Rozdział 15

376 43 101
                                    

Byliśmy niczym zepsute jabłko, gnijące od środka.

Na zewnątrz kuszące i idealne, a w środku parszywe.

I może byłam najgorszą częścią tej zgnilizny.


        Wszyscy udawali.

        Udawali smutek, udawali łzy. Udawali, że z ich życia odszedł ktoś ważny, że go kochali, że o niego dbali, że nie mogli pogodzić się z jego stratą. Wszystko to było okrutnym kłamstwem, bo tylko ja starałam się go zrozumieć. Starałam się pokazać mu, że jest idealny mimo swojej wady.

        Zrobiłabym dla niego wszystko, ale niewiele zdążyłam zrobić. Nie zdołałam go nawet uratować.

        Zacisnęłam oczy, nie mogąc patrzeć, jak opuszczają w dół trumnę. Nie mogłam znieść, że moja mała gwiazdka lądowała głęboko pod ziemią. Taka mała trumna nigdy nie powinna tam wylądować. To ciemne, zimne miejsce nie było dla Gabe'a.

        To powinnam być ja.

        Po moich policzkach spłynęły świeże łzy, a gdy wszystko się skończyło, opadłam na kolana, nie mając siły by dalej stać, nie mając siły, by żyć w tym okrutnym kłamstwie. Przez kilka ostatnich dni nie uroniłam ani łzy, zbyt pusta i wyprana z emocji, ale jego pogrzeb był czymś, co złamało we mnie tę barierę.

        Bałam się, że już nigdy nie stanę się całością, ale czy w ogóle na to zasługiwałam?

        Chwilę później wokół mnie owinęły się ramiona taty i Annabelle, a ja musiałam powstrzymać się przed wzdrygnięciem.

        Udawali idealnych rodziców, którzy pocieszają córkę po ogromnej stracie jednego z dzieci, ale ja też udawałam. Udawałam, że ich dotyk mnie nie palił. Udawałam, że ich dotyk mnie koił. Udawałam, że ich kocham, gdy tak bardzo ich nienawidziłam. Udawałam, bo tak było łatwiej, bo nikt by mi nie uwierzył, bo byłam tylko głupim dzieckiem, załamanym po stracie brata.

        Bo nikt nie chciał znać okrutnej prawdy. Łatwiej było wierzyć w mniej okrutne kłamstwo.

        Otworzyłam załzawione oczy i skierowałam puste spojrzenie na miejsce pochówku Gabe'a. Tylko tyle po nim zostało, sterta piachu pokryta kwiatami pełnymi kłamstw, szyderstw i obłudy.

        Nigdy wcześniej żadna z osób obecnych na pogrzebie nie odwiedziła go. Nikt nie zaoferował pomocy, nikt nigdy się nim nie zainteresował poza cichymi szyderstwami, że na naszą rodzinę spadła taka wielka tragedia w postaci głuchego dziecka. Niektórych z tych osób nigdy nawet nie widziałam na oczy, a mimo to siedziały w pierwszym rzędzie, udając załamanych i składając nic nieznaczące kondolencje.

        Jak śmiali robić z jego pogrzebu przedstawienie i konkurs na to, kto jest pogrążony w większym smutku?

        Jak mogliśmy na to wszystko pozwolić?

        Ale co najgorsze, my też byliśmy fałszywi. Ja również.

        Pozwoliłam, by największa tajemnica naszej rodziny pozostała tylko tajemnicą.

        Byliśmy niczym zepsute jabłko, gnijące od środka. Na zewnątrz kuszące i idealne, a w środku parszywe. I może byłam najgorszą częścią tej zgnilizny.

        Może byłam równie winna jego śmierci.

        – Hej, gwiazdko. – Do mojej głowy wdarł się głos, niepasujący do otaczającej mnie rzeczywistości. Dobry głos w świecie pełnym zła i smutku. – To tylko sen.

Na skraju nigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz