Rozdział 23

374 41 14
                                    

Nauczyliśmy się wierzyć, że mamy kolejny dzień.

Jutro odwiedzimy bliską osobę. Jutro zrobimy wszystko, na co dziś nie mamy odwagi.

Ale jutro nigdy nie było zagwarantowane. Nic nie było dane nam na zawsze.

        Uniosłam się powoli, odczuwając skutki zaśnięcia na podłodze. Było mi zimno, a całe moje ciało było zdrętwiałe i obolałe od spania na twardej podłodze. Może kanapa nigdy nie była najwygodniejszym miejscem do spania na świecie, ale na niej był Callen, a on już dodawał bardzo dużo do wygody. W końcu jego ramiona był najwygodniejszym miejscem na ziemi, a jego łagodnie unosząca się pierś najlepszą na świecie poduszką.

        Potrząsnęłam głową, odpędzając od siebie myśli o mężczyźnie. Wracanie myślami do Callena w tamtym momencie było zbyt bolesne i rozpraszające.

        Położyłam rozpostarte dłonie na podłodze, opierając na nich ciężar swojego ciała i przygotowując się do ucieczki. Naprawdę nie chciałam czekać i sprawdzać jakie zamiary miał nieznajomy.

        Niestety okazałam się niewystarczająco szybka. Zanim zdążyłam choćby się przesunąć, mężczyzna wyjął zza siebie nóż, unosząc go nade mną.

        Moje ciało zesztywniało, a do mnie dotarła powaga sytuacji. Teraz to już nie były zwykłe obawy.

        – Zapytam tylko raz. Co tu robisz?

        Każde słowo wypowiadał powoli, z intensywnością, która przyprawiała mnie o szybsze bicie serca i strach. Miał nóż i to wyciągnięty w moją stronę. Pokojowe zamiary z pewnością odpadały.

        – Ja... – Mój głos się załamał, ale szybko wzięłam się w garść, próbując nie wydawać się tak bardzo wystraszona, jak byłam w rzeczywistości. Przy Annabelle nauczyłam się, że mój strach tylko ją napędzał. – Jechaliśmy autobusem, mieliśmy wypadek i... udało mi się tu dotrzeć. To było jedyne miejsce, jakie byłam w stanie znaleźć.

        – Ktoś tu jest z tobą? I gdzie mój pies?

        Przybrałam obojętny wyraz twarzy i odpowiedziałam:

        – Byłam sama. Nikogo innego z autobusu nie udało mi się odnaleźć. I nie było tu żadnego psa, drzwi były otwarte.

        Zachowałam powagę, gdy nieznajomy skanował mnie uważnym spojrzeniem. Przechylił głowę w bok i zmrużył oczy koloru czekolady. Był wielki, naprawdę wielki. Musiał mieć chyba z dwa metry wysokości. Twarz wydawała się pomarszczona i spękana od zimna, ale ciężko było mi dojrzeć szczegóły, ponieważ większą część jego twarzy pokrywała ciemna broda. Resztę jego ciała przykrywały warstwy ciepłych ubrań.

        Widać było, że był przygotowany na zimową wędrówkę, ale gdzie u licha mógł być tyle czasu?

        Może i moja orientacja czasowa była fatalna, ale wiedziałam, że musieliśmy być z Callenem w domku przez długie tygodnie. Dlaczego wyszedł, zostawiając Lanę samą?

        – Mam z tobą problem. – Zaczął po kilku minutach ciszy. Zdjął czapkę, a moim oczom ukazała się jego wyłysiała głowa, która sprawiła, że wydawał się nieco młodszy. – Wyglądasz i mówisz wiarygodnie – kontynuował, a mój ściśnięty żołądek lekko się rozkurczył z ulgi. Zdenerwowanie szybko jednak wróciło, a nawet przybrało na sile, gdy ściągnął kurtkę i przede mną uklęknął. Przez to, że opierałam się na dłoniach, nasze twarze były niemal na tym samym poziomie. Teraz mogłam dostrzec długą, czerwoną bliznę ciągnącą się pod jego okiem. – Ale z doświadczenia wiem, że takie ładne dziewczyny, jak ty to kłamliwe suki.

Na skraju nigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz