𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐓𝐇𝐈𝐑𝐓𝐘-𝐄𝐈𝐆𝐇𝐓

287 36 49
                                    

miłość

***

- To zdecydowanie najlepszy koncert, na jakim kiedykolwiek byłam! - krzyknęłam, a Owen wziął mnie za rękę.

Aminé miał właśnie skończyć swoją ostatnią piosenkę, kiedy Owen wyciągnął mnie z tłumu, a Sav i Charlie byli na diabelskim młynie. Szczerze mówiąc nie wiem, czy zrobili to celowo, aby dać nam czas na osobności, czy po prostu chcieli być sami.

- Lepiej się mocno trzymaj. - uśmiechał się szeroko, ja nadal byłam tak samo zdezorientowana jak zawsze.

- Chłopcze, co ty robisz? - próbowałam go spowolnić, ale on tylko przepychał się przez tłum jeszcze mocniej niż wcześniej.

- Daję ci jednorazowe doświadczenie, Lucyferze. - powiedział, gdy ciągnął mnie za scenę, ochrona stała przed schodami, które na nią prowadziły. Owen szedł przed siebie wprost na ochronę, która rozmawiała z inną kobietą, próbującą się przedostać. Nie zwracali na nas uwagi, co się przydało. Kiedy nadszedł idealny moment Owen wciągnął nas na górę.

- Hej! Nie powinno was tu być! Idźcie stad! -  krzyknął ochroniarz przed nami, drugi stał za nami ze skrzyżowanymi rękami. - Jeśli stąd teraz nie pójdziecie, będziemy musieli zaprowadzić was do wyjścia. - zaczął mężczyzna przed nami, ale natychmiast mu przerwano.

- Hej, w porządku, to moi przyjaciele, stary. - powiedział Aminé. Moje oczy były szerokie, nie mogłam uwierzyć, że stał tuż przede mną.

- Ale proszę pana...

- Możecie już odpuścić, dziękuję. - dwaj ochroniarze skinęli głowami i wrócili na swoje miejsca.

- Dzięki, że nas nie wydałeś. - powiedział Owen, moje policzki były czerwone, a ja panikowałam psychicznie.

- Nie martw się, widziałem, że nieźle się bawiliście przy moich piosenkach. Miło jest widzieć, że niektórzy znają moje piosenki na pamięć. - uśmiechnął się uroczo. Serce dosłownie wyrywało mi się z piersi.

- Żartujesz sobie ze mnie? Twoje piosenki są genialne, a ty jesteś po prostu niesamowity! - powiedziałam, a moje policzki były teraz jeszcze bardziej czerwone. Zaśmiał się i prawą ręką pociągnął mnie w niespodziewany uścisk. Pachniał naprawdę ładnie i cieszyłam się tą chwilą tak długo, jak tylko mogłam.

- Chcesz zrobić zdjęcie? - Aminé spojrzał na mnie, a ja przytaknęłam niemal natychmiast, wywołując u niego śmiech.

Ochroniarz zrobił nam kilka zdjęć, zanim musieliśmy pójść.

- Dzięki Aminé, miłego dnia! - pomachałam do niego, a on uśmiechnął się, kiwając głową Owenowi i odwracając się w moją stronę.

- Żegnaj, piękna.

Owen i ja schodziliśmy po schodach z powrotem pod scene, moje oczy były rozszerzonej i ledwo mogłam normalnie chodzić.

- Nic ci nie jest? - chłopak zaśmiał się na moją reakcję.

- Nazwał mnie piękną.

- Cóż, jesteś piękna. Chcesz usłyszeć to także ode mnie? Jesteś zapierająco piękna, Emerson. - spojrzałam w jego zielone oczy.

Oczywiście, zawsze były zielone, jak mogłam tego nie widzieć? Nagle wszystkie chwile, które przeżyłam z Owenem, stanęły mi przed oczami. Jego piękne oczy, które widziałam, kiedy byłam pijana, kiedy nie pamiętatam nic poza nim i jego oczami. Oczy, które podążały za mną przez te miesiące, pokazując mi, że w końcu znalazłam tego jedynego, który pasował do mojego dziwactwa. Owen był jedyną osobą, która naprawdę mnie rozumiała, a ja rozumiałam jego.

Wcześniej nie byłam gotowa na rozpoznanie jego koloru oczu, bo nie byłam gotowa byłam na niego. Nie byłam gotowa przyznać się do uczuć, które do niego żywiłam. Uczucia, które nigdy mnie nie opuszczały, nawet gdy byłam z Seanem. Owen zawsze zajmował moje myśli, wtedy o tym nie wiedziałam, ale teraz wszystko ma o wiele więcej sensu.

Kocham Owena.

Kurwa, tak bardzo go kocham.

Uwielbiam to, że jest tak samo spontaniczny jak ja, że jest gotów zrobić ze mną wszystko. Nigdy nie odmówiłby, zrobiłby ze mną to, co szalone, bez względu na to, jak szalone by to nie było. Uwielbiam to, że tak dobrze mnie zna i zawsze mnie rozśmiesza. I po prostu wiem, że on będzie mnie dobrze traktował, nigdy nie chciałby, żebym się zmieniła, ani ja, ani moje otoczenie. Nigdy by mnie nie skrzywdził, ani fizycznie, ani psychicznie.

- Jesteś piękna, Emerson. - powtarzał, wtedy wszystko się zmieniło i po prostu to wiedziałam. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam go do siebie. Przywarłam swoimi ustami do jego. Naprawdę kocham tego chłopaka, bardziej kogokolwiek na świecie.

Jego ręce powędrowały do mojej talii, gdy przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie, czułam uśmiech na jego ustach.

- Możesz zrobić to jeszcze raz? Nie zrozumiałem, co mówisz. - uśmiechnął się ponownie, co spowodowało, że się zaśmiałam. Zbliżyłam swoje usta do jego, całując go namiętnie. - Za co to było? - zapytał po chwili.

- Kocham cię, chłopcze. - jego oczy były rozszerzone, ale szok został szybko zastąpiony uśmiechem.

- Ja też cię kocham, Lucyferze. - jego miękkie wargi spotkały się z moimi po raz kolejny.

Byłam naprawdę szczęśliwa.

Najszczęśliwsza, jaka kiedykolwiek byłam.

Dziękuję ci, Owen.

𝐦𝐞𝐥𝐥𝐢𝐟𝐥𝐮𝐨𝐮𝐬 [owen patrick joyner] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz