16

360 21 11
                                    

Magnus czuł ogromny ból głowy, duszności i nudności. Oprócz tego doskwierały mu koszmary, z których jak się budził czuł tylko ból, duszności i tak dalej w koło macieju. Nie był do końca świadom niczego. Jak otwierał oczy oślepiło go białe światło, wiedział tylko, że jak się podnosi to wymiotuje i ktoś podkłada mu do tego miskę, a jak się kładzie, to że ktoś dotyka jego czoła, co trochę dawało mu oddechu.
Narkotyk chodź w małej ilości musiał wypocić z organizmu, a żeby to było możliwe musiał być podpięty pod kroplówkę. Dopiero reakcja kroplówki, z pozostałości Yin fen powodowały nagłe reakcje wydalnicze organizmu.
Trwało to nie cały tydzień. Cały ten czas nie miał całkowitej świadomości. Nie wiedział gdzie jest, wiedział tylko tyle, że to wina narkotyku. Już kiedyś to przeżywał w ten sam sposób i modlił się, aby nigdy więcej. Niestety jego modlitwy nie zostały wysłuchane, a on cierpiał po raz drugi.

Ulga...to pierwsze co poczuł, kiedy wszystko z niego zeszło. Oddwychał wolno i spokojnie powoli otwierając oczy.  Światło już go tak nie raziło, a na swojej dłoni czuł silny ucisk.

-Magnus?!

Usłyszał bardzo dobrze mu znajomy głos. Uniósł się do siadu i niemal od razu złapały go nudności  i gdyby nie refleks chłopaka siedzącego obok, zamiast do miski zwymiotował by na siebie.
Z jego ust wylało się tylko trochę wody, więc nie było najgorzej. Azjata oparł się znowu o podniesiony już zagłówek łóżka i dopiero teraz dał radę odwrócić twarz w stronę jego towarzysza.
Obok niego siedział Alexander z podkrążonymi oczami i bardzo bladej cerze oraz małą blizną na policzku. Nagle wszystko do niego wróciło. Uderzyło w niego jak kubeł zimnej wody.
Znowu miał przed oczami tego przerażonego Lightwooda, któremu na jego widok wypłynęły łzy. Widział go dzikiego, mniejsza! Znał całą prawdę! Nie umiał dłużej na niego patrzeć, wstydził się, więc odwrócił wzrok.

-Alec...Nic ci nie jest? Przepraszam , nie chciałem cię na to wszystko narazić, ani żebyś widział mnie...takiego. Przepraszam, nie chciałem cię skrzywdzić.

Mówił szybko zachrypniętym głosem.

-Nie zrobiłeś mi krzywdy Magnusie, dałeś radę to opanować, nie pamiętasz?

-Jaaa nie wiem już co było prawdą, a co nie...Na pewno nie tak miałeś się dowiedzieć..

-A miałem się dowiedzieć? 

-Nie…

-Wysoki Czarownik Brooklynu?

-Tak..uprzedzając twoje pytania. Tak. Wykonywałem nielegalne przysługi za pieniądze. Tak. Zabijałem na zlecenie. Tak miałem w tym jakąś satysfakcję. Nie, nie wszystkie legendy są prawdziwe. Tak. Upozorowałem swoją śmierć i nie robiłem tego, żeby ratować swoją dupę, mi osobiście takie życie nie przeszkadzało. Miałem wszystko czego chciałem, ale...żeby zniszczyć mnie trzeba było dotrzeć do moim najbliższych...dlatego zniknąłem. Śmierć czarownika była jedynym sposobem na wolność dla Ragnora, Catariny i Raphaela. Mówiłem ci...jestem złym człowiekiem, z przeszłością, która nigdy mnie nie opuści. Nie kłamałem rozmawiając  z tobą, ukrywałem tylko niektóre fakty. Kocham cię.

-Magnus…

-Magnusie.

Przerwał chłopakowi azjata, a Magnus poczuł dreszcze, kiedy kocie oczy jego ojca zmierzyły go całego.

-Asmodeusie.

Mężczyzna trzymał Midasa, którego rzucił synowi.

-Powiedziałem ci kiedyś, że na śmierć trzeba sobie zasłużyć synu. Obiecałem twojej matce, że nie pozwolę ci zdechnąć jako bezwartościowy, słaby śmieć. Widziałem, jak powstrzymałeś zwierzęce instynkty, jednak nie byłem pewny czy jesteś w stanie to przeżyć. Żyjesz i mogę powiedzieć, że jestem z ciebie dumny. Proszę bardzo. Zasługujesz na śmierć.

Edom [MALEC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz