Rozdział 5

450 54 29
                                    

Niestety wtedy jeszcze nie wiedziałam, że był bardzo wyjątkową gwiazdą.

Zbyt wyjątkowy, by zostać zrozumianym. 

Zbyt wyjątkowy, by żyć.


        Zebranie się z ciepłej kanapy zajęło nam kilka naprawdę długich minut, znacznie więcej niż można by się spodziewać.

        I nie byłam w stu procentach pewna czy uczynilibyśmy to tak „szybko", gdyby nie interwencja Lany. Ani ja, ani Callen nie byliśmy bowiem zbyt entuzjastycznie nastawieni do pomysłu pozostawienia tego ciepłego miejsca. Żadne z nas nie powiedziało ani słowa, ale żadne też nie zrobiło pierwszego kroku do opuszczenia kanapy.

        Jedynie ukradkiem zerkaliśmy na siebie, jakby w oczekiwaniu aż któraś ze stron zrobi pierwszy krok. I żadne z nas go nie zrobiło.

        Dopiero Lana przywróciła nas do rzeczywistości, gwałtownie zdzierając z nas koc. Najwyraźniej była najmądrzejsza z naszej trójki.

        Od razu się podnieśliśmy, nie mówiąc ani słowa. Nie wiedziałam, o czym myślał Callen, ale ja jak zwykle byłam zła na siebie i swoją bezmyślność.

        Teraz klęczałam przy jednej z szafek, po kolei wyciągając z niej wszystkie duperele, mając nadzieję, że znajdę jakieś świece, a może nawet latarkę. W pomieszczeniu było coraz ciemniej z każdą kolejną minutą i zaczynałam mieć problem z widzeniem w półmroku. A niestety presja czasu nigdy nie była moim sprzymierzeńcem.

        Ukradkiem spojrzałam na Calla i właśnie wtedy, niczym grom z jasnego nieba spadła na mnie świadomość. Ta jedna myśl, która czaiła się gdzieś w mojej podświadomości, napawając mnie niepokojem, ale nie chciała się wcześniej ujawnić. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy najmniej się tego spodziewałam.

        – Cholera! – szepnęłam, czując, jak z każdą kolejną chwilą robiło mi się jeszcze bardziej duszno.

        Oblał mnie zimny pot i zaczęłam gorączkowo rozglądać się po pomieszczeniu. Panika nigdy nie pomagała, ale nie byłam w stanie się jej pozbyć.

        – Hej, co się dzieje?

        Na ramieniu poczułam dłoń chłopaka, ale nawet na niego nie spojrzałam, dalej gorączkowo się rozglądając i walcząc o oddech.

        – Nie ma go – szepnęłam drżącym głosem.

        – Kogo? – zapytał, tym razem zmuszając mnie do spojrzenia na siebie. Mimo półmroku byłam w stanie dostrzec troskę na jego twarzy.

        – Misia – przełknęłam ślinę. – Miałam ze sobą misia, a teraz nigdzie go nie ma.

        I podczas gdy moje serce ściskało się ze strachu, jego twarz stawała się coraz bardziej zdezorientowana i odległa. Zupełnie jakby w ciągu kilku sekund stał się całkiem inną osobą.

        – Żartujesz sobie? Myślałem, że stało się coś złego – prychnął, gwałtownie podnosząc się z podłogi.

        – Nie rozumiesz. – Skoczyłam na równe nogi, wiedząc, że on nic nie rozumiał. – To coś...

        Odszedł, zanim zdążyłam dokończyć zdanie.

        Ścisnęło mi się gardło.

        – Myślałem, że to zabawka Lany – odezwał się po chwili, wracając z ciemnego kąta. Uniósł dłoń, a ja sapnęłam z zachwytu, widząc misia pomiędzy jego palcami.

Na skraju nigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz