***
Przez całe atrium przeleciał promień zielonego światła. Śmiertelne zaklęcie trafiło wprost w walczącą po przeciwległej stronie Narcyzę. Jej usta zastygły w niemym zdziwieniu, a oczy straciły swój błysk. Triumfalny krzyk przeciwnika wypełnił cały gmach brytyjskiego Ministerstwa Magii. Andromeda chciała do niej podbiec, upewnić się, czy aby na pewno już jej nie ma. Chciała nią potrząsnąć i błagać, żeby wróciła. Ale nie było jej dane to zrobić. Kolejny zielony promień trafił od tyłu w broniącą Romildę McGonagall. Nie, to niemożliwe, pomyślała Andromeda. Straciła właśnie siostrę, teraz niedaleko niej leży martwa dyrektorka Hogwartu. Ból, krzyki, śmiechy i płacz. To wszystko wypełniało atrium. Ale musi tam dojść. Musi pomóc Ministrowi Magii w walce z najgroźniejszymi przeciwnikami. Lucjusz jest przy Narcyzie, ona do niego zaraz też dołączy. Ale póki co nie może dopuścić, żeby ktoś jeszcze tej nocy zginął. Ale zanim doszła na koniec gmachu, napotkała na swojej drodze kolejne śmierci. Zielony promień trafił wprost w serce Hermiony. Zielony promień trafił wprost w serce Glorii. Zielony promień wprost w serce George'a. Zielony promień wprost w serce Harry'ego. Bohater ostatniej wojny jest teraz martwy. Kolejnej nie był w stanie przeżyć. Bo oni są zbyt silni i jest ich zbyt wielu. Właściwie to już prawie nikt nie został. Sekundy mijały, a Andromeda wciąż szła do przodu, omijając kolejne martwe ciała. I już została tylko ona i Kingsley. Kingsley, który stoi już tak blisko. Zaraz będzie mogła go dotknąć i wesprzeć. Pomóc mu w tej walce. Ale nie było jej to dane. Minister Magii nie miał szans przeciwko dwudziestu innych uzbrojonych czarodziei. Połączenie tylu śmiertelnych zaklęć powaliło go na ziemię z wielkim łoskotem. Andromeda chciała krzyknąć, ale żaden dźwięk nie mógł się wydobyć z jej ust. Ale nie. Nie może teraz tego zrobić. Musi walczyć do końca. Została tylko ona. Ale nikt się nią nie interesował. Zwycięzcy zdawali się jej w ogóle nie zauważać. Śmiali się i bezcześcili ciała poległych. I nagle to zobaczyła. Zobaczyła swoje ciało poddane torturom z rąk zamaskowanej postaci. Spojrzała na swoje dłonie, ale nie mogła ich ujrzeć. Chciała dotknąć swojej twarzy, ale nic nie poczuła. A więc ja też umarłam, pomyślała, i umarłam jako pierwsza.
Andromeda gwałtownie usiadła na łóżku, zlana zimnymi potami. Serce kołatało jej jak młot, a oddech zdawał się być niemożliwy do złapania. Położyła dłoń na klatce piersiowej i zamknęła oczy, próbując choć trochę się uspokoić. Sen, który doprowadził ją do takiego stanu był tak bardzo realny, że w dalszym ciągu jakaś część niej w niego wierzyła. Po kilku sekundach jej oddech zaczął się powoli uspokajać, powracając do normalnego rytmu. Zabrała z szafki nocnej szklankę wody, zrobiła kilka wolnych łyków i spojrzała na zegar. Dochodziło wpół do szóstej. Chciała dzisiaj pospać trochę dłużej ze względu na czekający długi dzień, ale wiedziała, że już nie zmruży oka. Wstała z łóżka, poszła do łazienki, a później ucałowała śpiącego jeszcze Teddy'ego w czoło i zeszła do kuchni.
- Lucjusz! - zdziwiła się, gdy zobaczyła, że jej szwagier również już nie śpi - Co Ty tutaj robisz? Dlaczego nie śpisz?
- To samo pytanie powinienem ja zadać Tobie - zaśmiał się - Przygotowuję Narcyzie wywar na nerwy. Nie może spać. A Ty?
- Ja to samo - odpowiedziała, siadając na krześle - Dręczyły mnie koszmary.
- Czeka nas dzisiaj ważny dzień. Ale osobiście uważam, że nie ma się co niepokoić. Nawet Czarny Pan nie odważyłby się zaatakować podczas takiego wydarzenia.
- Możliwe - odpowiedziała, przywołując do siebie dzbanek ze świeżo przygotowaną przez Stworka herbatą - Ale wciąż czuję, że coś pójdzie nie tak. Że czegoś nie dopilnowaliśmy, że o czymś nie pomyśleliśmy.
YOU ARE READING
Siostry Black: Nowa Wojna [4]
FanfictionKiedy już wszyscy myślą, że jest dobrze, nagle wszystko się zmienia. Czy uda się uratować Narcyzę i odnaleźć Elise? Czy napastnik działa w pojedynkę, czy w grupie i czy uda go się schwytać? To wszystko i więcej w tej części opowieści.