Rozdział 4

512 50 34
                                    

Nigdy wcześniej nie starałam się, by mój uśmiech był szczery i na taki wyglądał.

Teraz się to zmieniło – jak wiele innych rzeczy.


        Mruknęłam cicho, przesuwając głowę po poduszce, która była wyjątkowo twarda, ale jednocześnie przyjemna i cieplutka. W tamtym momencie marzyłam tylko, by jeszcze głębiej się w nią wtulić i zatopić się w otaczającym mnie cieple i bezpieczeństwie.

        Kojarzycie ten moment, gdy budzicie się wcześnie rano w zimowy poranek, a za oknem jest jeszcze szaro? Pościel jest tak przyjemnie ciepła i ostatnie, o czym myślicie, to opuszczenie tej bezpiecznej, kojącej strefy.

        Właśnie tak czułam się w tamtym momencie.

        Problem pojawił się, dopiero gdy poduszka się poruszyła, a ja otworzyłam oczy.

        Nie znajdowałam się w dużym łóżku, owinięta puszystą pościelą. Widok, jaki mnie czekał był czymś, co myślałam, że nigdy się nie wydarzy.

        W normalnych okolicznościach zapewne gwałtownie bym podskoczyła i uciekła na drugą stronę pomieszczenia, zbyt zawstydzona, by się odezwać. W tamtym momencie nie miałam jednak do czynienia z normalnymi okolicznościami, a ucieczka z tego ciepłego miejsca pod kocem i opuszczenie idealnej poduszki w postaci torsu Calla nie było dobrą opcją.

        W ogóle nie było opcją.

        Dlatego, zamiast uciec, uniosłam głowę, opierając podbródek na jego piersi i uśmiechnęłam się delikatnie. Nigdy wcześniej nie starałam się, by mój uśmiech był szczery i na taki wyglądał. Teraz się to zmieniło – jak wiele innych rzeczy.

        – Przepraszam. – Wcale nie chciałam go przepraszać, ale dało mi to pretekst do rozpoczęcia rozmowy.

       Chłopak przez chwilę przyglądał mi się tymi swoimi zielonymi oczami, po części schowanymi pod długimi rzęsami, których mogłaby mu pozazdrościć każda kobieta, a jego mina była nieodgadniona. Szybko jednak się zmieniła, a jego twarz rozświetlił piękny uśmiech.

        Ten, który zdążyłam tak szybko polubić.

        – Nie przepraszaj – pokręcił głową, a jeden z jego loków zsunął mu się na czoło. Musiałam zacisnąć dłoń w pięść, by powstrzymać się przed poprawieniem go. Co było ze mną u licha nie tak? – To nie tak, że ja nie miałem z tego korzyści. – Moje serce przyspieszyło, tworząc w głowie dziwne teorie, ale natychmiast zwolniło, gdy skończył. – Jesteś niesamowicie ciepła.

        Uśmiechnęłam się, by nie wzbudzać jego podejrzeń, a potem odwróciłam wzrok w bok. Na kilka krótkich sekund przymknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, na mojej twarzy znajdowała się maska, której fałszywości nikt by nie rozpoznał.

        W końcu opanowałam ją do perfekcji.

        Dopiero gdy odwróciłam wzrok od mężczyzny i spojrzałam w okno, dostrzegłam, że na zewnątrz jest już całkowicie ciemno. Oznaczało to, że przespaliśmy niemal cały dzień... i nie zrobiliśmy żadnej z rzeczy, które należało zrobić.

        – Na dworze robi się ciemno. Nie powinniśmy spać, tylko szukać czegoś do rozpalenia.

        Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki włączył się we mnie tryb zamartwiania. W takich momentach potrafiłam zacząć przejmować się dosłownie wszystkim. Czasami to zamartwianie się mogło wręcz przybrać formę lekkiego ataku paniki i jakoś czułam, że byłam niepokojąco blisko tego stanu.

Na skraju nigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz