Rozdział XXXIV

155 4 8
                                    


***

Zima w Szkocji była o wiele mroźniejsza niż ta w Anglii. Błonia Hogwartu były całkowicie pokryte grubą warstwą śniegu. Wewnątrz zamku było jednak ciepło i przytulnie. Kominki i pochodnie, w których radośnie tańczyły płomienie ognia skutecznie ogrzewały grube, zimne mury. I chociaż było niezwykle przyjemnie choć na pół sekundy zamknąć oczy i cieszyć się z powrotu do ciepłego zamku, trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy: nikt tu dzisiaj nie przybył, żeby odpoczywać. Hogwart, właśnie w tej chwili, był z każdej strony oblężony przez wrogów. I może ekipa Dolores Umbridge nie posiadała u siebie olbrzymów, wilkołaków czy wielkich akromntul, ale ich liczebność przewyższała parokrotnie ekipę Kingsleya Shacklebolta. 

- Nie damy im rady! - krzyknęła McGonagall, gdy w Wielkiej Sali zaczęli zjawiać się kolejni ochotnicy - Zaklęcia obronne przestają działać, jestem pewna, że dostaną się na tereny zamku szybciej, niż myśleliśmy! 

- Trzeba się podzielić - powiedział głośno Kingsley, gdy w Wielkiej Sali zebrało się już naprawdę sporo ludzi - Hagridzie, czy masz jakieś magiczne stworzenia, które w jakikolwiek sposób mogłyby pomóc w zatrzymaniu wroga?

- No... - Hagrid zaczerwienił się lekko - No tego... wyhodował żem se sklątki tylnowybuchowe... ostatnio pozdychały bidulki dosyć szybko, ale teraz żem znalazł dla nich odpowiednie żarcie. Żądlą jak cholibka, mogę je wysłać na błonia. 

- Świetnie - odpowiedział minister - Arturze - tu zwrócił się do pana Weasleya - Ty razem z Billem i Georgem zajmiesz się wieżą Astronomiczną, Minerwa, Molly, Filiusie, wy się zajmijcie głównym wejściem do zamku. Lucjusz i Aidan, Wam zostawiam wschodnie skrzydło, a zachodnie należeć będzie do mnie, Andromedy, Harry'ego i Dracona, zgoda? Reszta na błonia bądź dołączcie do którejś ekipy. Bellatrix i Cemerie... jakbyście mogły znaleźć w składziku jakiegokolwiek eliksiry wybuchające. Mniemam, że masz tego pełne półki, prawda Horacy? - zwrócił się do profesora Slughorna. 

- W rzeczy samej, w rzeczy samej, panie ministrze - odpowiedział, jakby nagle go wybudzono z transu - Zabezpieczę główne wejście. 

- Świetnie - rzucił minister, zerkając na zegarek - A więc do roboty. 

Rozeszli się. Każdy pobiegł w inną stronę, a międzyczasie w zamku przybyło sporo nowych osób, które odpowiedziały na wezwanie. Oczywiście nie mogło zabraknąć Neville'a Longbottoma, który dowodził dziesięcioosobową grupką przy północnym wejściu do zamku. Byli z nim  między  innymi Luna Lovegood, Seamus Finnagan i Dean Thomas. Blaise z Ginny udali się do hangaru na łodzie, a wraz z nimi poszli Cormac, Christian i Astoria. Profesor Sprout razem z panią Pomfrey przy głównym moście rozstawiały Diabelskie Sidła, które miały udaremnić wejście na teren Hogwartu. 

- Stary... - zaczął niepewnie Ron, który dołączył do Harry'ego i reszty w zachodnim skrzydle - Ich jest pięć razy więcej niż śmierciożerców... 

- Wiem - odpowiedział Harry, patrząc z wieży Zachodniej ku bramie Hogwartu, gdzie gromadzili się czarodzieje - Ale mamy po swojej stronie kilku byłych śmierciożerców. Musimy na nich liczyć. 

***

- Rozwalamy? - spytał Rudolf Lestrange, gdy stali przed bramą do Hogwartu, a przed wejściem powstrzymywała ich niewidzialna kopuła. 

- Jeszcze chwilka - odpowiedziała Umbridge ze słodkim uśmiechem - Ja i Tora musimy stąd odejść. 

- To Wy... nie idziecie? - zdziwił się Rudolf, a Umbridge zaśmiała się sztucznie. 

- Naprawdę, kochany? - spytała, klepiąc go po ramieniu swoją grubą dłonią - Naprawdę myślałeś, że my narazimy się, żeby tam wejść? Oczywiście wiem, że każdy z Was stanąłby w naszej obronie, ale nie sądzę, by koniecznym było, abyśmy się w to angażowały. Poczekamy tutaj, a Ty nam będziesz donosił o rozwoju sytuacji. 

Siostry Black: Nowa Wojna [4]Where stories live. Discover now