Rozdział 20

312 41 10
                                    

Siedziałam nieruchomo na kanapie,

z każdym jej słowem czując coraz mniej, aż w końcu nic w moim wnętrzu nie zostało.

Byłam tylko wysuszoną, pustą w środku skorupą.

        Odkręciłam kran, zanurzając dłonie wraz ze ściereczką w lodowatym strumieniu wody. Ze smutkiem przymknęłam oczy, wciąż słysząc głośny płacz Gabe'a. Nie przestawał płakać przez ostatnie sześć godzin, a ja miałam ochotę podzielić jego zachowanie. Nie dlatego, że miałam go dość, że mnie irytował czy mi przeszkadzał, ale dlatego, że nie mogłam znieść tego, jak bardzo źle musiał się czuć.

        Byłam też zła na rodziców. Tak bardzo zła i pełna żalu.

        Tata dwa dni temu wyjechał na delegację i jak zwykle nie odbierał telefonów. Zawsze mówił, że mamy do niego wtedy dzwonić tylko w nagłych wypadkach. Teraz był naprawdę nagły wypadek, a on i tak nie odbierał. Nie ważne, jak wiele razy dzwoniłam, za każdym połączeniem nabierając nowej nadziei – on i tak nie odbierał. Z kolei mama poszła spotkać się z koleżanką, ignorując moje prośby, by zabrać Gabe'a do szpitala. Uznała, że to tylko chwilowy płacz, a nie choroba i powiedziała, że jestem na tyle „dużą dziewczynką", by zająć się bratem.

        I owszem, często się nim zajmowałam, ale tym razem było inaczej. Jego płacz nie ustawał, a ja byłam przerażona, że mógł być naprawdę chory. Zazwyczaj był dość cichy i mało płakał, więc tym razem musiało być coś nie tak.

        W domu jak na złość nie mogłam nawet znaleźć termometru, ale wydawało mi się, że był bardzo rozpalony. A zimne okłady nic nie dawały.

        Na domiar złego mama wróciła pół godziny wcześniej, śmierdząc alkoholem. Wiedziałam, że to alkohol, bo często go piła w salonie na kanapie, gdy tata wyjeżdżał. Stawała się wtedy jeszcze bardziej drażliwa, więc zawsze upewniałam się, że mogę jej unikać do następnego ranka.

        Zignorowała moje prośby i poszła spać, narzekając tylko na płacz jej syna. Nawet do niego nie zajrzała.

        Dlaczego tak mało jej na nas zależało? Dlaczego tak bardzo nie byliśmy warci jej miłości?

        Zakręciłam wodę i oparłam dłonie o umywalkę, spuszczając głowę. Było mi słabo. Może to jakiś wirus, który złapał nas oboje? I chociaż wirus nie brzmiał groźnie, to dla małego dziecka wszystko mogło być groźne, prawda?

        Wiedziałam, że mama będzie wściekła, ale zamierzałam zadzwonić po pogotowie. Strach o zdrowie mojego braciszka przewyższał strach wobec reakcji mamy. Mogła na mnie krzyczeć, mogła mnie ukarać, mogła mnie obrażać, tak długo jak Gabe byłby bezpieczny.

        Zostawiłam ściereczkę w umywalce i ruszyłam do salonu. Podeszłam do telefonu i wytężyłam umysł, starając się przypomnieć sobie numer telefonu na pogotowie. Nie miałam pamięci do liczb, a wyśmiewanie mojej dysleksji z każdej strony wcale nie pomagało.

        Podniosłam słuchawkę, a mój zimny od wody palec zawisnął nad telefonem, gdy zamarłam.

        Coś było nie tak.

        W domu było przeraźliwie cicho, a Gabe nie płakał.

        To nie mógł być dobry znak, skoro nie przestał ani na chwilę przez kilka ostatnich godzin.

Na skraju nigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz