Rozdział 16

418 42 100
                                    

Może jedynym sposobem na naprawienie dwóch złamanych dusz było ich współistnienie.

Może połączenie słońca i księżyca mogło uratować oba światy.


        – Za czym najbardziej tęsknisz? – zapytałam, wpatrzona w ogień.

        Leżeliśmy z Callenem na dywanie obok kominka. Ja wtuliłam się w jego bok i oparłam twarz na jego piersi, a mężczyzna splótł ze sobą nasze nogi, na których wygodnie ułożyła się Lana.

        Czułam się tak właściwie i swobodnie. Zupełnie jakby takie wspólne chwile zdarzały się od zawsze. Jakby to było na porządku dziennym. Jakbyśmy od zawsze byli razem. Jakby ramiona Callena były moim miejscem na ziemi.

        – Na pewno za bliskimi i chyba za pracą, za posiadaniem jakiegoś zajęcia – szepnął, gładząc palcami moją dłoń. – Z każdym kolejnym dniem tutaj coraz bardziej tracę rachubę czasu. Nie wiem, która jest godzina i ile już tu spędziliśmy. – Jego palce zamarły, a ja wiedziałam, że działo się tak zawsze, gdy był zagubiony lub zamyślony. – Z jednej strony to wyzwalające i uwielbiam tu z tobą być, ale... mam wrażenie, jakbyśmy powoli się tu dusili, wiesz?

        Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam mówić, gdy moje gardło zacisnęło się z przerażenia.

        Byłam przerażona, bo miał rację i były takie momenty, gdy sama o tym rozmyślałam.

        Miejsce, które było moją ostoją, które sprawiło, że byłam szczęśliwa po raz pierwszy w życiu, powoli stawało się naszym więzieniem. I to tak bardzo bolało, bo z jednej strony chciałam, byśmy zostali w tej idealnej bańce już na zawsze, a z drugiej strony wiedziałam, że to niemożliwe.

        Nigdy nie było takiej możliwości.

        – Gwiazdko?

        Callen zmienił naszą pozycję, irytując przy tym Lanę, która i tak nie mogła długo się na niego gniewać. Położył mnie na plecach i opierając się na ramieniu, zawisł nade mną, wolną dłonią chwytając moją twarz. Robił tak zawsze, gdy chciał, bym na niego patrzyła. Łatwiej było mu do mnie dotrzeć gdy hipnotyzował mnie tym swoim magicznym spojrzeniem.

        W jego oczach pojawiło się zmartwienie, a ja nienawidziłam tego, że przeze mnie się tak czuł. Tak często go zasmucałam, a przecież już wystarczająco się w swoim życiu nacierpiał.

        – Co się dzieje?

        – Nic.

        – Nie okłamuj mnie, Harmony – pokręcił głową, sprawiając, że poczułam się źle z tym małym kłamstwem. – Nie musisz mówić, jeśli nie jesteś gotowa, ale nie mów, że nic się nie dzieje, gdy widzę, że jest odwrotnie. Wiesz, że kocham tu z tobą być i nie chciałem zranić cię swoimi słowami.

        – Przepraszam, po prostu się boję.

        Zdawałam sobie sprawę, że zasługiwał na prawdę, a przynajmniej na jej część. I chyba wreszcie musiałam okazać mu nieco zaufania, które on okazywał wobec mnie każdego dnia.

        – Czego się boisz? Nigdy bym cię nie skrzywdził, na pewno nie celowo.

        – Wiem – westchnęłam. – Boję się, bo masz rację. Nie możemy zostać tu na zawsze, jakby świat nie istniał i to mnie przeraża. Boję się, bo nie mam kochających ludzi i przyjaciół, którzy tam na mnie czekają, Call. Na zewnątrz nie ma nikogo, kto zastanawiałby się, czy teraz jestem bezpieczna. Mam tylko ciebie i Lanę. Boję się, że na zewnątrz mogę was stracić, a nie wiem, czy dam radę znowu być całkiem sama.

Na skraju nigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz