Rozdział 29

2.3K 116 24
                                    


Oskar

No i jak, domyślacie się już co to za niespodzianka?

Spryciary z Was, więc pewnie już coś Wam tam świta, ale przejdźmy do rzeczy.

Pojechałem, kupiłem i ... sprowadziłem do domu szczeniaka, a dokładniej dwumiesięcznego czekoladowego labradora.

Ktoś może powiedzieć - tani chwyt, ale mam to w dupie, bo choć sam nigdy nie miałem psa, to jak tylko zobaczyłem tę kipiącą radością i entuzjazmem kulę sierści wiedziałem, że podjąłem słuszną decyzję.

Ta jego energia jest wręcz zaraźliwa, więc nie ma opcji, żeby nie wzbudził w Paoli samych pozytywnych emocji.

Chociaż muszę przyznać, że Borys wcale nie miał radosnej miny, gdy dowiedział się, że wezwałem go specjalnie po to by zlecić mu wycieczkę do sklepu zoologicznego w celu zakupienia wszystkiego co potrzeba takiemu żywiołowemu pupilowi. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że wyraz twarzy mojego żołnierza był wręcz bezcenny. Wydaje mi się, że w pierwszych sekundach wydawało mu się, że nawet się przesłyszał. Jednak ostatecznie, jak przystało na oddanego pracownika, wykonał moje polecenie i to bez szemrania.

I tak oto, teraz stoję trzymając na rękach wyrywającego się szczeniaka i zdumiony rozglądam się po moim salonie. Za cholerę nie ogarniam tego co widzę... i zastanawiam się czy przypadkiem jakaś trąba powietrzna po prostu nie zrzuciła tu wszystkiego co udało jej się porwać po drodze...

Jednym słowem armagedon...

-Wykupiłeś cały ten sklep czy, kurwa, jak? - bąkam, z roztargnieniem rozglądając się po dotychczas przestronnej powierzchni, po której obecnie walają się sterty kartonów i toreb.

Jest tego kuźwa tyle, że z trudem można dostrzec fragmenty wystającej spod nich drewnianej podłogi...

-Nie – Borys od razu stanowczo zaprzecza – wziąłem tylko to co według ekspedientki powinien mieć szczeniak tej rasy. – wyjaśnia z pełną powagą, odstawiając ostatni karton – Wszystko zgodnie z rozkazem - dodaje.

-Myślałem, że co najwyżej przywieziesz opakowanie karmy i miskę...- rzucam z zadumą, lawirując między kolejnymi pakunkami, z których aż wysypują się najróżniejsze gadżety, służące do chuj wie czego.

- Wychodzi na to, że szczeniak potrzebuje o wiele więcej. Cholernie więcej – stwierdza również rozglądając się po ilości rzeczy, które zalewają salon – Ale ja się tam kłócić nie będę. Jak babka mówi, że potrzebne to na pewno potrzebne – dodaje, drapiąc się po szyi i rozciągając mięśnie karku - Tam są różne zabawki, a tam gryzaki czy coś - wyjaśnia, wskazują ręką na kolejne torby- Tu z kolei ma szef zapas karmy i jakieś przysmaki. - kontynuuje, podsuwając mi reklamówkę, do której obaj zerkamy nieufnie - O, a to legowisko. Podobno najlepszej jakości – informuje mnie, z dumą poklepując pakunek pokaźnych rozmiarów.

-Przecież to jest ogromne- bąkam, marszcząc brwi- ten pies się w tym czymś zgubi. O ile w ogóle uda mu się do tego wejść - komentuję z powątpieniem przyglądając się zdjęciu, które widnieje na froncie pudła. - Jesteś pewien, że ta kobieta, która ci doradzała, wiedziała co i jak? – pytam, zezując na Borysa.

-Wszedłem tam i zapytałem, czy znają się na psach, a ona powiedziała, że tak i że jej rodzina prowadzi ten sklep od pokoleń. – wyjaśnia luzacko – No to pokazałem jej zdjęcie tego tu – rzuca, machając dłonią w kierunku wyrywającego się szczeniaka – i powiedziałem, że wezmę to co uzna za stosowne – dodaje. – A ona od razu zaczęła wyliczać kolejne przedmioty, więc chyba zna się na rzeczy. – stwierdza, wzruszając ramionami.

Nieomylne Przeznaczenie (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz