𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐓𝐇𝐈𝐑𝐓𝐘-𝐒𝐄𝐕𝐄𝐍

252 38 34
                                    

radość

***

Polubione przez devonthompson i 338 172 innych

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Polubione przez devonthompson i 338 172 innych

charles_gillespie "tak, charles, teraz wyglądasz jak bad boy, dziewczyny to kochają" - emerson blaise

Zobacz wszystkie komentarze: 56 890

themadisonreyes do bani jest być ✨ niepełnoletnią ✨ jestem w hiszpanii 😃
unknown1 @themadisonreyes biedna mads, zraniliście ją
unknown2 @themadisonreyes POTRZEBUJE W TEJ CHWILI DRUGIEGO SEZONU, DZIĘKUJĘ!
devonthompson dzięki, że mnie nie zaprosiliście 😒
emersonblaise @devonthompson co najmniej ktoś (@owenjoyner) nie obudził cię o 5 rano, mówiąc ci zaledwie kilka godzin przed wyjściem, że jesteś zaproszona 🙃🤡
unknown3 @emersonblaise piąta rano? nie, dziękuję 🤗
emersonblaise @unknown3 dokładnie.
owenjoyner @emersonblaise myślę, że trochę, no wiesz 😉🤫😌
unknown4 OH-
unknown5 o mój Boże... czy on właśnie zacytował jeden z moich ulubionych seriali?
unknown6 po prostu się zamknij
devonthompson @unknown6 moje słowa.
unknown7 @devonthompson DEVON 💀
unknown8 dziękuję Emerson, masz cholerną rację, kochamy to

***

- Charlie!

- Savannah!

- Odejdź ode mnie! Chcę oddychać, już i tak jest gorąco. - Sav odepchnęła chłopaka, a ten tylko się skrzywił.

- Nie mogę w to uwierzyć, jest zima! - krzyknęłam, wachlując się kartką papieru, którą znalazłam w samochodzie Owena.

- Witamy w Los Angeles. - Sav mruknęła, wachlując twarz dłońmi, nie pomagało to za bardzo, ale lepsze to niż nic.

- Hej, Cheetos, podaj mi wodę.

- Charles, ile razy ci mówiłam, przestań mnie tak nazywać! - rzuciłam w niego butelką z wodą, a on tylko się roześmiał.

- Tyle samo razy, ile ja ci mówiłem, żebyś przestała nazywać mnie Charles, nie jestem twoim lokajem!

- To naprawdę brzmi jak imię dla kamerdynera, przepraszam. - Sav poklepała go po ramieniu przed wyrwaniem butelki z jego ręki, aby się napić.

- Hej! - Charlie znowu się obraził, ale Sav była już na to odporna.

- Cheetosy są gorące. - Owen wyszeptał do mnie.

- Co? - zapytałam go zdezorientowana, odwracając się z powrotem do chłopaka.

- Cheetosy są gorące, myślę, że to do ciebie pasuje. - mrugnął do mnie, a ja wpatrywałem się w niego jeszcze przez chwilę.

- Posłuchajmy jakiejś muzyki! - zmieniłam temat, podłączając mój telefon do jego samochodu. - Jakieś życzenia? - zapytałam.

- Muzyka imprezowa! - Savannah i Charlie krzyknęli.

- Imprezowa muzyka jest. - nacisnęłam play, a muzyka była już zagłuszona przez anielskie głosy Charliego i Sav.

- Wiesz, kto będzie śpiewał na festiwalu? - zapytałam zaciekawiona Owena.

- Wiem. - uśmiechnął się, a ja zmarszczyłam brwi.

- Kto?

- Twój ulubiony artysta. - mruknął, a moje serce zatrzymało się na jego słowa.

- Mówisz serio?

- Tak, Lucyferze. Aminé tam będzie.

- O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! - pisnęłam, podskakując na swoim miejscu, a Owen śmiał się z mojej reakcji. - Kiedy tam będziemy? - zapytałam podekscytowana.

- Jeszcze około godziny. - odpowiedział Charlie.

- Jesteśmy już na miejscu? - zapytałam Owena.

- Charlie właśnie powiedział, że potrzebujemy godziny, Lucyferze! - potrząsnął głową.

- A teraz? - zapytałam, kołysząc się w przód i w tył na swoim miejscu.

- Nie, Lucyferze. - mruknął, gdy próbował mnie zignorować.

- Teraz? - chłopak jęknął.

- Nie powinienem był ci mówić, że on tam będzie. - potrząsnął głową, gdy ja tylko wzruszyłam ramionami niewinnie.

Postałam mu uśmiech, a on nie mógł się powstrzymać od odwzajemnienia go.

***

- Czuję się, jakbym była w dorosłej wersji Disneylandu! - moje oczy powędrowały do diabelskiego młyna i różnych namiotów. Atmosfera była niesamowita i nie mogłam przestać się uśmiechać, moje policzki już bolały od tego całego szczerzenia się.

- Zgadnij, co dorosły Disneyland ma dla nas. - Owen objął mnie ramieniem, a ja pozwoliłam mu na to, czując się bezpiecznie w jego ramionach.

- Co? - zapytałam podekscytowana.

- Alkohol! - krzyknął Owen, gdy zobaczył, że ręce Savannah i Charliego wypełnione są napojami alkoholowymi.

- Kocham ten dzień. - Owen i ja wzięliśmy nasze drinki i wypiliśmy je za jednym zamachem.

- Za kilka minut pokochasz go jeszcze bardziej. - powiedział blondyn, biorąc mnie za rękę.

- Gdzie idziemy?

- Do przodu, chcesz zobaczyć występ Aminé, prawda? - podniósł brew, a ja przytaknęłam.

- Więc przygotuj się, Lucyferze, to będzie dzień, którego tak łatwo nie zapomnisz. Możesz to odhaczyć na swojej liście. - mrugnął, ciągnąc mnie w stronę sceny. Charlie i Sav podążali za nami w bezpiecznej odległości. Rozmawiali i śmiali się, byli tak samo szczęśliwi jak Owen i ja.

Dzisiejszy dzień będzie dniem, którego nie zapomnimy, zostanie w naszej pamięci, więc dlaczego nie wykorzystać go jak najlepiej, prawda?

- Weźmiesz mnie później na barana? - objęłam ramieniem Owena, patrząc na niego oczami szczeniaka.

- Nie. - potrząsnął głową.

- Proszę!

- Nie, Lucyferze.

- Proszę, chłopcze.

- Dobrze. - po krótkiej chwili westchnął.

𝐦𝐞𝐥𝐥𝐢𝐟𝐥𝐮𝐨𝐮𝐬 [owen patrick joyner] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz