Rozdział 28

1.6K 120 42
                                    

Oskar

Wydeptuję nerwową ścieżkę na szpitalnym korytarzu, gdzie przebywam od paru godzin, po tym jak doktorek zarządził wezwanie karetki i przewiezienie tu Paoli. Z tego co mi powiedziano, cios jaki zdążyła jej zadać nożem Keshia, był bardziej poważny niż to początkowo wyglądało. Zostały naruszone tętnice, przez co utrata krwi była zbyt duża.

Jak tylko przyjechaliśmy karetką do szpitala rozdzielono mnie z żoną, która nadal nie odzyskiwała przytomności, po czym zabrano ją na badania, a następnie na blok operacyjny. Tempo działania personelu medycznego było tak duże, że nikt nawet nie przejął się czy też nie zwrócił uwagi na fakt, że szantażowałem ich tym co im zrobię, jeśli nie uratują mojej koniczynki.

Moi bracia są ze mną, bo uparli się, że zaczekają aż sytuacja się wyjaśni, a my uzyskamy informację, że z Paolą wszystko dobrze.

Pogrążony w myślach kręcę się w kółko, dopóki nie dobiega mnie chrząknięcie od progu bloku operacyjnego. Zatrzymując się w połowie kroku przenoszę spojrzenie, na starszego mężczyznę w stroju chirurgicznym.

-Panie Rossi, czy możemy porozmawiać na osobności – zwraca się do mnie, a ja marszcząc brwi, sztywno potakuję głowę, bojąc się na zapas tego co ten konował może chcieć mi zakomunikować w cztery oczy.

Jednak nawet nie oglądając się na moje rodzeństwo, udaję się za medykiem do gabinetu, który mi wskazuje.

- Przepraszam, że to tyle trwało, ale musieliśmy się upewnić, że odpowiednio zaopatrzyliśmy naczynia, a następnie ścięgna. Toczymy też cały czas krew. – mówi, zmęczonym gestem przecierając czoło – Przez najbliższe dni będziemy obserwować ranę, podawać leki, a także nadzorować sprawność kończyny. Niestety prawdopodobnie zostanie blizna, ale to kwestia, którą zajmiemy się później. – referuje, a ja wpatruję się w niego wyczekująco - Pacjenta już się wybudziła. Jest stabilna i logiczna... - dodaje, przez co wreszcie mogę wziąć lżejszy oddech - Jednak poprosiłem pana o rozmowę na osobności, ponieważ martwi mnie co innego – lekarz wyrzuca z siebie, zerkając na mnie nerwowo.

-Co takiego dokładnie? – dopytuje zdezorientowany, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, by mężczyzna nie widział, jak zaciskam pięści, czekając na zapewne kolejne złe wieści, jakich mi ostatnio nie brakuje.

- Po wybudzeniu, zaobserwowałem kilka niepokojących symptomów w zachowaniu pani Rossi – odpowiada, nieznacznie kuląc się pod moim zimnym spojrzeniem.

Nie jestem w stanie nic poradzić na moją postawę, która jest jedynie formą zbroi przed następnym cisem, jakiego spodziewam się od losu.

- Proszę mówić – ponaglam go, starając się zachować spokój, by zachęcić go do podzielenia się swoimi uwagami.

- Cóż – zaczyna, po czym przełyka ciężko ślinę – jej stan emocjonalny wydaje się zły... a nawet bardzo zły... co rzutuje na wiele kwestii... Nie chcę stawiać tu żadnej diagnozy na wyrost, ale czy pańska żona doświadczyła ostatnio więcej podobnych .... Hmm – zacina się nerwowo, unikając mojego spojrzenia – przeżyć? – wyrzuca ostatecznie, kuląc się w obawie przed moją reakcją.

-Przeżyć? – pytam głupio, bo te jego zawiłości wprowadziły mi w głowie mętlik.

- W sensie tak intensywnych doświadczeń jak to dzisiejsze – doprecyzowuje niespokojnie, a ja wypuszczając powietrze, odchylam głowę do tyłu i przecieram czoło.

-Nie. – odpowiadam ze zdecydowaniem, prostując się i spoglądając bacznie na doktorka.

-Ah tak, rozumiem. – bąka słabo - Przepraszam za śmiałość panie Rossi, po prostu... pro-proszę zrozumieć, że dobro pacjentki i jej stan są dla mnie... – mówi, na jednym oddechu, ale uciszam go stanowczo, unosząc przed siebie dłoń i nakazując mu milczenie. On natomiast truchleje.

Nieomylne Przeznaczenie (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz