Rozdział 21

2K 135 21
                                    

Paola

Miniony tydzień był chyba najgorszym w moim życiu, choć obawiam się co jeszcze przyniosą następne...

Gdy moja nierozwijająca się ciąża stała się już niepodważalnym faktem, przed którym nie miałam, jak się obronić, bezlitosna rzeczywistość zmieniła mój dotychczasowy byt w piekło na ziemi, a rozpacz rozrywała mnie na kawałki, paląc i odbierając jakikolwiek sens dalszego istnienia. Pogrążyłam się w agonii, przy której nawet kolejny oddech wydawał mi się wyzwaniem.

Pochłonięta własną tragedią nie zwracałam uwagi na cokolwiek innego. Najzwyczajniej nie miałam na to ani sił, ani chęci. Nie byłam też w stanie doceniać tego co mimo wszystko miałam, a co być może powinno stanowić dla mnie jakąś formę pocieszenia. Ale jak tu doceniać rzeczy, które straciły na znaczeniu w tej samej chwili, w której los postanowił odebrać życie mojemu pierwszemu dziecku?

Wszystko straciło sens, włącznie ze mną samą, a przeżycie każdej kolejnej minuty czy też godziny stanowiło dla mnie heroiczny wyczyn. Nic nie mogłam na to poradzić... a może bardziej nie miałam na to po prostu sił... w każdym razie nie było mowy o tym bym w najbliższym czasie zebrała się do kupy, by choćby próbować, udawać dawną siebie, sprzed kilku tygodni...

Moje myśli błądziły w kółko i od nowa wokół mojej beznadziei, a ja nie mogłam sobie znaleźć miejsca.

I wiecie co? W dupie miałam pierdolone frazesy o tym, że w końcu będzie dobrze, a ja ostatecznie to przeboleje! Ta zwykła pospolita gadka, która niby z założenia miała dodawać mi otuchy jedynie mnie wkurwiała! Bo jak dla mnie rozsadzająca mnie agonia i wszechobecna beznadzieja, by czymś nie mający końca! I w żadnym razie nie zanosiło się na to, że kiedykolwiek przeminą. O nie, zapowiadało się na to, że będą mi towarzyszyć już każdego jebanego dnia! Poza tym co to ma być za określenie „przeboleć"?! To brzmi tak jakby strata ciąży była czymś z czym się można pogodzić i zrozumieć taką, a nie inną kolej rzeczy, a przecież to czysty absurd, bo z tym nie można się pogodzić! To bestialstwo z rodzaju tych które pozostawiają po sobie nieodwracalne blizny!

Lekarze powtarzali, że najważniejsze, że mogę mieć dzieci i że mam się skupić na tym, że w końcu „kiedyś tam" zostanę matką, ale wiecie, jak ja to widziałam? Miała to pierdolenie w głębokim poważaniu, bo ja chciałam być matką teraz a nie kiedyś do cholery! I chciałam być matką dla tego dziecka, które właśnie traciłam! Więc jakim niby pocieszeniem miało być dla mnie to, że w końcu doczekam się macierzyństwa, które jeszcze jakiś czas temu wydawało mi się również być poza moim zasięgiem, a następujące po sobie zdarzenia ostatecznie to potwierdziły. Bo choć doczekałam się dwóch upragnionych kresek na teście ciążowym to przeznaczenie i tak obróciło to w bezlitosny dramat. Wyszło na to, że jedynie chciało mnie poszczuć czymś czego tak bardzo pragnęłam by następie śmiejąc się z drwiną prosto w twarz, wyszarpnąć mi to w okrutny sposób.

Dlatego też w całokształcie tego wszystkiego nie wyobrażałam sobie walki o kolejną ciążę, która niby miałaby przynieść mi ukojenie. Tym bardziej że jak dla mnie był to cel praktycznie nieosiągalny, a droga do niego bądź co bądź nieskończenie długa na końcu której i tak czekał na mnie jedynie ślepy zaułek.

Owszem, skłamałabym gdybym powiedziała, że w ogóle nie zdarzały mi się momenty, kiedy to uginając się pod ciężarem żałości, nie łapałam się na tym, że najchętniej już teraz zaszłabym w kolejną ciążę, bo przecież potrzebuję kruszynki, na którą mogłabym przelać ten ogrom zlegającej we mnie miłości, a druga ciąża być może byłaby tym co zwróciłoby mi sens życia. Ale były to tak zwane chwilówki mojej skrajnej słabości, po których rzeczywistość miażdżyła mnie z jeszcze większą brutalnością. W końcu życie już mi udowodniło jak trudno uzyskać pozytywny wynik testu, nie mówiąc już o tym by to wszystko miało szczęśliwe zakończenie...

Nieomylne Przeznaczenie (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz