Rozdział 23

1.1K 98 7
                                    

Oskar

Reszta pobytu w Grecji, upłynęła nam spokojnie, a mi udało się całkowicie zataić przed Paolą, to co zdarzyło się tamtej nocy, tak samo jak inne problemy. Co nie zmieniało faktu, że powrót do Palermo cholernie mnie stresował, ale tylko ze względu na moją żonę i na to jaki to będzie miało na nią wpływ. Tym bardziej, że wiedziałem, iż nie będę mógł już jej poświęcać, aż tyle uwagi, ile bym chciał. Robota czekała, a ja i tak zbyt długo ją odkładałem...

Niestety w chwili, gdy po przyjeździe z lotniska przekraczamy próg naszej rezydencji, zawisa nade mną najczarniejszy scenariusz, którego tak bardzo pragnąłem uniknąć. Paola wyraźnie markotnieje, a jej ciało z każdą sekundą coraz bardziej się spina, przez co serce ściska mi się boleśnie na jej reakcje, bo widzę, że w momentalnie wraca wszystko to co udało mi się od niej odgonić, gdy opuściliśmy ten dom.

-Koniczynko – mruczę niepocieszony, gdy z nieobecnym wyrazem twarzy rozgląda się po holu.

Nie reaguje w żaden sposób, tak jakby już była z powrotem w swoim osowiałym świecie. Rusza letargicznym krokiem do salonu, zupełnie mnie ignorując, ale gdy mnie mija ujmuje ją za dłoń. Mój dotyk ją zaskakuje, albo raczej wyrywa z tego odrętwiałego transu, bo Paola podrywa na mnie zdezorientowane spojrzenie.

-To, że nasze wakacje się zakończyły, a my wróciliśmy do zwykłej codzienności, wcale nie oznacza, że wraz z tym ma wrócić też co innego – mówię znacząco, patrząc stanowczo w jej dziwnie matowe zielone tęczówki. – Rozumiesz, co mam na myśli? - pytam dosadnie, gdy nie reaguje również ma moje wcześniejsze słowa.

W końcu po dłuższej chwili potakuje mi niemo głową, ale ja już wyraźnie widzę, że wakacyjna wersja Paoli, jaką udało mi się pobudzić do życia, zaczyna mi znowu przeciekać przez palce.

-Kochanie, rozmawialiśmy o tym. Czas ruszyć do przodu. – dodaję odrobinę zbyt surowo, ale cała ta sytuacja nadwyręża moje opanowanie. Nawet nie mam świadomości, że przez to, zaciskam również mocniej palce na jej ręce.

-Wiem – odpowiada, ale jej zahukana postawa, całkowicie temu przeczy, a ja zagryzam zęby z rodzącej się we mnie złości – jestem zmęczona. Pójdę się położyć – dorzuca bezbarwnym tonem, wyswobadzając się pospiesznie z mojego chwytu i wspina się po schodach na piętro.

Natomiast ja stoję w miejscu, zwijając palce w pięści i wpatrując się z rezygnacją w jej oddalającą się sylwetkę. Gdy znika mi z oczy, pochylam głowę i ściskam palcami nasadę nosa. Wiem, że powinienem pobiec za nią, że powinienem wymusić na niej by ze mną porozmawiała, czy też po to by ponownie nią wstrząsnąć, ale ja również jestem zmęczony. Tylko w zupełnie innym znaczeniu tego słowa.

Od tygodni walczę o nią, o nas i dziś po prostu nie mam na to sił, by toczyć kolejną bitwę. Tym bardziej, że każda z nich zaczyna stanowić odpowiednik syzyfowej pracy, bo choć czasem myślę, że w końcu wygrałem, to po dłuższym lub krótszy czasie moje pozorne zwycięstwo obraca się w pył, wymagając ode mnie dalszego działania bez gwarancji ostatecznego sukcesu.

Do tego muszę się jeszcze dziś skontaktować z Borysem i zająć się innymi aspektami naszego życia, które nie dają o sobie zapomnieć i domagają się mojej uwagi. Prostując się wchodzę do salonu i podchodzę do barku. Wyciągam butelkę Burbona i nalewam sobie trunku do szklanki. Po czym biorę ją do ręki i zamyślony wpatruję się w nią, jakbym miał znaleźć w niej rozwiązanie dla moich problemów.

Jednak narastająca we mnie wściekłość i frustracja, szybko mnie z tego stanu otrząsają, a ja zaciskam palce na szkle, by chwilę później cisnąć nim na drugi koniec pokoju. Nim przyjdzie mi do głowy dalej wyładowywać się w ten sposób, odzywa się dźwięk mojej komórki.

Nieomylne Przeznaczenie (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz