając w lusterku na Harry'ego, jakby czekał na pozwolenie, które najwidoczniej otrzymał.
-Jak dojedziemy to Ci powiem.
-Ugh, dobrze.
***
-Wywiozłeś mnie pod las, taksówka odjechała, a teraz co planujesz? Zabić? Zgwałcić? - zaśmiał się, stojąc na środku drogiu w lesie. Harry stał obok niego.
-Chodź i nie gadaj - parsknął śmiechem, niewiele myśląc i chwycił dłoń Louisa w tą swoją. Pociągnął go, ruszając przed siebie. Louis na chwile spojrzał na ich połączone palce, skacząc ze szczęścia w środku. Tak cholernie za tym tęsknił.
-Dobra, ale na poważnie, Hazz. Co my tu robimy? Zaraz będzie się ściemniać - powiedział, wyrównując z nim kroki.
-Cieszę się, że nie znasz tego miejsca - uśmiechnął się, spoglądając na niego. Louis znał ten uśmiech. - A po za tym, jest jakoś przed siódmą wieczorem, na ciemności przyjdzie jeszcze czas.
Louis już nic więcej nie powiedział, rozglądając się dookoła. Dopiero teraz zauważył, że kawałek przed nimi las się kończy, a zaczyna się prawdopodobnie kawałek pola, po którym znowu widać było las.
-Gdzie ty nas wywiozłeś?
-Zaraz zobaczysz - uśmiechnął się Harry.
-Jak wrócimy do domu?
-To też zobaczysz - spojrzał na niego chytrze z uśmiechem
-Co ty knujesz?
-Wiesz, miałeś racje - zatrzymał się, a Louis zaraz obok niego. Spojrzeli na siebie na chwilkę ciszy. - Przyjechaliśmy tu ponieważ chcę Cię zabić - mówił poważnie. - Ja wyjdę z tego lasu, ale tu już nie.
-C-co?
-To co słyszałeś - uśmiechnął się. Po chwili jednak wybuchnął śmiechem, obserwując minę Louisa. - Jezu, powiedz proszę że nie uwierzyłeś.
-Ty draniu - Louis odwrócił się tyłem do Harry'ego, zrywając ich trzymające się dłonie i splatając ręce na swoich ramionach. Tak naprawdę, zrobił to tylko po to by ukryć uśmiech.
Harry obszedł go, stawający ponownie przed niższym i pozwalając sobie położyć dłonie na talii Louisa. Pokochał wręcz jakikolwiek dotyk z szatynem.
-Lou, skarbie - zaczął, zastanawiając się czy dobrał dobre słowa - przecież żartuje.
-I tak jesteś draniem - spojrzał na niego uśmiechem, który wyraźnie zdradził go, a Harry odchylił głowę do tyłu ze śmiechu.
-Naprawdę myślałeś że mógłbym Cię skrzywdzić?
-No nie wiem - droczył się Louis.
-Dobrze, skoro nie wiesz, co Cię zapewniam, że Cię nie skrzywdzę. Obiecuje - chwycił dłońmi te jego. Stali blisko siebie, patrząc na siebie z uśmiechami i skupiając się na tęczówkach tej drugiej osoby.
-Wiem - zamilkł na chwilę. - Powiesz mi co tu robimy? - dodał.
-Chciałem Cię zabrać na... randkę - wyznał, denerwując się trochę. Przygryzł wargę, obserwując reakcję Louisa.
-R-randkę?
-Tak.
-O boże - zaśmiał się cicho Louis, biorąc ręce od Harry'ego i przymykając nimi twarz.
-Lou, wszystko w porządku? Jeśli nie chcesz, możemy wrócić do...
-Nie, nie Harry - powiedział Louis, przerywając mu. Odkrył twarz, przez co Harry ujrzał jego mokre oczy. - N-nie sądziłem że to się jeszcze stanie - uśmiechnął się smutno, pociągając nosem. Płakał.
-Oh Lou - wzdychał Harry, przyciągając szatyna i zamknął go w szczelnym uścisku. Louis wtulił się w niego, puszczając się z emocjami i pozwalając zmoczyć bluzkę Harry'ego. - Czyli... zgadzasz się?
-Jezu, tak Hazz, tak.
-Dzięki bogu, chciałem zrobić Ci niespodziankę, nie sądziłem że tak zareagujesz - wyznał, głaszcząc jego plecy i opierając brodę na skulonym szatynie.
-To... jezu... naprawdę to randka?
-Tak - zaśmiał się. - Idziemy? - zapytał, widząc że Louis się uspakaja.
-Mhm - odsunął się od starszego, a ten od razu chwycił jego dłoń.
-To okej? - spytał, spoglądając jak ich palce łączą się ze sobą, po czym spojrzał na Louisa.
-Oczywiście Hazz. Tęskniłem za tym - uśmiechnął się. Chciałby, by brunet odpowiedział magiczne 'ja też', ale wiedział że to niemożliwe.
Ruszyli dalej, po chwili dochodząc do miejsca gdzie zaczynała się polanka. Rosła na niej wysoka strawa, jeszcze zielona i lśniąca, na co pozwalała jej pogoda w Londynie. Louis już stąd mógł ujrzeć gdzieś pośrodku polanki w trawie samochód, a dokładniej Pikapa, a przynajmniej jego górę i przód. Na chwilę wstrzymał powietrze, ale Harry pokierował ich na drogę gdzie odbiły się ślady samochodu. Przeszli po strawie, dochodząc do miejsca w którym Louis zatrzymał się aż z wrażenia.
Przed nimi zaczynała się krótka plaża, a zaraz za nią jezioro otoczone drzewami. Nie wyglądało na bardzo głębokie, wręcz przeciwnie. Mogło sięgać góra trzech metrów na środku. Obok postawiony był pomost, idący w głąb jeziora. Na prawo od nich stał samochód. Czarny, z otwartym tyłem, lecz nie było widać co się tam znajduje. Na lewo stała drewniana ławeczka, a zaraz przed nią miejsce na ognisko. Dopiero teraz Louis zobaczył niebo, które pięknie odbijało się na niebiesko mimo popołudniowej pory. Na nim jakby namalowanych było parę chmur, lecz nie tych deszczowych czy burzowych. Kiedy się wsłuchał, usłyszał świerszczyka, siedzącego gdzieś niedaleko w trawie. Nad jej końcami latało kilka motyli, a wszystko wyglądało wręcz cudownie. Spojrzał na Harry'ego, który nerwowo zagryzał dolną wargę.
-Podoba Ci się? - zapytał cicho.
-Boże, Harry, oczywiście! - rzucił się na niego, obejmując jego szyję i stając na palcach by nie uwiesić się na nim mocno. -Jest cudownie.
-Bardzo się cieszę - powiedział, kiedy Louis odsunął się od niego. - Zobacz to - pociągnął go, ukazując tył Pikapa. Wyłożony był kocami i poduszkami. W roku stał mały kartonik z jedzeniem oraz przenośna lodówka przy kołach. Laptop, leżący na kocu oraz lampki uwieszone po bokach.
-Pięknie - uśmiechnął się szeroko, czując jak drobne wypieki pojawiają się na jego policzkach. - Mogę wiedzieć jak to zrobiłeś? Kiedy?
-Miałem małą pomoc - zaśmiał się cicho. Prawda wyglądała tak, że miejsce to znalazł na dniach, kiedy wyjechał z domu bez wiedzy Louisa. Dzisiaj będąc w firmie przekazał potajemnie wszystko Barbarze, która spotkała się z Niallem, Liamem i Zaynem. Przyjechali tu, i wyszykowali wszystko, co chwilę pisząc do Harry'ego co, jak i gdzie ma się znajdować. Ale Louis nie musiał wiedzieć tego teraz. Kiedyś i tak się dowie.
-Rozumiem. A co to za samochód?
-Więc... - zaczął - Tym samochodem wrócimy dzisiaj do domu.
-Nie kupi...
-Nie kupiłem - wyprzedził szatyna - tego.
-Jak to tego - zapytał, spoglądając na Harry'ego.
-No tego. Jest wypożyczony specjalnie na tą okazję. Ale... jutro jedziemy go oddać i odebrać nasz.
-Jak to ,,nasz"?
-No nasz. Kupiłem nam samochód - oznajmił poważnie.
-O boże - znowu zakrył twarz dłońmi. Przetarł oczy, podchodząc do Harry'ego i opierając się o jego klatkę piersiową. Harry objął go, a Lou podniósł głowę do góry spoglądając w jego zielone oczy. - Jesteś niesamowity, wiesz?
-Prawdopodobnie wiem, ale to dla mnie nowe - powiedział, mając na myśli to, iż nie pamięta by Louis wcześniej tak mówił.
-Nie myśl o tym - spróbował Louis.
-Ognisko? - zmienił temat.
-Okej.
Harry podreptał do ławeczki, zza której wyciągnął kijki do kiełbasek i paczkę zapałek. Rozpalił jedną, wrzucając w już gotową górkę drewna. Między ławeczką a ogniem było sporo miejsca, przez co Louis pozwolił sobie na usiądnięcie na ziemi między nogami Harry'ego. Ławka był na tyle niska, że mógł oprzeć głowę jeszcze o jego klatkę, wsłuchując się jednym uchem w jego bijące obok serduszko. Harry jednak zsunął się z ławeczki, cofając ją do tyłu i obierając się o nią plecami, prostując je jednak by nie bolały go aż tak. Przełożył ręce przez ramiona szatyna, opierając brodę o jego głowę. Oboje przyglądali się rozpalającemu się ognisku.
-Opowiedz mi coś - odezwał się w końcu Harry.
-Co chcesz wiedzieć?
-Nigdy nie mówiłeś, kiedy i jak wyglądał nasz pierwszy raz.
-Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? - zachichotał.
-Opowiedz.●●●
Więc miałam mały problem. Rozdział 16 po tym jak go napisałam - zniknął. Napisałam więc nowy, a od niego ciągnęłam akcję w następnych rozdziałach. Wczoraj znalazłam zaginiony rozdział 16 :)
Pojawi się on, a następne rozdziały będą przesunięte o jeden, więc tylko was przepraszam jeśli jakieś wiadomości nie będą się zgadzały ze sobą w rozdziale 16 i następnych. Staram się to naprawićTakim sposobem napisałam już całą książkę. Ma ona 25 rozdziałów, więc zostało jeszcze 10 przed nami! Ale to nie koniec! Nie zdradzę wam tego teraz, sorry :-* zostało tylko wstawianie rozdziałów.
Wstawiłabym wam jeszcze jeden rozdział, ale nie wiem czy 5 rozdziałów w jeden tydzień to nie za dużo!
Mam nadzieję że się podoba! Całuję<3
CZYTASZ
When you forget | Larry KOREKTA
Fiksi Penggemar(To jest takie gówno i serio nie wiem, skąd ma tyle wyświetleń) Nagle dzieje się coś... niespodziewanego. Wypadek. Wypadek, przez który każdy traci jakąś część Harry'ego, mimo iż jest on cały czas z nimi. No prawie, ponieważ dwudziestopięciolatek tr...